Nastał adwent – czas oczekiwania na powtórne przyjście Zbawiciela na końcu czasów. Czas wyciszenia, rozmodlenia, pokuty i pojednania. Cielesnym wymiarem tych przygotowań jest umiarkowany post, który ma umożliwić człowiekowi skoncentrowanie swoich myśli i dążeń na przygotowaniu się do Bożego Narodzenia. Ma to też wymiar praktyczny, całkiem przyziemny: żeby świętowanie naprawdę sprawiało przyjemność i miało aspekt wyjątkowości, musi być poprzedzone okresem kontrastującej z nim wstrzemięźliwości.
Przyjęło się w wielu miastach, gdzie dominuje religia katolicka, że część przygotowań przestrzeni publicznej do świąt dokonuje się z wyprzedzeniem. Zrozumiałe jest, że nikt nie będzie zwlekał do 23 grudnia z montowaniem skomplikowanej instalacji świetlnej w Rynku, bo jeśli coś się nie uda, drugiej szansy nie będzie. Jarmark z bożonarodzeniowymi ozdobami i przysmakami też przydaje się, zanim wszyscy – kupujący i wystawcy – oddalą się w zacisza własnych domów. Niemniej jednak, przygotowania czyni się dyskretnie, z poszanowaniem atmosfery adwentu, a wszelkie odstępstwa – takie na przykład listopadowe choinki w marketach – nie pozostawiają złudzeń co do merkantylnych pobudek. Kogo to drażni, wybierze skromny sklepik osiedlowy.
Tak być powinno. Jak jest?
Oto wieczór jednego z pierwszych dni grudnia w opolskim Rynku. Kręcąca się karuzela, toczące się pontony pochrzczone – zupełnie niepotrzebnie – z angielska. Oto wielka złota kula, przed którą indywidualne, sparowane lub zgrupowane postacie oddają się cyfrowemu samouwielbieniu i wysławiają tę bombkę za to, że już pod koniec listopada przyćmiła oczekiwaną tylko przez nerdów Gwiazdę Betlejemską (przed 2015 rokiem te same osoby zwano nie nerdami, lecz moherami). Kula jest zawadiacko przechylona na bakier i posiada funkcję tranzytywności: wrota z przodu, wrota z tyłu. Wchodzisz jako pomniejszy egoista, wychodzisz jako duży. Mieć taką aureolę ze złota nad sobą…
Oto rozbawione tłumy dorosłych pobierających w adwencie pokarmy wigilijne, oto rozpuszczone po płycie Rynku latorośle. Aż dziw, skąd oni wszyscy mają siły, skoro w tym mieście nie istnieje możliwość wyspania się: z piątku na sobotę warkot nocnych przejazdów samochodów po utrzymywanych z podatków ulicach miasta, w sobotę rano kawalkady mikołajków na motorach, w nocy z soboty na niedzielę kolejne popisy samochodowe. Skąd brać siły na te… te wszystkie… te warsztaty, koncerty i zabawy, skąd wykrzesać cień uśmiechu, skoro kąciki ust same opadają?
I tak oto podczas tej peregrynacji wybrzmiewa w mej pamięci ton adwentowej Księgi Gróźb Izajasza, w najdramatyczniejszej wersji z Biblii Tysiąclecia:
4.
Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością,
plemię zbójeckie, dzieci wyrodne!
Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela,
odwrócili się wstecz.
5.
Gdzie was jeszcze uderzyć,
skoro mnożycie przestępstwa?
Cała głowa chora, całe serce osłabłe;
6.
od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej:
rany i sińce i opuchnięte pręgi,
nie opatrzone ani przewiązane,
ni złagodzone oliwą.
7.
Kraj wasz spustoszony, wasze miasta ogniem spalone,
cudzoziemcy tratują wam niwy na waszych oczach:
spustoszenie jak po zagładzie Sodomy.
8.
Córa Syjonu ostała się
jak chatka w winnicy,
jak szałas w ogrodzie warzywnym,
jak miasto oblężone.
9.
Gdyby nam Pan Zastępów nie zostawił Reszty,
stalibyśmy się jak Sodoma,
podobni bylibyśmy Gomorze.
Oto niekończące się szpalery straganów. Zdominowały wszelkie inne funkcje strefy pieszej, w tym komunikacyjną. Ludzie wciąż jeszcze pracują na swoje świętowanie, a już teraz pójście rano prosto z dworca do centrum na piechotę i zdążenie na czas do pracy zostało im odebrane. Bo ci, którzy sumiennie pracują, ci, którzy starają się być punktualni oraz ci, którzy nie chcą swą osobą i jej potrzebami obarczać tego świata, nie są elektoratem obecnych władz miasta. Są zawadą. Przeszkodą. Drętwoty jedne. Ponuracy. Są z natury jacyś tacy… śląscy. Na pewno po kryjomu ciasteczka niemieckie wcinają. A ma być fajowo i odlotowo.
