Rozmowa z Norbertem Rakowskim, dyrektorem Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu o ostatnim sezonie, blaskach i cieniach pierwszej kadencji oraz planach na przyszłość instytucji.
NORBERT RAKOWSKI
Reżyser teatralny, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (Wydział Aktorski) i Akademii Teatralnej w Warszawie (Wydział Reżyserii Dramatu). Kształcił się również w kierunku muzycznym. Przed ukończeniem studiów aktorskich debiutował na warszawskich scenach – Szwedzka 2/4 i w Teatrze Małym. W latach 1994 – 2004 był aktorem Teatru Współczesnego w Warszawie. Zagrał kilkanaście ról w Teatrze TV. W 1999 r. zadebiutował jako reżyser autorskim spektaklem „Nagle” w Teatrze Studio w Warszawie. Reżyseruje sztuki głównie o tematyce współczesnej, realizuje spektakle realistyczne, jak i eksperymentalne formy tańca współczesnego oraz formy operowe.
Cztery lata temu, zaczynając pracę podkreślał Pan, że stawia na komunikatywny i różnorodny repertuar. Za nami 30 premier, w tym siedem z nich opolska publiczność zobaczyła w ostatnim sezonie. Które z nich Pana zdaniem odniosły w tym kontekście szczególny sukces?
Udało się zbudować szeroki wachlarz repertuarowy, poruszyliśmy wiele ważnych i ciekawych tematów. Był to m.in. problem starości w „Srebrnym Tsunami” w reż. Szymona Kaczmarka czy powołanie, o którym mowa w sztuce „Zakonnice odchodzą po cichu” w reż. Darii Kopiec.
W „Ty, Hitler” w reż. Tomka Kaczorowskiego poruszyliśmy kwestie dojrzewania, w „Opole.04” w reż. Piotra Ratajczaka, Kuby Skrzywanka, Marcina Wierzchowskiego i Agnieszki Korytkowskiej-Mazur – te związane z historią Opola i jego mieszkańców.
Każdy z naszych spektakli odnosi sukcesy na trochę innym polu i znalazł swoją grupę odbiorców. Mamy też widzów, którzy śledzą regularnie nasz repertuar i uczestniczą we wszystkich spektaklach, co jest dla nas dużym komplementem. Niektóre tytuły nagradzane są na festiwalach, inne natomiast cieszą się popularnością lokalnie i trudno dostać na nie bilet w Opolu.
Na które spektakle bilety znikały błyskawicznie?
Zdecydowanie hitem, który odniósł sukces frekwencyjny, okazała się „Moralność Pani Dulskiej” w reż. Kolumbijczyka, Giovanniego Castellanosa. Województwo opolskie pokochało znaną, zabawną historię Anieli Dulskiej, która za wykreowanym, idealnym wizerunkiem samej siebie i swojej rodziny, próbuje ukryć młodzieńczy bunt i jego skutki.
Bardzo trudno też zdobyć bilety na kameralny spektakl-instalację „Chodzi o to” w reż. Alicji Morawskiej-Rubczak, zrealizowany z myślą o najmłodszych widzach w wieku od 8. do 36. miesiąca życia i bliskich im dorosłych.
Warto przypomnieć, że ostatni sezon teatru zakończył się nie w Opolu, a… w Hiszpanii, czyli „Kochanowski” pojawił się za granicą pierwszy raz od kilku lat. „Córki powietrza. Sen Balladyny” w reżyserii Ignacia Garcii to polsko-hiszpańska koprodukcja, którą na początku lipca można było zobaczyć na festiwalu klasyki w Almagro pod Madrytem. Spora promocja i nie tylko…
Jestem dumny, że udało nam się z sukcesem zrealizować ten niecodzienny, klasyczny projekt. Dzięki wsparciu Instytutu Polskiego w Madrycie mieliśmy szansę otworzyć największy festiwal klasyki w Europie. Prasa hiszpańska opisywała nasz spektakl w samych superlatywach.
Ogromnym wyróżnieniem była również obecność na widowni pani Marzenny Adamczyk – Ambasador Polski w Hiszpanii! Dzięki takim działaniom wiele osób dowiaduje się, że na teatralnej mapie Europy istnieje takie miejsce, jak Opole.
