Władze opolskich gmin i powiatów nie mają dostępu do informacji z ich terenu, choć mamy już w regionie żółtą i czerwoną strefę zagrożenia. A jeśli utrzyma się obecny trend wzrostowy zachorowań, to za dwa dni będziemy mieli na Opolszczyźnie aż trzy czerwone strefy.

Na listę ministra zdrowia objętych czerwoną i żółtą strefą trafiły tydzień temu dwa powiaty z Opolszczyzny, głubczycki i kluczborski.

Powiat głubczycki trafił do strefy żółtej, co wiąże się z dodatkowymi obostrzeniami, choć nie tak restrykcyjnymi jak w strefie czerwonej. W strefie żółtej nie trzeba nosić maseczek na ulicach, ale obowiązuje 1,5-metrowy dystans społeczny. Liczba uczestników wesel nie może przekroczyć stu osób, na stadionach może być zajęte tylko 25 procent miejsc, a w restauracjach i barach, oprócz zakrytego nosa i ust, obowiązuje limit jednej osoby na cztery metry kwadratowe.

Co w tej sytuacji może starosta głubczycki?

– Może tylko wykonać polecenie wojewody, bo od marca sanepid stał się częścią administracji rządowej – mówi Piotr Soczyński, starosta głubczycki. – Nie mamy też dostępu do informacji, więc gdyby mnie ktoś zapytał o ogniska na terenie powiatu, to też nie wiem, bo sanepid nam takiej informacji nie może udzielić. To są dane instytucjonalne wrażliwe, więc nie dowiem się niczego. Tylko w kontaktach z kolegami samorządowcami, wójtami i burmistrzami, mogę usłyszeć, gdzie występują zarażenia.

Ale ile ich jest, tego już koledzy samorządowcy nie wiedzą, choć czasem uzyskują takie informacje od dyrektorów samorządowych placówek, w których jakaś osoba się zarazi.

– Oni jednak też nie mają pełnej informacji, bo tylko sanepid ma dostęp do osób zakażonych – dodaje starosta Soczyński. – Pojawiło się więc wiele ograniczeń…

W samym powiecie głubczyckim sytuacja zdaje się stabilizować, choć tylko w poniedziałek i wtorek potwierdzono tam 29 przypadków zakażenia. Wirus jest jednak nieobliczalny i może się okazać w czwartek, że powiat głubczycki trafił do czerwonej strefy. Oprócz ogniska w środowiskowym domu samopomocy w Nowych Gołuszowicach, koronawirusa wykryto też w przedszkolu w Baborowie, zakażony jest też jeden z radnych powiatowych.

Czy pozostali radni, którzy mieli z nim kontakt, zostali przebadani?

– W definicji sanepidu „kontaktem” nie jest obecność na sali obrad, bo zachowana była odległość ponad 1,5 metra plus środki ochrony bezpośredniej, więc sanepid takich osób nie kieruje na test – wyjaśnia Piotr Soczyński. – Taką mamy więc metodologię. Do tego dochodzi jeszcze czas, dłuższy niż 15 minut w pomieszczeniu zamkniętym, a myśmy mieli sesję przez 10 minut. Trzeba spełnić kilka warunków, żeby być wytypowanym na badania.

Starosta mówi, że to, co może zrobić, to panować nad podległymi mu instytucjami, a z opinii innych samorządowców wynika, że działa sprawnie.

Podobnie mówi burmistrz Głubczyc.

– Mamy dwa ogniska w gminie, a co w powiecie, to nie wiem, bo sanepid mnie o tym nie informuje – mówi Adam Krupa, burmistrz Głubczyc.

Podkreśla, że podejmuje takie kroki, na jakie prawo mu zezwala.

– Zamknęliśmy dom pomocy społecznej w Gołuszowicach, zgodnie z sugestiami sanepidu zamknęliśmy przedszkole – opowiada burmistrz. – Na stronie internetowej zamieściliśmy wykaz  obostrzeń, jakie obowiązują w żółtej strefie. I zobowiązaliśmy mieszkańców, żeby się do nich stosowali. To jest wszystko, co mogę zrobić. Reszta należy do Stwórcy i do mieszkańców, czy będą tego przestrzegać, bo niestety przez te lekkomyślne opinie i wypowiedzi, m.in. wychodzące z rządu, że epidemia się skończyła, ludzie przestali przestrzegać tych podstawowych zasad.

Burmistrz narzeka na niejednoznaczne przekazy i nakazy, które utrudniają prowadzenie określonych działań.

– Jest dwugłos – wyjaśnia. – Jedni politycy mówią, że epidemii nie ma, inni, że jest. Jedni mówią, że można zmusić ludzi do noszenia maseczek, a inni mówią, że nie, więc nawet sprzedawcy w sklepach nie wiedzą, jak się mają zachować, czy wyganiać bez maski ze sklepu, czy nie. Ludzie zwyczajnie tracą więc orientację.

