Z Romanem Kolkiem, wicemarszałkiem województwa opolskiego, lekarzem, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot
– Polski rząd w niezrozumiały sposób odrzucił propozycję pomocy rządu Niemiec, związanej z gotowością przyjęcia naszych pacjentów covidowych. Teraz poszczególne samorządy województw w Polsce zwracają się o pomoc do swoich niemieckich regionów partnerskich, pan także rozmawiał w czwartek z dyrektorami szpitali z Nadrenii Palatynatu.
– Zwiększa się obciążenie naszych szpitali, więc będziemy oficjalnie występować z propozycjami związanymi z leczeniem Opolan w szpitalach niemieckich, ale też pomocy medyków niemieckich w naszych szpitalach. Choć trzeba powiedzieć, że im też nie jest łatwo.
– Co wniosła ta czwartkowa telekonferencja?
– Spotkanie dało dodatkowe doświadczenia przedstawicielom Szpitala Wojewódzkiego i Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu, którzy uczestniczyli w tym spotkaniu. Rozmawialiśmy na temat schematu postępowania… No, wiele nas różni, m.in. dostępność do badań diagnostycznych, wykonywanie testów. Szef jednego ze szpitali w Nadrenii-Palatynacie powiedział, że wykonują 800 badań dziennie., a to tylko jeden z wielu, wielu szpitali w tamtym regionie. Tymczasem w całym naszym województwie wykonuje się 1600 badań dziennie. Różnica między nami jest więc olbrzymia. Tam pacjenci, którzy wymagają hospitalizacji, opieki, są przyjmowani ze wskazań pilnych, a jeśli są dodatni, podlegają izolacji. Musimy to u nas zrobić, bo nie sposób, żebyśmy szli tylko w kierunku miejsc dla pacjentów z dodatnim wynikiem, bo z tym jest problem.
– A jeśli chodzi o pomoc dla naszych chorych?
– Jeśli chodzi o pomoc i wsparcie dla nas, poruszaliśmy temat ewentualnej pomocy, jakiej Francuzom i Włochom udzielali Niemcy w Nadrenii-Palatynacie, dokąd chorzy byli transportowani. Powiedzieli, że są gotowi, żeby takich pacjentów przyjmować, są szpitale, które dysponują takim potencjałem. Z drugiej strony musi być na to zgoda i akceptacja naszej administracji rządowej. Jako samorząd możemy o tym ogólnie rozmawiać, prosić o pomoc. Natomiast to administracja rządowa jest odpowiedzialna za organizację transportu chorych, chociażby lotnicze pogotowie ratunkowe. Nie wiem, czy dzisiaj jest wola i przyzwolenie rządu, żeby naszych pacjentów przekazywać poza granice kraju do leczenia. Jeżeli z powodzeniem zakończy się przygotowanie szpitala polowego w Centrum Wystawienniczo-Kongresowym i będzie tam 40 stanowisk do intensywnej terapii, to problemem może być kadra. Zapytałem więc, czy nie byłoby takiej możliwości, żeby dopomogli nam kadrowo menedżerowie ze szpitali niemieckich. Przyjeżdżali do nas i pomagali nam.
– Ale to co innego, niż proponują szpitale niemieckie.
– Być może uda się znaleźć pieniądze na to, żeby zapłacić za przyjazd i pomoc lekarzy spoza naszego kraju. Zaraz po tym spotkaniu rozmawiałem z marszałkiem Andrzejem Bułą i my wystąpimy o takie wsparcie. A u nas jest kilka istotnych spraw, które należy poprawić w szpitalach, przede wszystkim diagnostykę, to zgłaszają sami dyrektorzy szpitali. Nie można zestawów do badań, których potrzebują nasze szpitale, kupić w Polsce, dlatego wystąpimy oficjalnie do naszych partnerów w Nadrenii-Palatynacie z prośbą o pomoc w zdobyciu tego sprzętu. Mamy sprzęt do testów amerykańskiej firmy, ale amerykańska firma nie jest w stanie zapewnić stałych dostaw tych zestawów. I to nie chodzi, żeby nam ktoś coś podarował, ale o umożliwienie kupienia w takiej ilości, jaka jest szpitalowi konieczna. Wiadomo, że im szybciej będziemy wykrywać zakażenia, tym szybciej będziemy mogli izolować takich pacjentów. I leczyć.
– Jak jest z oddziałami intensywnej terapii u Niemców?
– Czwartkowa telekonferencja to była też wymiana doświadczeń i poglądów na temat tego, jaka jest skuteczność intensywnej terapii w Nadrenii-Palatynacie. U nich czterdzieści procent pacjentów trafiających pod respiratory umiera. Nasza intensywna terapia nie różni się aż tak bardzo, tylko u nas tych stanowisk do intensywnej terapii jest za mało, a coraz więcej pacjentów wymaga respiratorów. To jest najbardziej newralgiczny punkt naszej opieki. Ale jeśli się uda stworzyć oddział intensywnej terapii w szpitalu tymczasowym w CWK, to jest szansa, że sobie z tym w regionie poradzimy.
– Powiedział pan, że Niemcom też nie jest łatwo.
– Niemcy już sobie poradzili z tematami, które teraz są dla nas trudne, m.in. z instalacjami tlenowymi. My teraz próbujemy dostosować do potrzeb szpitale. Wchodzimy teraz w taki etap, jaki Niemcy przechodzili na początku roku, a mianowicie, że każdy ze szpitali we własnym zakresie zajmuje się pacjentami. Tam są specjalne szpitale dedykowane covidowi, ale w każdym szpitalu pacjent uzyskuje pomoc. Tam załogi szpitali nie żyją w takim ogromnym stresie, jak u nas. Nasz personel jest bardzo mocno obciążony pracą, wymaga dużego wsparcia.