Nie tak dawno Złotą Maskę zdobyła Judyta Paradzińska za rolę siostry Alojzy w sztuce „Wątpliwość” w Pana reżyserii. W tej sztuce nagrodzono ją także na 59. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Natomiast na V Festiwalu Debiutantów – Pierwszy kontakt laury otrzymały debiutujące na opolskiej scenie Joanna Sokołowska i Natalia Czekała za „Zakonnice odchodzą po cichu”.
Podobnych wyróżnień jest o wiele więcej. W ostatnich sezonach zdobyliśmy ponad 30 nagród. Te uznania są radością dla mnie i całego zespołu. Świadczą o wysokim poziomie artystycznym naszego teatru.
Zespół aktorski z Opola był też w ostatnim roku na 19 wyjazdach festiwalowych, z czego hitowe sztuki, „Ślub” i „Zakonnice odchodzą po cichu”, zaprezentowano na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. W tym roku Kochanowski też się prezentował na tym wydarzeniu…
Zaproszenia na festiwale tej rangi to dla nas ważne wyróżnienie. Nasz „Ślub” w reżyserii wielokrotnie nagradzanej Anny Augustynowicz, doceniony został na wielu polskich scenach, ale również podczas Opolskich Konfrontacji Teatralnych. Świetne przyjęcie i sukces spektaklu „Zakonnice odchodzą po cichu” utwierdziły mnie za to w przekonaniu, że Konkurs na Projekt Teatralny Modelatornia, który stworzyłem w 2016 roku, to właściwa droga do odkrywania uzdolnionych młodych twórców, a dla nich szansa na pierwsze profesjonalne produkcje.
Na Warszawskie Spotkania Teatralne zostaliśmy zaproszeni również w tym roku. Wybór selekcjonerów pozwolił nam zaprezentować spektakle „Grotowski non-fiction” oraz „Český díplom”. Nasz opolski zespół zyskuje uznanie wśród coraz szerszej publiczności!
Przypomnijmy, że obejmując stanowisko po Tomaszu Koninie tłumaczył Pan, że chciałby uczynić opolski teatr dramatyczny w większym stopniu miejscem dialogu z widzem, spotkań, by kojarzył się nie tylko ze sceną, ale też jako interesująca przestrzeń w ogóle.
Kiedy przyjechałem do Opola, na każdym kroku słyszałem głównie o tym, czego w tym mieście nie da się zrobić. Niektórzy patrzyli na mnie jak na dziwaka, który do świątyni sztuki przychodzi w adidasach.
Spotykałem też wiele ciekawych, wykształconych i otwartych osób, które najczęściej przyznawały, że nie chodzą do teatru, że szkoda im na to czasu. Za cel postawiłem sobie zrobić wszystko, żeby ich do tego miejsca przyciągnąć, zainteresować naszą pracą i tym, co my jako twórcy kultury, możemy im dać.
Czy udało się odwrócić niekorzystne tendencje?
Dynamika mojego działania i wprowadzane zmiany służą budowie miejsca i programu, które wnoszą nowe wartości i oczywiste korzyści intelektualne czy towarzyskie w codzienność osób, które nas odwiedzają. Nieustannie pracujemy nad budową wizerunku miejsca otwartego, w którym wizyta przestanie być czymś „odświętnym”, a będzie naturalną konsekwencją potrzeby osobistego rozwoju.
Tak by w teatrze każdy mógł poczuć się „u siebie”, a nie jak w poważnej „świątyni sztuki”, jak Pan to nazwał, tylko dla wybranych?
Szczególnie ważne i trudne okazuje się tu przyciągnięcie na widownię młodzieży i studentów. Koncerty na Foyer czy warsztaty towarzyszące premierom nie są działaniem przypadkowym. To one spowodowały, że wokół teatru buduje się przestrzeń i coraz szersze środowisko artystyczne, w którym młodzi ludzie czują się swobodniej, którego nareszcie się nie boją.
Czy w „ściągnięciu” młodych, osiągnięciu otwartego modelu teatru pomogły m.in. takie wydarzenia jak Opole Songwriters Festival w 2017 roku czy NOKTA, czyli festiwal dźwięku i multimediów, który ma łączyć i kulturę wysoką, i popularną?
