2 maja 2021, Prezydent RP Andrzej Duda jako wyraz najwyższego szacunku wobec znamienitych zasług na rzecz suwerenności i niepodległości Państwa Polskiego nadał pośmiertnie Alfonsowi Zgrzebniokowi, pseudonim „Rakoczy”, bohaterowi, naczelnemu dowódcy I i II Powstania Śląskiego i uczestnikowi III Powstania Śląskiego, jednemu z założycieli Związku Powstańców Śląskich – Order Orła Białego.
(Część pierwsza: https://opowiecie.info/burzliwe-zycie-alfonsa-zgrzebnioka/ )
W kwietniu 1919 roku wraz z czteroosobową delegacją POW Zgrzebniok przekazał generałowi Józefowi Dowbor – Muśnickiemu decyzję o rozpoczęciu powstania. W sierpniu został komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej i jednym z dowódców pierwszego powstania śląskiego. Trwało ono zaledwie dziesięć dni i z punktu widzenia wojskowego nie było udane, ale dało władzom niemieckim wyraźny sygnał: Ślązacy nie pogodzą się z ich rządami. Czas pomiędzy jednym a drugim zbrojnym wybuchem spędził w Sosnowcu, powrócił dopiero, kiedy Niemcy zostali zmuszeni przez państwa zwycięskie do ogłoszenia amnestii i kontynuował swoją działalność aż do wybuchu trzeciego powstania śląskiego, w którym pełnił już tylko funkcję doradcy przy sztabie 1 Dywizji Wojsk Powstańczych. Współpracował z Polskim Komisariatem Plebiscytowym w Bytomiu. Uczestniczył w akcji agitacyjnej, przemawiając na licznych wiecach. 27 maja 1920 r. kierował w Bytomiu wewnętrzną obroną hotelu „Lomnitz”, siedziby Polskiego Komisariatu Plebiscytowego i dowództwa POW, na który napadły bojówki niemieckie.
– Podczas tego ataku znajdował się w hotelu i dowodził jego obroną – opowiada prof. Piotr Pałys. – Dodajmy – skutecznie. To z jego inicjatywy o walkach powiadomiono Francuzów. Jego wysłannik dotarł do ich koszar i Francuzi ruszyli by rozpędzić atakujących bojówkarzy.
– Po powstaniach, po podziale Górnego Śląska usunął się trochę w cień – przyznał prof. Marek Masnyk.– W kraju wygrał nie ten obóz polityczny, którego poglądy polityczne były mu bliskie. Jednak nie pozostał bierny. Współtworzył związek byłych powstańców i tych kombatantów wywodzących się ze środowiska powstańczego. Był jednym ze współzałożycieli Związku Obrony Kresów Zachodnich.
W lutym 1923 r. Alfons Zgrzebniok ożenił się z Heleną Woźniak, pochodzącą z rodziny znanej na Śląsku z głębokich patriotycznych tradycji. Pół roku później podjął pracę nauczyciela w Gimnazjum Klasycznym w Królewskiej Hucie czyli dzisiejszym Chorzowie. Udzielał się społecznie. Był autorem licznych artykułów zamieszczanych w pismach młodzieżowych wychodzących na Śląsku. Był lubiany przez młodzież. Mimo że uczył chorzowian tylko 4 lata, trwale zapisał się w pamięci swoich uczniów.
W 1927 r., powołany do Wojska Polskiego, przeszedł do pracy w Wydziale Wojskowym Komisariatu Generalnego Rządu Polskiego w Gdańsku, gdzie Wydział ten miał do wypełnienia swoje szczególne zadania, czasem wysoce niebezpieczne. Wykonania jednego z takich zadań Zgrzebniok omal nie przypłaca życiem. Nieznane są okoliczności zorganizowanego na niego zamachu, jednak pod koniec 1931 r. odwołano go z Gdańska i przeniesiono do Torunia, na stanowisko prowizorycznego radcy wojewódzkiego, a następnie naczelnika Wydziału Pracy i Opieki Społecznej Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Następnie mianowany został wicewojewodą białostockim. Piastując to stanowisko nadal oddawał się pracy społecznej i pełnił szereg funkcji w organizacjach społecznych.
– Nie zachowały się świadczące o jego zaangażowaniu w pracach jakichś grup narodowych polskich materiały z lat młodzieńczych, z gimnazjum raciborskiego – przyznaje dr Adriana Dawid. – Nie mamy materiałów organizacji wojskowych, z którymi był związany. Osobiście zadbał o to, by zniszczyć wszystkie dokumenty. Przykazał swoim najbliższym – młodszemu bratu i żonie by zniszczyli jego własne osobiste zapiski. Jego dzienniki również zostały zniszczono na jego polecenie.
