Z Anną Potocką, która od 26 lat jest dyrektorem Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu i która współtworzyła to miejsce wraz z opolskimi artystami, rozmawia Anna Konopka.
Zrezygnowała Pani z udziału w konkursie na dyrektora GSW. Trudno będzie się rozstać z miejscem, zespołem?
W tym roku świętuję 40-lecie pracy zawodowej, w tym przez 38 lat związana jestem z GSW. To czas kreowania jej marki i prestiżu. Myślę, że to dobry czas na odpoczynek. Ale zaznaczam, że czuję się bardzo dobrze, mam dalej dużo chęci i zapału.
Galeria to Pani dziecko, budowała ją Pani od podstaw.
Zaczynałam jeszcze w Biurze Wystaw Artystycznych przy Ozimskiej 10. Po dwóch latach zostałam kierownikiem działu oświatowego. Opolanie już tak dobrze nie pamiętają, że od 1975 roku mieliśmy siedzibę i na Ozimskiej, i przy placu Lenina, dziś – Teatralnym. A do tego były dwa oddziały Galerii Ratuszowej w Brzegu i w Kędzierzynie-Koźlu, a jeszcze wcześniej w Raciborzu. Niektóre wystawy premierowe mogliśmy przenosić w teren i wyjść z tą sztuką do ludzi.
Ta sztuka docierała więc także na wieś i do małych miejscowości.
W ramach tzw. pracy oświatowej twórczość trafiała prosto do stołówek, domów kultury, były też prelekcje dla mniejszych grup poza Opolem. A wystawy plenerowe robimy od 15–20 lat. Trzeba pamiętać, że wcześniej nie było takich możliwości drukarskich.
Opolski oddział BWA, jako pierwszy z 16 takich oddziałów z całej Polski, został zlikwidowany w 1991 roku. Co było potem?
W BWA na Opolszczyźnie mieliśmy 48 pracowników w różnych oddziałach. Już w 1992 roku oficjalnie powołano GSW jako prawną kontynuatorkę BWA, ale z 11-osobowym zespołem.
To nie brzmi jak łatwy start…
Po likwidacji BWA byliśmy w szoku. Dostaliśmy budynek i lichą dotację. Konkurs na dyrektora ogłoszono po dwóch latach. I wygrałam. Znałam wady i zalety instytucji, wiedziałam, czego chcę, jednak byłam bardzo młodą osobą, a tu pracowali wyjadacze. Co gorsza – przyzwyczajeni do tego, że wszystko po prostu zawsze było. Nagle to się skończyło.
Z czasem pojawiały się i pomysły, i pieniądze. Dziś już nie musi Pani prosić o wsparcie. Galeria wypracowała markę.
Byliśmy bardzo zdeterminowanym zespołem. Wiedzieliśmy, że do stracenia jest instytucja. Sponsorów trzeba było nauczyć współpracy. Czasem to zajmowało kilka lat, by ktoś „zaskoczył”, o co chodzi (śmiech).
Na tyle, że jedną z najbardziej prestiżowych wystaw na świecie zgodziła się pokazywać u nas holenderska fundacja World Press Photo, która organizuje światowy konkurs fotografii prasowej. I te zdjęcia, dokumentujące najważniejsze wydarzenia społeczno-polityczne z danego roku, oglądamy w Opolu już od dwudziestu lat!
Początki wystawy WPP nie były łatwe. Pierwszą ekspozycję spłacaliśmy częściowo z biletów. To było niezwykle trudne zadanie. Przez lata wystawę było można obejrzeć jedynie we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie i… w Opolu. A rok temu – tylko u nas! To powinna być refleksyjna wystawa stawiająca pytanie: „dokąd ten świat zmierza?”. Gdy danego roku zwycięży tragiczne zdjęcie – wojny, epidemii czy powodzi – konkurs WPP ma także wymiar humanitarny, pomaga wysłać pomoc i zwrócić uwagę świata na dany problem.
Mówimy o 40-leciu Pani pracy zawodowej, ale z tym opolskim środowiskiem związana była Pani już jako nastolatka.
Zaczynałam od ogniska plastycznego, później był „Plastyczniak”, gdzie miałam wspaniałych nauczycieli. Szkołę skończyłam z pierwszą lokatą i uczelnię mogłam wybrać bez egzaminów. Zawsze pociągała mnie teoria, więc wybrałam historię sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim i jako jedyna skończyłam rok. Zaparłam się, by pracować w zawodzie. I tak pierwszą pracę znalazłam w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Jednak okazało się, że muzeum, choć mam wielki szacunek do tego miejsca, to nie na mój temperament (śmiech).
Stworzenie pociągającej wystawy nie jest łatwe. Według jakiego klucza Pani pracowała?
Wystawy nie muszą być zrozumiałe i czytelne. One mają nieść problem artystyczny, który rozwiązywany jest za pomocą edukacji. Już dzień po otwarciu edukujemy w różnej formie: od przedszkolaków po seniorów. I faktycznie, jeśli coś jest trudne, to tłumaczymy.
Czego życzy Pani dr Joannie Filipczyk z Muzeum Śląska Opolskiego, która obejmie stery GSW w październiku?
Cieszę się, że to ktoś ze środowiska. Znamy się z Asią od lat, współpracowałyśmy przy wielu projektach, zawsze mogłyśmy na siebie liczyć i dlatego zawsze będę doradzać, wspierać i z radością podzielę się moimi doświadczeniami. Zostawiam galerię w bardzo dobrej sytuacji: merytorycznej, artystycznej i mimo epidemii – także finansowej.
Dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ: Dr Joanna Filipczyk: Wiedza o artystach naszego regionu jest wciąż bardzo niewielka [ROZMOWA]