Cieszę się, że organizatorzy tych ważnych dla Opola wydarzeń chcą z nami współpracować. Jesteśmy instytucją kultury finansowaną z budżetu Województwa Opolskiego i choć naszym głównym celem i misją jest tworzenie spektakli teatralnych, to uczestnictwo w organizacji innych wydarzeń kulturalnych przynosi nam sporo satysfakcji.
To również szansa na bezpośrednie dotarcie z naszą propozycją repertuarową do nowych odbiorców, którzy „przy okazji” różnych wydarzeń zapoznają się i oswajają z tym miejscem.
Jak już wiadomo, pokieruje Pan instytucją przez kolejne cztery lata. Uzasadniając tę decyzję urzędnicy podkreślali, że ważne jest dla nich, by teatr był jeszcze bardziej otwarty i zrozumiały. Jakie ma Pan teraz pomysły?
Zdecydowałem się podjąć wyzwanie, ponieważ uważam, że biorąc pod uwagę trudną sytuację wyjściową, jaką tu zastałem, bardzo wiele udało nam się w krótkim czasie osiągnąć, poza produkcją spektakli zajmowaliśmy się wieloma innymi aspektami. Powstała w naszej przestrzeni magazynowej – wcześniej niedostępna dla widzów – czwarta scena. Służy ona realizacji postulatu Jerzego Grotowskiego, jednego z najbardziej znanych na świecie Polaków, który przecież pracował w Opolu.
Celem prowadzonych tu działań jest zapewnienie podstaw dla eksperymentalnych poszukiwań w dziedzinie teatru. Udało nam się stworzyć również nowy program edukacyjny dla młodzieży i nauczycieli „Twórczo z Teatrem”, który cieszy się zainteresowaniem. Zostaliśmy zaproszeni do przystąpienia do prestiżowej organizacji teatrów europejskich „European Theatre Convencion”, co pozwoli nam w przyszłości realizować jeszcze więcej międzynarodowych produkcji.
Wyremontowaliśmy foyer, przestrzenie biurowe i komunikacyjne w budynku oraz pokoje gościnne w Domu Aktora, wyposażyliśmy sceny w nowoczesny sprzęt, realizując z sukcesem projekty ministerialne.
Rozwój wszystkich tych inicjatyw pozwoli nam tworzyć dla widzów miejsce coraz ciekawsze i bardziej atrakcyjne. Z optymizmem i dużą nadzieją patrzę na nadchodzące sezony.
Co spowodowało głównie ten optymizm, o którym Pan wspomina?
Dzięki ostatnim sukcesom coraz więcej osób chce pracować z naszym zespołem. Możliwość planowania produkcji z dużym wyprzedzeniem, a także nowy profil i wizerunek teatru, pozwalają mi na podjęcie rozmów z najlepszymi twórcami.
A więc co ciekawego czeka nas w najbliższym sezonie?
Ten sezon otworzymy nową koncepcją i misją. Chcemy, by była ona wyraźna i czytelna dla każdego mieszkańca naszego województwa, ale też rozpoznawalna na teatralnej mapie Polski. Szczegóły poznają państwo już we wrześniu.
Może uchyli Pan chociaż rąbka tajemnicy?
Chcemy poszerzać nasze pole widzenia zamiast je zawężać. Spróbujemy zachęcać naszych widzów, by spojrzeli na świat z różnych perspektyw, zmienić swój punkt widzenia, przez chwilę zobaczyć rzeczywistość oczami postaci reprezentujących odmienne wartości.
Z niecierpliwością czekamy na premiery.
W najbliższych miesiącach czekają nas cztery premiery. Pierwsza z nich to jedna z najważniejszych powieści XX wieku – „Mistrz i Małgorzata”. I choć wielu jej miłośników myślało, że wie o niej już wszystko – po blisko 50 latach od ukazania się książki, Grzegorz Przebinda wraz z żoną Leokadią i synem Igorem nowym tłumaczeniem udowodnili, że to jedno z najbardziej tajemniczych dzieł światowej literatury jest wciąż pełne zagadek.
Warto przypomnieć, że gdy obejmował Pan stanowisko teatr był w ciężkiej sytuacji finansowej. Jak sobie Pan z nią poradził? Jakie są statystyki?