Po podziale Górnego Śląska, gdy już osiadł na stałe w Polsce – pisał. Dużo publikował w różnego rodzaju lokalnych czasopismach, gazetkach młodzieżowych – tej spuścizny po nim też nie ma. Z przekazów pośrednich wiemy, że był fantastycznym mówcą, ale próżno szukać zapisów tych jego wystąpień czy tym bardziej nagrań.
Przyglądając się jego działalności trudno uwierzyć, by pozostał poza strukturami wywiadu wojskowego.
– Nie mamy na to żadnych dowodów oprócz pośrednich świadectw jego najbliższych, którzy też, de facto, dywagują na temat – zauważa dr Adriana Dawid.
– Ja tylko spekuluję – zastrzega prof. Marek Masnyk. – Nie badałem archiwów dwójki ale należy się domyślać, że tam w Gdańsku pracował Zgrzebniok pod przykrywką. Był najprawdopodobniej oficerem wydziału drugiego Sztabu Głównego Wojska Polskiego czyli tak zwanej dwójki. Szybko musiał się ewakuować gdy go prawdopodobnie zdemaskowano. Stąd te zmiany miejsca pracy do Torunia, do Białegostoku.
Zdaniem prof. Piotra Pałysa, jeżeli ktoś w to środowisko, w tę strukturę raz wszedł, a on na Górnym Śląsku wszedł i jako komendant POW, to musiał to kontynuować, z różnych przyczyn.
– To niewątpliwie postać niezwykle barwna -. Według profesora Michała Lisa może służyć jako wzorzec Górnoślązaka polskiego rodowodu, polskiej kultury, wynoszącego z domu miłość do swojej ideowej, narodowej ojczyzny, szanującego państwo w którym żyje – bo to państwo zapewnia mu możliwość egzystencji jako innego od innych obywateli tego państwa, jako tego, który także wierzy w pomoc sił nadprzyrodzonych, które reprezentuje Kościół, kapłani. – Przykład tutaj z rodziny jest bardzo klasyczny. Siostra Zgrzebnioka rodzi chłopca. Ten chłopiec dzisiaj jest biskupem – przytacza Lis.
Ze zmarłym przed dwoma miesiącami biskupem Gerardem Kuszem udało mi się jeszcze porozmawiać na temat słynnego wuja. Nigdy się z nim nie zetknął.
– To co wiem, pamiętam z relacji mojej mamy, siostry Alfonsa i z relacji ciotek. Po powstaniu chłopcy musieli uciekać do Polski a dziewczyny zostały w Niemczech – opowiadał Gerard Kusz. – I zwykle mówiono, bo jak można inaczej w rodzinie mówić: z szacunkiem ale z pewną tajemnicą, jako o człowieku. Nie wiem czy o kimś w rodzinie pod tylu znakami zapytania mówiono, o roli Alfonsa nie tylko w powstaniu. Rodzina i siostry niewiele wiedziały o otoczce, w której on się znalazł. Wiedziały tylko, że były rozpisywane za nim listy gończe. Na przykład jak był w Gdańsku to milion marek za niego Abwehra dawała. I zastanawiające jest, że nikt nie wyciągnął ręki po tę nagrodę i nikt go nie wydał. To jest jednak rzecz, która każe się zastanowić jakim musiał być człowiekiem, że ludzie go szanowali z każdej strony – mówił Kusz.
Kpt. Alfons Alfred Zgrzebniok zmarł nagle na serce 31 stycznia 1937 r. w Marcinkowicach koło Nowego Sącza, gdzie przebywał na urlopie. Pochowany został zgodnie ze swym życzeniem na cmentarzu w Rybniku.
Kilka dni po pogrzebie na ręce wdowy skierowano z Gimnazjum Klasycznego w Chorzowie list, w którym donoszono o zamiarze nadania szkole jego imienia oraz ufundowania tablicy pamiątkowej. Tablica miała być odsłonięta 1 września 1939 roku. Cudem ocalała, ukryta na strychu budynku, w którym był przecież niemiecki urząd pracy. Po wojnie została przekazana do muzeum a w początkach lat 90-tych staraniem ówczesnego dyrektora Zespołu Szkół Technicznych trafiła na przeznaczone jej miejsce.
Na pogrzeb Zgrzebnioka stawiło się 170 pocztów sztandarowych, na jego grobie złożono 78 wieńców. Czy to świadczy o tym, że był charyzmatyczny? Na pewno był popularny. Jego pogrzeb odbywał się w Rybniku i jego prochy zostały – zgodnie z jego życzeniem złożone na Śląsku.