Gdzieżeś to się w końcu Józefie urodził?

Od pierwszego stycznia powiększono Opole. Nagle pojawiły się kosmiczne problemy,
których z pewnością pomysłodawcy powiększenia Opola nie przewidzieli, bo im wydawało
się, że powiększenie Opola, to nic więcej, jak tylko namalowanie nowych granic na mapie i
zagarnięcie wszelkiego dobra, jakie na tych terenach się znajduje. Ale tak nie jest i niestety
pojawiły się problemy, z którymi teraz muszą borykać się mieszkańcy przyłączonych
miejscowości i Bogu ducha winni urzędnicy.

Choćby problem taki: gdzie się konkretny człowiek urodził. O tym problemie mówił pan
Józef z Czarnowąsów na spotkaniu z mieszkańcami Dobrzenia Wielkiego. Pan Józef uważa,
że urodził się w Czarnowąsach, a urzędniczka przyjmująca wniosek o wydanie dowodu
osobistego, kazała mu to sfałszować i napisać, że urodził się w Opolu. Paranoja!
Spróbuję to uzasadnić na kilka sposobów. Otóż wydarzenia historyczne zawsze dzieją się w
konkretnym miejscu i czasie. Niby to oczywiście, ale reformatorzy opolscy tego niestety nie
wiedzą. Dlatego mam dla nich kilka przykładów z historii.

Jedną z największych bitew drugiej wojny światowej była bitwa pod Stalingradem. Wiedzą
to właściwie wszyscy, poza tymi kilkoma Opolanami, którzy dziś napisaliby, że bitwa miała
miejsce pod Wołgogradem, bo tak się obecnie dawne miasto Stalingrad nazywa. Podobnie nie
byłoby blokady Leningradu, ale blokada Petersburga, nie byłoby pięciu soborów w
Konstantynopolu, tylko byłyby w Stambule, natomiast Żydzi byliby w niewoli Irackiej a nie
Babilońskiej, a Chrystus wędrowałby sobie po Izraelu a nie po Palestynie itd. itd. Fajnie,
prawda?

Otóż narodzenie się konkretnego człowieka jest wydarzeniem historycznym, które zdarzyło
się w konkretnym miejscu i czasie. Odpowiedni urzędnicy odnotowali ten fakt w księgach
urodzin Urzędu Stanu Cywilnego, a ksiądz odnotował to w księdze chrztów, jeśli dzieciak był
ochrzczony. Co zapisano? Otóż zapisano parę słów i kilka liczb, które jednoznacznie
pozwalają zidentyfikować daną osobę przez całe jej życie i po jej śmierci. Te słowa to: imię
jakie nadano dziecku, nazwisko, imiona rodziców,  miejsce urodzenia,  ulica przy której
znajdował się dom, w którym dany człowiek się urodził. A liczby  określają dzień, miesiąc i
rok urodzenia, numer domu i datę dokonania wpisu. Wszystko to, co o danym człowieku
wpisano do ksiąg zostało nazwane „danymi osobowymi” tego człowieka, które w zasadzie nie
podlegają zmianom przez całe jego życie! Drobne wyjątki ujęte są w ramy prawne: kobieta
przy wyjściu za mąż może zmienić swoje nazwisko, osoba mająca nazwisko, jej zdaniem
ośmieszające, też może wystąpić z wnioskiem o jego zmianę itp. Ale nikt nie jest w stanie
zmienić  daty i miejsca urodzenia.  (Bywa jednak, że urzędnik wpisując dane do ksiąg się
pomylił, i wtedy błędną nazwę trzeba skorygować, ale zmienia się wtedy tylko  zapis , a nie
miejsce urodzenia ).

