Rozmowa z Emilią Huck ze Smarchowic Wielkich pod Namysłowem, o pasji jaką jest malowanie, nie tylko na płótnie, ale również na skórze.
Skąd wzięło się zamiłowanie do pasji jaką jest bodypainting, czyli malowanie ciała?
To był czysty przypadek. Zapytałam kiedyś mojego kolegę, czy mogę mu zrobić normalny makijaż, jednak się nie zgodził. Powiedział, że jak wymyśle coś innego, to może da się namówić… I wtedy się zaczęło. Kupiłam farby do twarzy i próbowałam najpierw namalować coś na sobie. Jak już się udało, pomalowałam również kolegę. Na początku były to czaszki i kościotrupy. Pamiętam, że był to okres święta Halloween.
Czy z malowaniem miała Pani kontakt już wcześniej?
Tak naprawdę to od urodzenia. Później zrobiłam sobie przerwę na czas liceum. Niedawno zaczęłam znowu malować. Prace powstawały i powstają nie tylko na kartkach, ale również na ścianach, płótnach oraz ludziach. Muszę przyznać, że ołówek i pędzel towarzyszyły mi odkąd pamiętam.
Skąd czerpie Pani inspiracje?
Pomysł przychodzą z różnych stron. Jest to Instagram, YouTube, a także Pinterest. Jak już wpadnie mi coś w oko, staram się stworzyć tą daną pracę po swojemu.
Czym się maluje ludzkie ciało?
Do tego są przeznaczone specjalne farby. Odpowiednio przebadane gwarantują nam ochronę skóry. Nie występują po nich żadne podrażnienia. Nakładane są na ciało pędzlem lub gąbką z odrobiną wody, która później po nałożeniu wyparowuje. Schnięcie takiej farby jest błyskawiczne. Mają one dużą siłę krycia, jednak ich zmywanie jest bardzo proste i szybkie. Na początku używałam najtańsze, jakie znalazłam w sklepach w Namysłowie, przeznaczone głównie do malowania twarzy dzieci. Jednak z biegiem czasu przekonałam się, że te nie nadają się jakościowo do profesjonalnego użytkowania.
Czy bierze Pani udział w jakiś konkursach?
Dwa razy zdarzyło mi się wziąć udział w polskich mistrzostwach w bodypaintingu. Wspominam ten okres bardzo radośnie. Nie udało mi się wtedy stanąć na podium, ale znalazłam się w pierwszej dziesiątce osób biorących udział w konkursie. Poznałam tam wiele ciekawych osób, z którymi do dzisiaj mam kontakt. Wymieniamy się nowymi inspiracjami i pomagamy sobie w niepowodzeniach.
A co z wystawami?
Niedawno w namysłowskiej Izbie Regionalnej odbyła się już druga wystawa w ramach kampanii społecznej „Żyję pełną piersią” wspierającej kobiety po przejściach nowotworowych. Miałam przyjemność pomalować ciało od pasa w górę jednej z pań. To było niesamowite doświadczenie. Trzy lata temu natomiast zorganizowałam własną wystawę, gdzie zaprezentowane zostały fotografie, na których pozowałam, prezentując przy tym obraz na ciele o różnej tematyce. Razem z kolegą fotografem chcemy powtórzyć wystawę za rok.
Z jaką oceną spotyka się ta pasja?
U nas w Namysłowie nie zawsze taka forma sztuki spotyka się z pozytywną opinią. Gdy na początku chodziłam po mieście taka pomalowana i kolorowa, to były różne reakcje. Jednak z czasem stwierdzili, że już ich chyba nic nie zdziwi, jeśli chodzi o moją osobę. Myślę, że wygrywa fakt, że bodypainting przedstawia ludzkie ciało w sposób fascynujący i piękny, a do tego należy docenić odwagę tych osób, które się na to decydują.
A czym się Pani zajmuje na co dzień, poza bodypaintingiem?
Pracuję jako młodszy instruktor w Namysłowskim Ośrodku Kultury. Uczę dzieci przede wszystkim malować i rysować. Dodatkowo maluję obrazy na zamówienia, tworzę trójwymiarowe galaretki oraz wykonuje biżuterię. Od niedawna zaczęłam bawić się również żywicą epoksydową i od podstaw próbuję zbudować stół. To nie jest tak, że robię to wszystko każdego dnia. Muszę mieć wenę i wolny czas. Jeśli już to posiadam czuję się zrelaksowana i mogę działać. Czuję się szczęśliwa robiąc to co kocham.
Dziękuję za rozmowę.