– Ale ich rząd od pierwszej chwili skoncentrował się na pandemii.
– System szkoleń i kształcenia, który był prowadzony przez ostatnie pół roku, daje dzisiaj w Niemczech efekty. Jest większa liczba osób, które posiadają kompetencje i kwalifikacje do zajmowania się pacjentami przy stanowiskach intensywnej terapii. Ale też stworzono tam dodatkowe miejsca. W pierwszej fali epidemii każdy szpital, który przygotował miejsca przeznaczone dla pacjentów covidowych, dostawał dodatkowe pieniądze za gotowość. To służyło organizacji i przygotowaniu nawet czekających pustych miejsc. To jest to, czego u nas na taką skalę nie wprowadzono.
– No tak, ale Niemcy są bogatym państwem, więc mogą sobie na to pozwolić. Z drugiej strony rząd kompletnie zaniedbał przygotowania do jesiennej fali zachorowań, a w efekcie mamy coś takiego jak szpital specjalistyczny w Korfantowie, który ma się przeobrazić w covidowy niemal w jednej chwili.
– Wobec trudności technicznych przeobrażenie w tak krótkim czasie jest niemożliwe. Trudno przygotować instalacje w takim czasie. To teraz wielki plac budowy. Ale ten szpital jest potrzebny. Dlatego warto przedstawiać wzorce krajów, które sobie z problemem poradziły, żeby z pewnych wzorców skorzystać, a o pewne rzeczy poprosić.
– Panie marszałku, zapytam jeszcze raz, ale wprost: jak pan ocenia możliwość wsparcia nas przez niemieckich sąsiadów, gdyby, co nie daj Boże, zaistniała sytuacja, że nasz system przestanie działać?
– Lubuskie się już zwróciło o pomoc, mazowieckie się zwróciło. Lubuskie bardzo konkretnie się zwróciło, my też takie konkretne wystąpienie z prośbą o pomoc do Nadrenii-Palatynatu przygotowujemy. Podobnie jak w lubuskim, na naszych oddziałach covidowych też jest niedobór leku Remdesiwir, tego jedynego zarejestrowanego. Brakuje tego leku w Szpitalu Wojewódzkim, a według ostatniej informacji dyrektora, mają zapas leku dla trzech pacjentów, a na oddziale leży ich 30. Lekarze nawet jak zaczynają podawać chorym Remdesivir, to z niepokojem patrzą, czy go wystarczy, czy uda się ten lek sprowadzić. Lekarze muszą mieć pewność, że będą mogli podawać dalej leki, jak również to, że będą mogli przeprowadzać testy. A oczekiwanie na wyniki pogarsza rokowanie pacjenta i ułatwia transmisję wirusa pomiędzy kolejnymi osobami, pacjentem a personelem medycznym i kolejne oddziały będziemy wyłączać z opieki.
– Powiem, że oczekiwanie na to, że byłoby można się leczyć po sąsiedzku u Niemców jest pewnie za duże…
– W sytuacji, gdybyśmy nie mieli miejsc dla pacjentów, możliwości przyjęcia ich na oddział, to taka informacja mogłaby być nadzieją, że można tego pacjenta przekazać do leczenia w szpitalu, w którym będzie miał opiekę na najwyższym poziomie. Ale jest też druga strona medalu. Nasz partner, zaprzyjaźniony land Nadrenia–Palatynat, jest daleko i wymagałoby to doskonale działającego transportu lotniczego. Pacjenci na respiratorach wymagają intensywnej terapii, a tak długi transport mógłby źle wpłynąć na ich stan zdrowia. Transport można stosować u pacjenta w ustabilizowanym stanie. Tym, co w naszych rozmowach z Niemcami się pojawiło i pewnie ich zaskoczyło, to było pytanie, czy nie moglibyśmy liczyć na wsparcie ich medyków. O taką pomoc się do nich zwrócimy, ale czy będzie to skuteczne, tego nie wiem. Wiem, że jest problem z zaangażowaniem lekarzy do szpitala tymczasowego w CWK. I są okresy, że na Opolszczyźnie jest problem z przekazaniem pacjenta, a największe problemy są z przekazaniem na oddział anestezjologicznej terapii.
– Czyli ciągle stoimy przed pytaniem, co będzie?
– Dobrze być przygotowanym na najgorsze możliwe rozwiązania. Wszyscy mamy jednak nadzieję, że nie będzie takiej sytuacji, że nie będziemy mogli pacjentów leczyć. Musimy współpracować z lekarzami rodzinnymi, którzy diagnozują i prowadzić tych pacjentów, którzy mogą przebywać domach. Zasoby szpitalne są ograniczone, bo one nigdy nie były tak zajęte. Kiedyś miały rezerwy, ale dzisiaj już to nie wystarcza. I nie ma możliwości przyjmowania chorych na dostawki, bo tutaj nie chodzi o łóżko, tutaj potrzeba tlenu, leku i zespołu medycznego. Samo łóżko nie leczy! Potrzeba dodatkowych zbiorników tlenu i podciągnięcia instalacji do każdego łóżka, tak, by móc zaoferować leczenie. A dostawy tlenu muszą być teraz bardzo duże. W Opolskim Centrum Onkologii wstrzymano planowe zabiegi na jeden dzień, bo zużycie tlenu było tak duże. Więc Korfantów jest bardzo potrzebny…