Pierwsze lata mojej pracy w Opolu były okresem poświęconym mało spektakularnej, ale koniecznej restrukturyzacji i budowaniu nowego modelu teatru, który zaproponowałem w konkursie. Pomimo wielu trudności, które napotkałem przy ich realizacji, we współpracy z Agnieszką Kamińską, dyrektor Departamentu Kultury, Sportu i Turystyki, udało mi się doprowadzić instytucję do stabilizacji finansowej.
Czyli można mówić już o poprawie finansów teatru?
Obecna sytuacja, pomimo oczywistych ograniczeń związanych z finansowaniem instytucji państwowych, daje naszemu zespołowi komfort podejmowania kolejnych wyzwań artystycznych i realizację wielu przedsięwzięć, do udziału w których regularnie będziemy państwa zapraszali.
A co się nie odbyło po Pana myśli? Co nie wyszło?
Największym rozczarowaniem jest dla mnie brak zrozumienia misji teatru oraz sensu podejmowania pracy w takiej instytucji, finansowanej przecież ze środków publicznych, wśród niektórych artystów, wieloletnich członków zespołu…
Nie lubię mówić o złych rzeczach ani potęgować w ten sposób konfliktów, stąd moje milczenie w sprawie wielokrotnych działań dyskredytujących moje starania przez takie osoby. Przykładem trudnej dla mnie sytuacji jest rozwiązanie umowy z panem Andrzejem Czernikiem w sprawie, której milczałem do tej pory, pomimo iż byłem przez niego pomawiany publicznie.
Jaki był więc powód rozwiązania tej umowy?
Aktor ten złamał wiele punktów Regulaminu Pracy mając świadomość, iż konsekwencją takiego działania jest zwolnienie dyscyplinarne. Powiem wprost, na dzień przed premierą dużej inscenizacji, w której miał uczestniczyć, nie stawił się w pracy, a co więcej bezprawnie zwolnił trzech innych aktorów z próby. Tymczasem istnieją dokumenty, w których absolutnie nie wyraziłem zgody na zwolnienie ani jednego aktora w tym terminie.
Takie zachowanie jest kuriozalne i absolutnie nieetyczne. Działanie to jest opuszczeniem miejsca pracy, świadczy o braku szacunku do reżysera, widza oraz pozostałych członków zespołu aktorskiego, który nie może pracować w tak okrojonym składzie w najbardziej decydującym o kształcie spektaklu momencie. Nie ma i nie będzie we mnie zgody na takie postępowanie. Ze względu na długoletnią pracę, nie chcąc podejmować radykalnych ruchów, zaproponowałem panu Andrzejowi Czernikowi wybór, który dotyczył rozwiązania umowy. Teatr to miejsce pracy, które powinno służyć przykładem, i w którym szczególnie musimy się trzymać pewnych zasad i etosu zawodowego.
Mimo wszystko, nie sposób w tym kontekście nie nawiązać do ostatnich doniesień medialnych, wedle których nie wszystkim podoba się to, w jaki sposób kieruje Pan teatrem. Chodzi m.in. o zwolnienia dziesięciu aktorów, obniżanie pensji, zastraszanie, czy też złą atmosferę panującą w aktorskim zespole. Jak się Pan odnosi do tych zarzutów?
Przede wszystkim żadne z tych doniesień nie jest prawdą. Mam świadomość tego, że nigdy wszystkim nie będzie się podobało to samo. Być może dla kogoś podejmuję kontrowersyjne decyzje, ale jestem dyrektorem instytucji finansowanej ze środków publicznych i zawsze mam na względzie dobro teatru, a nie partykularny interes poszczególnych osób.
A co z pozostałymi zwolnieniami?
Z teatru nie został zwolniony żaden aktor. Dwa zwolnienia, które rzeczywiście miały miejsce, dotyczyły osób z innych pionów i zrealizowane zostały na skutek wniosku ich przełożonych. Zmiany w zespole aktorskim podyktowane były odejściem na emeryturę i rozwiązaniem umów za porozumieniem stron, spowodowanych brakiem chęci lub możliwości kontynuacji współpracy z teatrem na nowych, zaproponowanych przeze mnie warunkach. Miały miejsce również sytuacje zmiany miejsca pracy, przeniesienia do innego miasta i rozwiązania umowy w zupełnie nielojalny wobec pozostałej części zespołu sposób.
To dobry styl zarządzania?
