Sport jest dziedziną życia, która z natury rzeczy powinna być fair-play. W Opolu niestety nie jest. Wielu z nas pamięta, jak prezydent Wiśniewski podpisywał w blasku fleszy napisany przez siebie kontrakt społeczny, w którym zawarta była deklaracja dalszego wsparcia dla klubów sportowych z anektowanych gmin. Papier wszystko zniesie, kamera też sporo potrafi. Przyjrzyjmy się głębiej, jak wygląda sport w Opolu.
W listopadzie można było przeczytać na Facebooku wpis byłego już prezesa Gwardii Opole Sp. z o.o., Janusza Maksyma. To długa, bardzo gorzka lektura (dostępna tutaj: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=115745728906991&set=a.115720108909553.1073741828.100014146932365&type=3&theater), która pokazuje jak „kasta ratuszowa” prezydenta Wiśniewskiego robiła wszystko, aby przejąć w swoje ręce klub, oczywiście za złotówkę. Mowa o byłym i obecnym wiceprezydencie odpowiedzialnym za sport oraz radnym prezydenta – o osobach, których funkcja ma charakter zaufania publicznego.
Jak dziś wygląda jeden z flagowych okrętów opolskiego sportu, Gwardia Opole S.A.? Mamy do czynienia z podmiotem funkcjonującym na prawach spółki akcyjnej, jednak nie wiemy kto jest jego właścicielem. Nie wiedzą tego ani obywatelki i obywatele, ani kibice, bo tę ekskluzywną wiedzę posiada jedynie Ratusz. Dlaczego to takie ważne? Dlatego, że miasto przeznacza na prywatny klub 1,5 mln zł.
1 mln zł wykładają Wodociągi i Kanalizacja w Opolu, które są w 100% miejską spółką. Pozostałą część klub otrzyma z kasy miasta. Popatrzmy na skład zarządu Gwardii. Prezesem jest dyrektor MOSiR-u, Przemysław Zych, wiceprezesem etatowa pracowniczka MOSiR-u, Anna Wesołowska, a dyrektorem sportowym jest radny prezydenta Wiśniewskiego, Tomasz Wróbel. Oczywiście wszyscy oni pracują na rzecz klubu za darmo po godzinach swojej normalnej pracy. Oczywiście. A świstak siedzi.
Nowe kierownictwo Gwardii dążyło i nadal dąży do podziału środowiska kibicowskiego. „Niewygodni” i „problematyczni” są blokowani na oficjalnym fanpage'u. A to tylko promil.
Innym przypadkiem, w którym modus operandi kasty ratuszowej prezydenta Wiśniewskiego wygląda tak samo jak w Gwardii, jest siatkówka kobiet. W mieście obecne są dwa zespoły: „reżimowy” oraz „wyklęty” – taki podział zaproponował redaktor Sagan z NTO. Ten reżimowy to AZS Opole, a właściwie AZS Politechniki Opolskiej, na czele którego stoi nie kto inny, jak radny prezydenta, Tomasz Wróbel. Klub powstał po tym jak kasta rozbiła dotychczas funkcjonujący SMS LO II Opole i przejęła jego zawodniczki. Zespołem „wyklętym” są siatkarki Uniwersytetu Opolskiego. Może się wydawać, że nie ma w tym nic złego – skoro Opole ma być duże, to starczy miejsca dla dwóch zespołów. W Londynie, Madrycie czy Barcelonie (mniejszej od powiększonego Opola) jest przecież kilka zespołów piłkarskich. W gminie Dobrzeń Wielki są przecież osławione już cztery kluby sportowe. W Orlen Lidze mamy dwa zespoły z Łodzi. Da się? Da się…
Niestety dla prezydenta Wiśniewskiego i jego kasty zespół UO jest solą w oku. Do miana legendy na ratuszowych korytarzach urosła historia, która rozegrała się przed startem sezonu. Pod nieobecność prezydenta Wiśniewskiego jeden z jego zastępców zadzwonił do dyrektora LO II i wydał zakaz udostępniania hali sportowej na treningi i mecze. Zakaz odwołano, bo szybko okazało się, że drużyna ECO AZS Uni Opole mogłaby rozgrywać swoje mecze na hali w jednej z gmin, której tereny maja być anektowane do Opola, co byłaby wizerunkową klapą. To tylko jeden z przykładów na małostkowość władzy. To również pokaz tego, jak poszerzenie miasta działa zakulisowo.
Zespół uniwersytecki nie tylko radzi sobie dobrze sportowo, ale również wizerunkowo, co budzi zawiść kasty. Dlatego też w Ratuszu już otwarcie mówi się o tym, że jak tylko w ECO będzie wybrany nowy zarząd – posłuszny prezydentowi – to zostanie rozwiązana umowa z Uniwersytetem i podpisana z Politechniką, która przejmie cały dotychczas mozolnie wypracowany wizerunek i sponsora.
Przy okazji poszerzenia Opola wiele mówi się o tym, że Ratusz nie potrafi przygotować własnych terenów pod inwestycje, więc zagrabia te przygotowane przez okoliczne gminy. Przykłady z opolskiego sportu pokazują ten sam schemat – opolscy włodarze nie potrafią niczego stworzyć samodzielnie. Jedyne działanie to siłowe przejmowanie dorobku wypracowanego przez innych, w tym przypadku nierzadko przez społeczników i wolontariuszy.
Przejęcie klubu uniwersyteckiego przez Ratusz obnaża kolejną hipokryzję i fałsz prezydenta Wiśniewskiego wobec Uniwersytetu Opolskiego. Z jednej strony bowiem obiecano pomoc w sprawie kierunku medycznego, z drugiej chce się zabrać to, co ludzie z Uniwersytetu wypracowali sami.
Jedno uda się jednak na pewno – i udaje się zawsze. To przecięcie wstęgi. Szkoda tylko, że kto inny ją powiesił.