A więc możemy powiedzieć, że nasze dane osobowe są z nami ściśle związane tak jak kolor oczu, grupa krwi, linie papilarne itp. Te dane służą do dokładnej identyfikacji danego człowieka. Myślę, że jeśli ktoś urodzony w Czarnowąsach do wniosku o wydanie dowodu osobistego wpisze, jako miejsce swojego urodzenia Opole, a w metryce urodzenia widnieją Czarnowąsy, to powinien być podejrzany o fałszowanie swych danych osobowych i próbę wprowadzenia urzędnika państwowego w błąd. To chyba jest karalne. Ale tak naprawdę to karani powinni być ci, którzy każą wpisywać sfałszowane dane osobowe do wniosku! Ale cóż zrobić, kiedy tego nie wiedzą, albo udają tylko, że tego nie wiedzą, a te różne manipulacje z nazwami mają pomagać  im w osiągnięciu zamierzonych celów politycznych. Nie wiem co zrobić. Ja tylko wiem, że ja nigdy nie wpiszę innego miejsca mojego urodzenia jak tylko Chróścice, bo tak ta miejscowość się nazywała, gdy  ja się tam urodziłem, choć wolałbym, aby nazywała się Krościce.

Tak więc pojawienie się na tym świecie pana Józefa, było konkretnym wydarzeniem
historycznym, które miało swoje konkretne miejsce i czas. Zostało to zapisane w akcie
urodzenia tego człowieka i nikt nie ma prawa tego zmieniać!

Nikt o zdrowym umyśle nie dokonuje zmian nazw wydarzeń, czy też na przykład nazw
potraw zawierających historyczne nazwy miejscowości. Dlatego do dziś słyszymy określenia:
„Bitwa pod Austerlitz”, „Zwycięstwo pod Kircholmem”, „List do Tesaloniczan” itp.), bo
gdyby to zmieniać w ślad za zmianą nazwy miejscowości, rodziłoby to niesamowity mętlik,
zamieszanie i doprowadzałoby do wielu nieporozumień. Idąc za logiką władz opolskich
niedługo dowiemy się, że Książę Opolski Kazimierz przeniósł w 1228 roku klasztor
Norbertanek z Rybnika nie do Czarnowąsów a do Opola, a w kuchni wietnamskiej zamiast
sajgonek pojawią się hosziminki.

Ale to nie znaczy, że w historii nie było takich prób. Wydaje mi się, że prawie zawsze za
takimi zmianami stali ograniczeni politycy, bufoni, tyrani, którzy uważali się za
najmądrzejszych w świecie. Pan Hitler wmówił moim rodzicom, że urodzili się w
miejscowości, której nazywa brzmi Rutenau, a nie Chrosczütz. I tak wmówił też
mieszkańcom Czarnowąsów, że urodzili się w Klosterbrück. Podobnie postąpił z bardzo
wieloma miejscowościami, a nawet z nazwiskami poszczególnych ludzi. Pozmieniał te nazwy
według swojego widzimisię, ale źle skończył.

Po wojnie Katowice nosiły przez trzy lata nazwę Stalinogród, ale potem powróciły do
dawnej nazwy. Tym niemniej, ludziom urodzonym w latach 1953-1956 wpisywano do
dawnych, jeszcze książeczkowych dowodów osobistych, jako miejsce urodzenia Stalinogród
a nie Katowice. Mówił o tym, w jakimś programie telewizyjnym, znany redaktor Michał
Ogórek. I choć tu byłby uzasadniony powrót do dawnej nazwy, nie zrobiono tego, bo w
czasie, gdy redaktor się urodził Katowice nazywały się Stalinogród, więc taką nazwę miejsca
urodzenia wpisano mu do dowodu osobistego. A nasi reformatorzy, każą to zmieniać!
Od lat prowadzę badania genealogiczne korzystając z ksiąg metrykalnych i materiałów
USC. Jakie to szczęście, że kiedyś nie fałszowano nazw miejscowości. Jeśli ktoś kiedyś, w
księgach metrykalnych prowadzonych przez opolskie parafie, będzie szukał pana Józefa
urodzonego około 1960 roku  w Opolu , to go tam nie znajdzie, bo Józefa zapisano w księgach
metrykalnych parafii  Czarnowąsy  a nie w Opolu.