Oto wszystko migocze, wydziela odory i dźwięki, angażuje wszystkie zmysły, nie dając w zamian żadnej konkretnej wartości poznawczej. Przy ognisku stoją całe ściany z pociętych szczap drzew, które w oczekiwaniu na spalenie ku uciesze gawiedzi spijają deszcz i zapowiadają, że tak łatwo wilgoci nie oddadzą. Będą kopcić. Wszystko wokół błyszczy i należycie kosztuje. I zbiera kurz.
Oto w mediach przedstawiciel Ratusza. Jest przeszczęśliwy, że tłum tak bardzo się uradował z takiego właśnie rozgospodarowania ich wspólnych funduszy. Że już więcej tych przejedzonych, wyświeconych i wypalonych pieniędzy nie zobaczą. To dopiero inwestycja! Społeczność Opola tak miło przyjęła perspektywę, że 24 grudnia te karuzele będą już przybrudzone, skrzypiące, opatrzone. Po prostu zużyte. Wierne media chłoną blask bijący z odkarmionego oblicza zwiastuna odpustowej rozpusty, mikrofony spijają jego uwielbienie dla małomiasteczkowego cezara, który go tu przysłał. Największym szczęściem tegoż cezara jest to, że jego będące wynikiem jakiejś okrutnej pomyłki dziejowej panowanie przypadło na 800-lecie miasteczka. Herodowi też się trafiła okrągła data, co za duma. Nagrania z tej Gwiazdki muszą przebić bestseller „Wielkie żarcie”. Więc niech Państwo klikają!
I tak oto znów poprzez strudzone dżingoebbelsami uszy wdziera mi się w duszę niezmordowany prorok Izajasz:
10.
Słuchajcie słowa Pańskiego, wodzowie sodomscy,
daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory!
11.
«Co mi po mnóstwie waszych ofiar? –
mówi Pan.
Syt jestem całopalenia kozłów
i łoju tłustych cielców.
Krew wołów i baranów,
i kozłów mi obrzydła.
12.
Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną,
kto tego żądał od was,
żebyście wydeptywali me dziedzińce?
13.
Przestańcie składania czczych ofiar!
Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu;
święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań…
Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości.
14.
Nienawidzę całą duszą
waszych świąt nowiu i obchodów;
stały Mi się ciężarem;
sprzykrzyło Mi się je znosić!
15.
Gdy wyciągniecie ręce,
odwrócę od was me oczy.
Choćbyście nawet mnożyli modlitwy,
Ja nie wysłucham.
Ręce wasze pełne są krwi.
16.
Obmyjcie się, czyści bądźcie!
Usuńcie zło uczynków waszych
sprzed moich oczu!
Przestańcie czynić zło!
17.
Zaprawiajcie się w dobrem!
Troszczcie się o sprawiedliwość,
wspomagajcie uciśnionego,
oddajcie słuszność sierocie,
w obronie wdowy stawajcie!
18.
Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! –
mówi Pan.
Choćby wasze grzechy były jak szkarłat,
jak śnieg wybieleją;
choćby czerwone jak purpura,
staną się jak wełna.
19.
Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni,
dóbr ziemskich będziecie zażywać.
20.
Ale jeśli się zatniecie w oporze,
miecz was wytępi».
Albowiem usta Pańskie [to]wyrzekły.
Oto wielkie ognisko, przy którym skupiło się mnóstwo osób, które przyszły tu jako obce i odejdą stąd jako obce. Opole nie może się zdecydować, czy chce zostać wielką metropolią, czy średniowieczną wioską. Więc narąbało drzew i wypala je ludziom pod oknami. Wokół Rynku, kolejne lokale zaczynają imitować wypalanie szczap i kopalin. Po to, żeby w centrum nie uchował się żaden człowiek świadom wpływu na zdrowie wdychania dymu na okrągło. Ani żaden z tych, którzy cierpią na każdym spacerze po Opolu i wokół jego akwenów, widząc połamane kikuty drzew, dogasające dzikie grillowiska i resztki po wypalonych kablach. Niech czym prędzej się wyprowadzi, burżuj jeden i wysublimowany inteligent, a jeśli tam po wioskach zacznie kułaczyć: podratowywać zdrowie, odzyskiwać godność, samodzielność i poczucie wspólnoty, jednym słowem czuć się za dobrze, to przesunie się granice miasta, żeby go z powrotem pojmać wraz z jego podatkami na podpałkę. A ci, którzy na to wszystko potrafią spoglądać obojętnie, albo wręcz z zachwytem, zaniosą swe zmaltretowane zwoje jelit obarczone złogami przed swe bezbożne stoły wigilijne i będą się dziwić, czemu im z roku na rok karpik jakoś coraz słabiej wchodzi. Obolałe od świecidełek oczy będą mrużyć się i łzawić, odwracając się od blasku bijącego ze żłóbka.
I tak oto wraz z ostrą wonią palonych korpusów, okraszoną zapachem piekielnej smoły z pobliskiej ul. Piastowskiej, która musi być blokowana nadmiarem samochodów aż do wejścia w życie zezwolenia RDOŚ na trasę średnicową, przez nozdrza i zatoki wwierca mi się do serca Izajaszowy monit i jego od czci i godności odwołanie:
21.
Jakżeż to miasto wierne
stało się nierządnicą?
Syjon był pełen rozsądku,
sprawiedliwość w nim mieszkała,
a teraz zabójcy!
22.
Twe srebro żużlem się stało,
wino twoje z wodą zmieszane.
23.
Twoi książęta zbuntowani,
wspólnicy złodziei;
wszyscy lubią podarki,
gonią za wynagrodzeniem.
Nie oddają sprawiedliwości sierocie,
sprawa wdowy nie dociera do nich.
24.
Przeto [taka jest]wyrocznia Pana,
Boga Zastępów, Wszechwładcy Izraela;
«Ach! uraduję się kosztem moich wrogów,
pomszczę się na mych nieprzyjaciołach.
25.
Obrócę rękę moją na ciebie,
wypalę do czysta twą rudę
i usunę cały twój ołów.
26.
Przywrócę twoich sędziów jak dawniej,
i twoich radnych jak na początku.
Wówczas cię nazwą: Miastem Sprawiedliwości,
Grodem Wiernym».
27.
Syjon okupi się poszanowaniem prawa,
a jego nawróceni sprawiedliwością.
28.
Buntownicy zaś i grzesznicy razem będą starci,
a odstępujący od Pana wyginą.
Oto wielka wanna na stawku zamkowym. Pardon, lodowisko. Lodowisko polityczne, mające pokazać, jak nam tu dobrze i niczego nam nie brakuje. Oraz że szanuje się historię i tradycję Opola, czego kolejnym przejawem będzie wycięcie najlepszej części Parku Nadodrzańskiego i poprowadzenie trasy średnicowej na tejże samej wyspie Pasiece. Konstrukcja przyzwoita, bezpieczniejsza niż w zeszłym roku. Tyle że nigdy nie wpasuje się w historycznego ducha tego miejsca. Wzdłuż bandy przymuszany jest do stania w pionie rząd zgilotynowanych świerczków. Do Wigilii zdążą wyłysieć i pewnie zostaną bez społecznego szemrania zastąpione przez kolejny rząd świerczków, niczym kontyngenty pracowników w prężnych korporacjach. Do lodowiska prowadzą schody nieuprzątnięte z suchych gałęzi. Znać, że okazały się za ciężkie dla operatorów notorycznych dmuchaw spalinowych: a któż by się tam po jakieś gałęzie nachylał. Przecież nachyla się tylko sprzątacz, tylko sprzątacz sięga po miotłę i grabie. Co innego gwardia: Gwardia stoi z rurą i częstuje spalinami i decybelami siebie i otoczenie.
Schody toną w mroku. Podest tonie w mroku. Postępuję i nagle znajduję się kilkadziesiąt centymetrów niżej, z przygryzionym językiem. Stojąca obok Pani uroczyście i usłużnie informuje mnie, że podest się skończył. Niniejszym wpadłam do stawu. Wyciągam z kieszeni lampkę rowerową i z jej pomocą wdrapuję się na podest i na resztkę swej godności. Przez chwilę podziwiam łyżwiarzy przedzierających się dzielnie przez grubą warstwę zdartego lodu i śniegu. Rolba podobno jest, ale być może to także rolba polityczna, stoi i robi PR komu trzeba. Mrużę oczy pod niskim jupiterem, w obecności którego wytrzymałabym najwyżej kwadrans, a na pewno nie ważyłabym się zrobić piruetu. Czytam regulamin obiektu. Dowiaduję się, że obsłudze lodowiska przysługuje prawo odmowy wstępu wobec kogokolwiek bez podania przyczyny. W mieście, gdzie nawet absolwentka z najwyższą średnią na roku może dostać zatrudnienie na swej alma mater tylko na wariackich zasadach, po czym stracić je bez możliwości wyelicytowania uzasadnienia, nie warto pod takim regulaminem nawet moczyć łyżew. Ale to nieistotne, przecież to i tak lodowisko polityczne. Jak tu się na nim bawić, wiedząc, że tuż za rogatkami tego miasta płaczą ludzie pozbawieni przyszłości?
