Zaczęło się w 1984 roku, od maleńkiego sklepu z warzywami, teraz Delikatesy Roj to ogromny pawilon oferujący asortyment niedostępny w popularnych marketach.
O tym jak zmieniał się sklep na przestrzeni lat opowiadają Krzysztof i Daniel Rojowie, właściciele sklepu.
Pracowałem w GS-ie, to ojciec mnie namówił żebym spróbował zabrać się za handel, bo jak mówił na swoim to zawsze na swoim. Miałem 23 lata, byłem kawalerem, po trzech miesiącach wziąłem ślub i żona zaczęła pracować ze mną. Na początku byliśmy tu tylko we dwoje, później pojawiły się dzieci, żona się nimi opiekowała, a do sklepu zatrudniliśmy panią Annę Cyrys – to była nasza pierwsza pracownica. Co ciekawe gdy Pani Ania odeszła, zastąpiła ją jej córka Kasia, która obecnie współpracuje z nami najdłużej, bo już 29 lat – mówi Krzysztof Roj.
Na początku sklep mieścił się naprzeciw Domu Towarowego, a gdy zaczęto budowę Urzędu Gminy, właściciele przenieśli się na obecne miejsce. Pierwsza przebudowa sklepu odbyła się w 1994 roku, następnie w 2000 na miejscu starego sklepu stanął nowy, blaszany kiosk. Natomiast w 2008 roku, właściciele rozpoczęli rozbudowę i powstał obecny pawilon handlowy. Na czas rozbudowy sklep przeniesiono do lokalu, w sąsiedztwie obecnej piekarni. W 2009 roku Delikatesy Roj wróciły do siebie.
Na przestrzeni lat Delikatesy Roj zyskały szerokie grono stałych Klientów, którzy specjalnie przyjeżdżają na zakupy nawet z Opola.
A czasy bywały trudne, jak wspomina Właściciel swego czasu zamykał sklep i wyjeżdżał za granicę dorabiać.
Sam nie wiem jak udawało nam się to wszystko pogodzić, bywało tak, że o północy jechałem po towar, przyjeżdżałem rano i do wieczora handlowałem. A inflacja była na takim poziomie, że po sprzedaży towaru okazywało się, że przychód nie wystarcza na zakup nowego. Dlatego musiałem zamykać sklep i wyjeżdżać za granicę do pracy, tam dorobić i wrócić z zastrzykiem funduszy żeby dalej prowadzić sklep – mówi Krzysztof Roj.
Konkurowanie z wielkimi koncernami nie jest łatwe
To fakt, że prywatnych sklepów jest coraz mniej i nie wytrzymują tej konkurencji, na szczęście my sobie radzimy. To w dużej mierze zasługa naszego asortymentu, często nie do kupienia w dużych marketach. Stawiamy na świeże i bardzo dobrej jakości warzywa i owoce, coraz więcej można u nas znaleźć produktów lokalnych i od lat mamy też w ofercie sporo towarów zagranicznych. Po część jeździmy sami, własnoręcznie wybieramy te jakościowo najlepsze – mówi Daniel Roj.
Ciekawostka, w poniedziałki księża z lokalnych parafii przynoszą do sklepu drobne pieniądze, żeby wymienić je na banknoty. Właściciele oczywiście nie narzekają, bo jak wiadomo w tej branży tzw. „drobne” są na wagę złota.
W mieniony weekend Delikatesy Roj zorganizowały oficjalny jubileusz 40-lecia istnienia. W sobotę Klienci odwiedzający sklep otrzymywali symboliczną lampkę szampana i poczęstunek w postaci kawy i ciasta. W niedzielę Właściciele zaprosili wszystkich pracowników wraz z rodzinami na uroczysty obiad, aby podziękować im za wspólną pracę, przez tak wiele lat.
Na pytanie czego można im życzyć odpowiadają zgodnie: zdrowia, siły i Klientów, bo bez nich nie ma żadnego sklepu.
Fot. Delikatesy Roj
*Materiał sponsorowany