W powiecie kluczborskim, objętym strefą czerwoną, wszelkie mecze i zawody sportowe odbywają się tylko przy pustych trybunach. Tak więc hitowego w Kluczborku meczu miejscowego MKS-u z Zagłębiem Lubin kibice nie obejrzeli.

W strefie czerwonej obowiązuje m.in. zakaz organizowania dużych spotkań, takich jak targi, wesołe miasteczka. W czerwonej strefie w siłowni może przebywać jedna osoba na dziesięć metrów kwadratowych, a w kinowych salach może być wypełnione maksimum 25 proc. miejsc. Wesela tylko na 50 osób, a kościele połowa z tej liczby wiernych, jaka mogłaby się zmieścić w świątyni. No i w przestrzeni publicznej każdy musi mieć maseczkę na twarzy.

Kiedy resort zdrowia ogłasza jakiś powiat czerwoną strefą?

– Jeśli w ciągu dwóch tygodni liczba zachorowań przekroczy 12 na dziesięć tysięcy mieszkańców – wyjaśnia Mirosław Birecki, starosta kluczborski. – Czasami to pech, że akurat w jakimś miejscu pojawia się duże ognisko. Na to wszystko nie mamy wpływu, możemy się tylko chronić i wdrażać procedury.

Ten pech w przypadku powiatu kluczborskiego to duże ognisko w DPS w Gierałcicach, gdzie koronawirusa wykryto u 64 pensjonariuszy i pracowników personelu. Z tej grupy siedem osób trafiło do szpitali zakaźnych ze względu na choroby współistniejące.

Starosta Birecki ma nadzieję, że z tej czerwonej strefy już wkrótce wyjdą, bo liczba chorujących od kilku dni spada.

– Ognisko w DPS w Gierałcicach było główną przyczyną, że trafiliśmy do czerwonej strefy – podkreśla starosta. – Ale obecnie w całym powiecie mamy 150 ozdrowieńców i 56 osób, które jeszcze chorują.

Jakie kroki w związku z obecną sytuacją zamierza przedsięwziąć starosta kluczborski?

– Nie mam na to żadnego wpływu, walka z epidemią to nie jest zadanie starosty, bo tym zajmuje się głównie sanepid i wojewoda – mówi Mirosław Birecki. – Na sanepid też nie mam żadnego wpływu, więc pełnię tylko funkcję informacyjną.

Co wiec zrobił, kiedy się dowiedział, że powiat kluczborski jest w strefie czerwonej?

– Informowaliśmy mieszkańców o tej sytuacji, poleciłem zabezpieczyć podległe nam jednostki w środki dezynfekcyjne i maseczki ochronne – mówi starosta. – Stworzyliśmy powiatowy zespół zarządzania kryzysowego, poprzez system SMS powiadomiliśmy mieszkańców, że jesteśmy w strefie czerwonej. No i jestem w kontakcie z policją, bo oni przeprowadzają kontrole.

W samym Kluczborku, gdzie jest kilka zakażeń, obowiązują takie same obostrzenia, jak w całym powiecie.

– To jest statystyka, bo w życiu jest prawda, nieprawda i statystyka, a my jesteśmy tego przykładem, bo w samym Kluczborku jest zaledwie kilka osób zarażonych – mówi burmistrz Jarosław Kielar.

To, czego nie może zrozumieć burmistrz, to fakt, iż w czwartek mówi się, że powiat trafił do czerwonej strefy, a wszelkie zakazy wprowadza się od soboty.

– Kiedy jest zagrożenie, to zakazy powinno wprowadzać się natychmiast – podkreśla Jarosław Kielar. – Ale to tak jest, bo inaczej jest kiedy działa się na miejscu, a inaczej, kiedy w Warszawie podejmują decyzje.

Jak w przestrzeni publicznej przestrzegane są obostrzenia?

– Średnio są przestrzegane – nie ukrywa burmistrz Kielar. – Ale jak widzę kogoś bez maski, to zwracam uwagę.

Powiat brzeski nie znajduje się nawet w żółtej strefie, ale już w najbliższy czwartek może się okazać, że wskoczył od razu do czerwonej. Wszystko przez masowe zakażenia w DPS w Jędrzejowie koło Grodkowa, gdzie koronawirusa wykryto już u ponad stu podopiecznych. Lista osób objętych kwarantanną rośnie i trudno powiedzieć, ilu wśród nich może być zarażonych.

– Zobaczymy, co będzie dalej z tym ogniskiem w Jędrzejowie – wzdycha Jacek Monkiewicz, starosta brzeski. – A to czy trafimy do żółtej strefy, czy czerwonej, to nie od nas zależy, nie my o tym decydujemy.

Czy on, jako starosta, podjął jakieś działania?

– Starosta ma ograniczone możliwości, bo wszystko jest odgórnie – kwituje Jacek Monkiewicz. – A społeczeństwo ma tego już dosyć, to widać, samodyscyplina już się skończyła. Rozluźniono przepisy w chwili, kiedy tych zakażeń było więcej.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.