W środę w godzinach nocnych na numer alarmowy wpłynęło anonimowe zgłoszenie, że na barierce mostu nad Odrą w Brzegu stoi mężczyzna. Dyżurny w brzeskiej komendzie natychmiast wysłał tam patrol policji.

Na miejscu policjanci zobaczyli mężczyznę stojącego na przęsłach mostu.

– Funkcjonariuszom udało się nawiązać z nim kontakt – mówi oficer prasowy z Komendy Powiatowej Policji w Brzegu. – Uspokajali go i namawiali do zejścia na dół.

Młody mężczyzna (jak się potem okazało, 26-letni mieszkaniec Brzegu) odpowiedział jednak, że nie zejdzie. Był roztrzęsiony i mówił, że chce odebrać sobie życie. Policjanci nie rezygnowali, nadal przekonywali go, by zrezygnował z desperackiego kroku. Ta rozmowa okazała się skuteczna, bo jeszcze przed przyjazdem służb medycznych namówili młodego mężczyznę do zejścia z barierki mostu.

Nie bez znaczenia w całej tej sytuacji była natychmiastowa reakcja przypadkowego spacerowicza, który zadzwonił pod numer alarmowy.

Nie wiadomo, dlaczego młody mieszkaniec Brzegu chciał targnąć się na życie. Czy kryzys związany z pandemią może u wielu ludzi nasilać samobójcze zachowania?

– To wszystko zależy od tego, jak ich naturalne środowisko wygląda – mówi dr Marek Blajer, lekarz psychiatrii z Opola. – Czy jest miejscem, gdzie ludzie wzajemnie mogą na sobie polegać, czy też miejscem, gdzie przymusowo byli ze sobą w czasie izolacji, co spowodowało wzrost napięcia i zaognienie nie załatwionych wcześniej spraw, wywołując w efekcie u niektórych impulsywne i ekstremalne zachowania.

Jak dodaje dr Blajer, problem często jest wcześniejszy i znacznie głębszy. Wielu osobom brakuje osobistego kontaktu i budowania więzi, internet i smartfon tego nie załatwią, więc czują się osamotnieni.

– W życiu przechodzimy wiele kryzysów, np. wieku dojrzewania, pustego gniazda – tłumaczy opolski psychiatra. – Każdy kryzys jest do rozwiązania, ale u niektórych wyzwala zachowania destrukcyjne. Młodzi ludzie i dorośli, jeśli mają bliskich, rodzinę, na której można się oprzeć i nie ma w niej tematów tabu, jest za to zgoda, że nie zawsze wszystko musi się udać i nie będzie to końcem świata, to w takich okolicznościach każdy kryzys jest rozwiązywany normalnie. Ale jest wiele osób, które opierają się na wzorcu konsumpcyjnym: „Ten ma więcej, a ja mniej…” „On ma taki samochód, a ja mam gorszy”. Oni pracują na swój wizerunek, nie mają czasu wypocząć i nie mają czasu dla bliskich.

Jak zauważa dr Blajer, pandemia wiąże się z kryzysem ekonomicznym, wiele osób ma zobowiązania finansowe, więc w wyniku utraty pracy szereg rzeczy w ich życiu może się zmienić.

– Kiedyś we wsi był jeden telewizor, wszyscy tam się schodzili i rozmawiali – dodaje. – Nie generalizuję, ale dzisiaj ludzie siedzą w swoich domach przy smartfonach, komputerach i mają te lepsze samochody. Ale przestaliśmy być ze sobą, oddaliliśmy się od siebie. Mamy kontakt z przedmiotami, wartościami materialnymi, więc nie mamy się na kim oprzeć. Możemy być na czacie z wieloma osobami i nie mieć nikogo.

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.