Co piąta apteka jest tak zadłużona, że trafiła już do rejestru długów. Za chwilę może być tak, że w aptece kupimy suplementy diety, witaminy i kosmetyki, ale z kupnem prawdziwych leków będzie już kłopot.
Osoba podchodząca do okienka w aptece nie ma zielonego pojęcia, co dzieje się na jej zapleczu. Ważne jest, żeby móc zrealizować receptę, farmaceuta służył radą, a najlepiej, żeby jeszcze się uśmiechał. Jednak apteka to przedsiębiorstwo, a porównując do ub.r., złotówka warta jest 84 grosze, wzrosły koszty ich utrzymania, m.in. wynagrodzeń i energii. Niektórym aptekom na Opolszczyźnie comiesięczne rachunki za energię wzrosły z 3 tys. zł do 10 tys. zł. Ale to jeszcze nie największy problem…
– Sytuacja aptek pogarsza się z dnia na dzień – podkreśla Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej i właściciel apteki w Oleśnie. – Przy rosnącej lawinowo inflacji i kosztach utrzymania, apteki po prostu nie są w stanie kupować już drogich leków.
A to dlatego, że aptekarz najpierw wykłada pieniądze z własnej kieszeni, żeby móc kupić lek w hurtowni, a po kilku tygodniach następuje zwrot tej kwoty.
– Czyli NFZ oddaje aptekarzowi jego własne pieniądze, a minister zdrowia w swoim obwieszczeniu mówi, ile apteka może na tym zarobić – wyjaśnia Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. – Przy tych najdroższych lekach marża nie przekracza 1,5 procenta, którą zjada wysoka inflacja. A gdzie pozostałe koszty utrzymania?
Mamy więc sytuację, że teraz zakup leku za kilka tysięcy złotych może oznaczać stratę dla apteki.
– W sytuacji, kiedy NFZ oddaje pieniądze za kilka tygodni, to do takiego leku apteka dopłaca już kilkadziesiąt złotych – mówi Marek Tomków. – Finansowanie tych leków zostało ustalone dziesięć lat temu i od tego czasu nikt go nie modyfikował.
Natomiast pacjent zupełnie nie jest świadom, jak działa system, że lek, za który płaci kilka złotych, jest w rzeczywistości wart kilka tysięcy.
Opolscy aptekarze już rezygnują z kupowania tych droższych leków, a niektórzy ograniczają godziny otwarcia aptek. Wzrost inflacji i kosztów utrzymania aptek odbija się na pacjentach.
– Na aptecznych półkach będą coraz większe braki i to jest nieuniknione – ostrzega Marek Tomków. – Z czasem i te tańsze leki mogą się stać mniej dostępne. My potrzebujemy pieniędzy, żeby zapłacić za leki w hurtowni. Nasz oddział NFZ to rozumie, bo robi wszystko, żeby ta refundacja była wypłacana jak najszybciej.
W hurtowniach leków też nie jest różowo, m.in. z powodu rosnących cen paliwa. Hurtownie kilka razy w ciągu dnia dostarczają leki do aptek, więc to są spore koszty.
W Polsce apteki zaopatruje zaledwie dziesięć hurtowni i jeśli któraś z nich wpadnie w kłopoty, to bezpośrednio odbije się to na pacjentach.
Co należałoby zrobić w tej sytuacji?
– Usiąść do rozmów z ministrem na temat ustawy refundacyjnej – odpowiada Marek Tomków. – Interwencja Ministerstwa Zdrowia w tej sytuacji jest koniecznością.
Jeżeli apteka nie będzie w stanie zapłacić ZUS-u, czynszu, to będzie rezygnować zakupu drogich leków. Najdroższe są np. leki na akromegalię, choroby rzadkie, a także wszystkie leki najnowszej generacji, a mające dużą skuteczność.
A co z zadłużeniem aptek, które nie dość, że nie maleje, to jeszcze wiele aptek ma problem z bieżącą spłatą kredytów?
– Niepokoi nas to, że po rekordowym zadłużeniu w 2020 roku, kiedy długi aptek przekroczyły 112 mln zł, teraz znów to zadłużenie lawinowo rośnie – przyznaje wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej. – Apteki jednak nie znikną, tyle, że jak tak dalej pójdzie, to będą handlować tylko suplementami…
Czyli zamiast o leki ratujące życie i zdrowie, łatwiej będzie o kupno kremu przeciwzmarszczkowego. Najnowszej generacji…
Jeden komentarz
Aptek jest w Opolu po prostu za dużo. Malinka, ul. Bielska – trzy apteki. Dwie koło siebie (Czerwona Torebka), trzecia 100 m dalej. Jest jeszcze czwarta – obok Dino przy al. Solidarności. Zaraz kawałek dalej jest apteka na Witosa.
To jak to ma być rentowne?
Odnośnie zakupu leków to przecież mają odroczone terminy w hurtowniach. Inaczej ten biznes dawno by padł…