Źródło:www.klub-beskid.com
Najważniejszym zwyczajem Poniedziałku Wielkanocnego jest oblewanie śmigus-dygus, zwany również śmigusem, śmigutrem lub smigusem.
Pierwsze wzmianki o dyngusie pochodzą z XV wieku, a są to zakazy kościelne zabraniające „zwyczaju pogańskiego, co się zwie dyngus”. Początkowo były to nazwy dwóch odrębnych i bardzo starych obrzędów. Smigusem zwano zwyczaj oblewania wodą, głównie dziewcząt na wydaniu i młodych kobiet, a także śmiganie się zielonymi gałęziami i witkami wierzbowymi lub uplecionymi z nich batami. Chrześcijaństwo zaakceptowało ten zwyczaj i stał się on symbolem biczowania Chrystusa.
Poniedziałek wielkanocny był dniem zabaw i wzajemnych odwiedzin. Najbardziej znaną zabawą jest oblewanie wodą kobiet i dziewcząt (a więc "sił rodzących") – zwyczaj bardzo dawny i popularny na całym Śląsku. Obrzędowe oblewanie czy rozpryskiwanie wody miało charakter wegetacyjny i głębszy sens obrzędowy: sprowokowanie lub zaklęcie przyrody, aby sprzyjała ludziom i ich pracy na roli.
Na Śląsku oblana panna powinna odwdzięczyć się kawalerowi pisanką, której kolor i ewentualnie umieszczony na jajku napis stanowiły bardzo istotną informację dla starającego się o względy panny chłopaka.
Kawaler, który znajdował się w kręgu zainteresowań panny, dostawał jajko czerwone, często z jakimś wierszykiem np: „Ja za wodom, ty za wodom, jako ci to jajko podom. Niech ten napis cię ośmieli, byś był u mnie co niedzieli”.
Najgorsze – w perspektywie ewentualnego związku z oblaną panną – było jajko żółte. Jako jedyne z wielkanocnych jaj było surowe. – Dziewczyna wkładała je kawalerowi do kieszeni, po czym rozbijała je tam i mówiła: „Jajko masz, ale mnie mieć nie będziesz”.
Wtorek po lanym poniedziałku. Zgodnie z tradycją dziewczęta goniły chłopców miotłami i witkami chłoszcząc ich za oblewanie wodą.
Na Śląsku Cieszyńskim np. najpierw polewano wodą gospodynie i ich córki, a następnie suszono je, uderzając korwaczami, czyli biczami uplecionymi z wierzbowych gałązek. Natomiast dyngusem zwano pochody młodzieży męskiej, często w przebraniach i z różnymi rekwizytami, połączone zawsze z wesołą kwestią świąteczną – z wypraszaniem darów, przede wszystkim jaj wielkanocnych i świątecznego jadła.
Z czasem obrzędy te zostały połączone pod wspólną nazwą śmigusa-dyngusa (zwanego także śmigurtem lub śmigustem) i zdominowane przez poewanie się wodą.
O wiele bardziej żywiołowy i swawolny bywał dyngus na wsi. W zabawie tej inicjatywa zwyczajowo należała do chłopców, któzy na ładne, żwawe i lubiane dziewczęta wylewali całe konwie i wiadra wody, często posługiwali się sikawkami dyngusowymi własnej roboty – drewnianymi szprycami z tłokiem, pławili panny w stawach, sadzawkach i korytach do pojenia bydła. Dziewczyny chowały się i uciekały z piskiem przed śmiguciarzami, ale w gruncie rzeczy były zadowolone – im więcej wody wylewano na nie, tym większy był honor. Znaczyło to bowiem, że dziewczyna ma powodzenie i tzw. wzięcie. Nie było więc końca szamotaniu, śmiechom, gonitwom i piskom. Woda nieprzerwalnie lała się całymi strumieniami.
We wsiach kujawskich istnieje jeszcze dotąd ciekawy zwyczaj przywoływek dyngusowych. Chłopcy z całej wsi lub miasteczka zrzeszeni w Stowarzyszeniu Klubu Kawalerów, o zmierzchu w Wielką Niedzielę lub Poniedziałek Wielkanocny rano idą w pochodzie z orkiestrą na największy we wsi plac. Tam z zainstalowanego podestu, a kiedyś także z wysokiego drzewa lub dachu karczmy, ogłaszają – najpierw rozpoczęcie przywoływek, potem zaś recytują wierszyki o miejscowych dziewczynach, ze wszystkich po kolei domów. Chwalą je lub ganią, nie szczędząc im różnych napomnień higienicznych i zapowiadają, ile wody na którą się poleje i czy jest ktoś, kto je od tego wykupi, tzn. czy znajdzie się wśród zebranych kawaler, który stanie za dziewczyną i ochroni ją od zbyt złośliwych psot dyngusowych.
Dziewczyna przywołana ładnie mogła więc – i może dotychczas – spać spokojnie. Wiadomo, że w następnym dniu przyjdzie do jej domu kawaler-zalotnik, który wprawdzie, jak zwyczaj karze, obleje ją wodą, ale potem przez cały dzień towarzyszyć bedzie pannie i pilnować, żeby już nikt więcej jej niepokoił, a więc jak mówi przywoływanka – stanie za nią.
Inaczej wyglądał – i wygląda dotychczas – los dziewcząt brzydkich, nie lubianych, nieporządnych i niegospodarnych. Takie zawsze przywoływano szpetnie, oblewano bezlitośnie wodą i równie bezlitośnie wyśmiewano ich wady, szpetotę, niechlujstwo, nie szczędząc im złośliwych i często niewybrednych epitetów, szydząc przy tym zawsze z ich nikłych szans na zamążpójście.