Spędziłem w różnych teatrach życie i widziałem wiele różnych modeli zarządzania. Nie ma jednego idealnego, nie wszędzie sprawdza się to samo, ale objąłem pewien kierunek i staram się być konsekwentny, traktując swoją pracę jako służbę ludziom – widzom.
Nie mam zamiaru unikać trudnych tematów, ale rozmawiajmy o nich rzeczowo i w realnym wymiarze. Niestety artykuł, który ukazał się ostatnio, przekazuje czytelnikowi nieprawdziwe informacje. To kwestia etyki zawodowej i rzetelności przygotowania materiału. Autorka artykułu jako zawodowy dziennikarz, powinna w mojej opinii opierać się na zweryfikowanych faktach, a nie informacjach zebranych od osób trzecich, które w dodatku nie chcą podać swojego nazwiska. Odrobina odwagi cywilnej nikomu nie zaszkodzi. Chyba, że osoby te chcą uniknąć prawnych konsekwencji przekazywania publicznie fałszywych informacji.
Jakie jest więc stanowisko opolskiego teatru?
Do przedstawionych w pytaniu zarzutów odniosłem się już oficjalnie i ukazało się sprostowanie w prasie i na stronach internetowych. Problem jest oczywiście dużo szerszy. Żyjemy w świecie, w którym bardzo łatwo „puścić w eter” własne oceny, interpretacje lub pomówienia nie zastanawiając się nad tym, dla kogo mogą być krzywdzące i jakie przyniosą konsekwencje.
Przypomnijmy teraz, że teatr postawił mocno na przyciągnięcie nowej publiczności. Sukcesem wydaje się być m. in. Karta Teatromana czy projekt „Twórczo z Teatrem”. Czy faktycznie udało się przekonać takie osoby, które wcześniej teatr omijały, bo sztuki były dla nich niejasne, czy uważały, że to miejsce zbyt elitarne, gdzie zwyczajnie „nie pasują”?
Teatr publiczny jest fenomenem na świecie dlatego, że przyświeca mu szczytny cel – budowanie świadomości widza i pogłębianie w nim pewnej sfery, nazwijmy to duchowej. Tego nie zagwarantuje prosta rozrywka w telewizji, która wręcz przeciwnie, dąży do utylizacji tych sfer w człowieku.
Statystyki mówią o 200 tys. widzach za Pana kadencji. To więcej niż przed 2015 rokiem?
Nie chodzi tu też o cyfry czy statystki, choć nasze są w tej chwili niezłe. Są tytuły bulwarowe takie, jak np. „Mayday”, na których nietrudno podnosić słupki frekwencji. Nie mamy ich w aktualnym repertuarze. Priorytetem dla mnie jest jakość, którą proponujemy widzowi i temat, na który chcemy z nim porozmawiać. Jak się wciąż okazuje – to podejście wciąż przyciąga do nas nowych, świadomych widzów i powala nam ich zatrzymać na dłużej.
Zawsze jednak znajdą się odbiorcy, którym nie podoba się kierunek zmian. Co Pan odpowie tym, którzy domagają się spektakli z większym rozmachem, bardziej problemowych czy widzom, którzy dopatrują się w repertuarze błahej rozrywki?
Widz ma zawsze wybór. Opera Wrocławska czy Teatr Capitol – to najbliższe teatry profilowane w kierunku wielkich inscenizacji. Stosunkowo często zdarza się nam też zaprosić zespoły rozrywkowe do Opola gościnnie. Nasz profil ukierunkowany jest jednak trochę inaczej i wierzę, że ze względu na szeroką ofertę każdy może znaleźć u nas coś, co go z jakiegoś powodu zainteresuje.
Trochę inaczej, czyli w sumie jak?
Spróbujemy, by nasz teatr stał się szkłem obiektywu ustawianego w różnych miejscach pod innym kątem po to, by stworzyć jak najszerszy obraz rzeczywistości. Postaramy się zwrócić uwagę widza na tematy ważne z różnych perspektyw. Nie jest to więc teatr o profilu rozrywkowym, choć i takie pozycje mamy w repertuarze.
A może jest tak, że po prostu nie stać nas na spektakle z tzw. „rozmachem”? Od czego poza pieniędzmi oczywiście, zależy przygotowanie takiego przedstawienia?
Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o budżet przygotowania takiej produkcji, budowę scenografii czy zaangażowanie większej grupy artystów. Problem stanowią przede wszystkim koszty późniejszej eksploatacji takiego spektaklu i możliwości jego wielokrotnego zagrania.
Nie możemy pozwolić sobie na podwyżki cen biletów do kwot, które płacą mieszkańcy dużych miast. Staram się, żeby sytuacja finansowa instytucji była coraz lepsza i wierzę, że za jakiś czas da nam ona szansę np. na realizację musicalu w Opolu! Wciąż szukam sponsorów i nawiązuję kontakty z partnerami, którzy mogą w przyszłości wesprzeć nas w takich przedsięwzięciach.
Jak Pan przekona osobę, która powie, że Opole kojarzy się z teatrem prowincjonalnym, który co prawda jest fajny, na poziomie, ale na coś „porządnego”, to trzeba jednak jechać do Wrocławia czy stolicy? Jaką mamy przewagę nad wielkimi teatrami z wielkich miast?
Każdego, kto ma taką możliwość zachęcam, by pojechał i zobaczył różne spektakle w Polsce i za granicą, jak najwięcej! Jest sporo dobrych teatrów, ale nasz naprawdę nie ma się czego wstydzić. Potwierdzają to liczne wyróżnienia i zaproszenia na festiwale.
Zabawne, bo ostatnio usłyszałem w stolicy, że żeby zobaczyć dobrą sztukę trzeba wyjechać z Warszawy. Nie myślę o przewagach, bo to nie wyścig. Z pewnością naszymi mocnymi stronami są liczne prapremiery, spektakularne debiuty, nietuzinkowy repertuar, energetyczny zespół i zagraniczni twórcy.
Teatr zmienia się jak wszystko. Reżyserzy, aktorzy mają do dyspozycji coraz więcej nowoczesnych środków wyrazu. Jak pogodzić to wszystko z jakością, walorami edukacyjnymi, a pełną widownią?
Widza nie da się oszukać. Ważne jest szczere zaangażowanie aktora i jego energia bijąca ze sceny. Te dwie rzeczy, poza oczywiście dobrze skrojoną materią dramatu, decydują dzisiaj o jakości spektaklu. Niezależnie od tego czy jego język jest prosty, czy skomplikowany. Środki wyrazu są tylko i wyłącznie narzędziem i służą sprawie, problemowi. Albo są wykorzystane dobrze, albo są bezużyteczne. W teatrze zawsze najważniejszy jest człowiek i jego historia.
Jak dziś sprostać takim wyzwaniom jak zadowolone gusta wyrobionych teatromanów i osób, które w teatrze bywają od okazji?
Szeroką gamą propozycji repertuarowych.
Przypomnijmy, od czego rozpocznie się nowy sezon w teatrze, czym zaskoczycie?
We wrześniu na naszych scenach dwa nowe tytuły. Dla młodzieży przygotowaliśmy „Podróż za jeden uśmiech” w reż. Piotra Ratajczaka, adaptację kultowej powieści, którą starsze pokolenie z pewnością darzy sentymentem. Zaplanowaliśmy też wspomnianą już premierę arcydzieła literatury światowej – „Mistrza i Małgorzaty” w reż. Janusza Opryńskiego.
Ten sezon rozpoczynamy intensywnie, z nową misją i hasłem przewodnim. Zachęcamy do śledzenia kalendarium wydarzeń na naszej stronie internetowej, która za chwilę przejdzie metamorfozę.
Wielkim wyzwaniem jest też długo wyczekiwany remont i pech w sprawie wyboru wykonawcy prac. W jakim etapie jest projekt, jakie zmiany czekają na widzów?
Dla mnie to niełatwe doświadczenie, ale mam nadzieję, że drugi przetarg będzie owocny. Jeśli tak, następny sezon artystyczny 2020/21, będzie już w nowej odsłonie i z udogodnieniami przede wszystkim dla widzów.
Ten, kto bywa w Kochanowskim, doświadczył zapewne upiornie gorących wieczorów teatralnych. Dzięki funduszom europejskim i wsparciu Urzędu Marszałkowskiego będziemy mogli normalnie oddychać na widowni, gdyż głównym celem tych prac jest budowa wentylacji i klimatyzacji na trzech scenach oraz Foyer. Oby to się udało!
Dziękuję za rozmowę.