I tak jakbym słyszała z głośników nad lodowiskiem spływające strugami winylu pieśni adwentowe, tę ludową rzecz pospolitą, której ze świadomości osoby prawidłowo ochrzczonej nie wyrwie ani banicja, ani cenzura, ani nawet powszechny przymus edukacji:
Niebiosa, rosę spuszczajcie z góry,
Sprawiedliwego wylejcie chmury;
grzech nas oszpecił i w sprośnej postaci
stoim przed Tobą jakby trędowaci.
Padliśmy wszyscy jak liść w jesieni,
zbrodniami jak wichrem rozproszeni,
Tyś Twe oblicze zasłonił przed nami
i Tyś naszymi złamał nas zbrodniami.
Posłał mnie Pan gotować
Mu drogę i prostować.
Chodźcie wśród dnia światłości,
Nie w obżarstwie i zbytku,
Uczcie się sprawiedliwości,
Żyjąc dla dusz pożytku;
Jedność i zgodę szanujcie,
Zbawiciela naśladujcie.
Od Aniołaś pozdrowiona, gdyś poczęła w sobie Pana;
Imię Matki naszéj owéj odmieniaj ku pokojowi.
Rozwiąż związki zadłużonym, przynieś światło zaślepionym:
Odpędź od nas, co jest złego, daj chcieć i mieć, co dobrego.
Zetrze węża łeb chytrego,
Na zdradę czuwającego,
Przyjdzie z Świętymi licznymi
Zwyciężyć nad ubogimi.
Sporo wiosen już widziałam i nie dam rady ukryć, że i tę samą liczbę adwentów. Ale to jest zdecydowanie najbardziej rozbrykany adwent, jaki kiedykolwiek jawił mi się przed oczyma. Wszystkie te harce mają miejsce już przed oficjalnym rozpoczęciem jarmarku, które i tak przypada nieprzyzwoicie wcześnie, w środku jesieni, kiedy jeszcze nie wszystkie zbutwiałe liście zostały oszczekane przez gardziele dmuchaw. W ten sposób władze tego miasta pozwalają sobie na zdystansowanie nawet samych siebie.
Zapłonęła świeca pokoju. Pewien "archanioł nad archanioły" zamierza pozwać do sądu ludzi pozwalnianych z pracy, poodrywanych od drogi rozwoju osobistego i poskłócanych między sobą, dlatego że ważą się protestować w nie taki sposób, w jaki on by to widział.
Zapłonęła świeca wiary. Pewien "anioł inaczej" pokazał, jak małej jest wiary w odniesieniu do potencjału ludzi tworzących jego samorząd. Nie wierzy, że wśród nich wielu nie chce współuczestniczyć w rozbijaniu sąsiednich gmin. Nie wierzy, że mogą woleć sami zapracować na to lodowisko niż wpędzać w imię rozrywki niewinnych Sąsiadów w marazm wegetacji. Nie wierzy, że są jeszcze w tym mieście serca na tyle wielkie, że nie przejdą przez złotą kulę. Niech ich nikt kolanem nie dociska.
Zapłonęła świeca miłości. Śliskousty "wiceanioł" tak bardzo chce obdarować gminy jałmużną adwentową, a one jego miłosierną rękę z obrzydzeniem odtrącać śmieją. Przytuli do swej piersi sieroty, wszak wie lepiej, jak się nimi opiekować niż powiat. A jeśli któreś z dzieci posiada niezbyt rychtyk fajn Papiere, to się zmieni w Domu proporcje i pozostałe dzieci w ten sposób od zgorszenia i zgermanizowania uratuje.
Zapłonęła świeca nadziei. „Porzućcie wszelką!” – zakrzyknął po dantejsku kolejny z zastępów zastępców aniołów. Oderwany od twórczego dzieła przelewania z WiK-u w puchary bez dna, teraz w charakterze posiłków ów "wiceanioł" podpiera swym połamanym skrzydłem podczas konferencji prasowych wyżej wymienionego wysłannika piętra minus dziewiątego.
I odpuść nam nasze winy…