Oprócz zmiany nazw miejscowości dokonano też, nie wiadomo po co, zmianę nazw ulic.
Już wyjaśniam. Gdy do Berlina przyłączano sąsiednie miejscowości nikt nie wpadł na
pomysł, aby zmieniać tam nazwy ulic. Łatwiej i o wiele taniej było przemianować
miejscowość Lichtenberg na Berlin-Lichtenberg, Weisensee na Berlin-Weisensee itd. Dzięki
temu dziś w obrębie Berlina mamy 11 ulic Lipowych (Lindenstrasse), a Goethe doczekał się
w stolicy Niemiec 8 ulic. Nawet w obrębie Berlina jest osiem ulic o nazwie „Berlińska” i
nikomu to nie wadzi. Listonosze, czy taksówkarze doskonale sobie tam radzą. Więc zamiast
zmieniać nazwy wsi przyłączonych do Opola na „Opole” należało tylko przemianować
Czarnowąsy na „Opole-Czarnowąsy”, czy Borki na  „Opole-Borki”.

Miałoby to jeszcze dodatkową zaletę, bo łatwiej byłoby kierowcom, którzy korzystają jeszcze
z map zorientować się, gdzie się znajdują. Przed kilku laty, w nocy, chciałem skrócić sobie
drogę z Kątów Wrocławskich  do Leśnicy włączonej już w obręb Wrocławia. Jakoś w
ciemnościach zabłądziłem i przy pomocy mapy chciałem się zorientować gdzie jestem. W
tym celu postanowiłem jechać dalej przed siebie i sprawdzić jak nazywa się wioska, której
światła widziałem w oddali. Gdy dojechałem do granic tej wioski zwolniłem, aby przeczytać
jej nazwę. Jakież było moje zdumienie, ale i rozczarowanie, gdy przed „wiochą zabitą
deskami” zobaczyłem na stojącej tam tablicy napis: „Wrocław”. Dalej nie wiedziałem gdzie
jestem. Mała wioska leżąca 15 kilometrów od centrum miasta, ale administracyjnie już
włączona  w obręb miasta i dumny napis: „Wrocław”. Dobrze, że po pewnym czasie
spotkałem wracających prawdopodobnie z knajpy albo z dyskoteki młodych ludzi, którzy
mnie poratowali i wskazali mi drogę w kierunku Leśnicy.

Ta moja historia skłoniła mnie do zadania sobie pytania po co w ogóle stawia się tablice z
nazwami miejscowości. Może to jest tylko element architektury krajobrazu, albo element
upiększający pobocze drogi? A może te tablice mają mi pomóc zorientować się gdzie się
aktualnie znajduję, a może mają stanowić dezinformację, abym nie mógł zbyt łatwo trafić do
wybranego celu? Jeśli na granicy Dobrzenia Małego i Borek stanie tablica z napisem „Opole”
to na pewno będzie to dezinformacja taka jaka mnie spotkała pod Wrocławiem. To jakaś
kpina! Tablica z napisem „Opole” na granicy Borek jest potrzebna tylko tym, którzy chcą
zaspokoić swoją pychę, którzy chcą nas upokorzyć i udowodnić nam, że wbrew naszym
protestom potrafili postawić na swoim. A kierowcom takie tablice są coraz mniej potrzebne,
bo mają już GPS-y.

Jak więc widać manipulowanie nazwami niesie różnorakie skutki. Najczęściej niedobre.
Człowiek chciałby żyć w miarę stabilnym i zapewniającym mu bezpieczeństwo świecie.
Niekoniecznie w świecie obfitującym w wielkie bogactwa, wielkie i nowoczesne inwestycje i
technologie. A tu mu obiecują rozmach, innowacje i świetlaną wizję przyszłości. Nie mówią
tylko nic o dewastacji środowiska, zrywaniu więzi, nieliczeniu się z tradycją i ciągłym życiu
jak na wulkanie. Idą nowe bożki: Postęp, Rozwój, Zysk nie liczące się zupełnie z
człowiekiem. Idzie nowe… Idzie nowe?

Józefie, nie daj sobie wmówić, że nie urodziłeś się w Czarnowąsach…

 

Gdzieżeś to się w końcu Józefie urodził?

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie