– Wójt Tarnowa przez pięć lat utrzymywał, że nie ma przeszkód, byśmy dostali koncesję na wydobycie kruszyw – mówi Jerzy Dryja, prezes Spółdzielni Pracy Surowców Mineralnych z Opola. – Kiedy wszystko załatwiliśmy, to mówi, że zezwolenia nie dostaniemy. Mało tego, wprowadza radnych w błąd, opowiadając o nas nieprawdę.  

Istniejąca od 1952 r. spółdzielnia wydobywa kruszywa m.in. na terenie gminy Tarnów Opolski już od ponad 30 lat.

– Władze gminy dobrze więc wiedzą, że zostawiamy po sobie ład i porządek – podkreśla prezes Dryja. – Żeby zniechęcić do nas radnych, wójt na sesji rady gminy mówi, że gromadzone są śmieci i jest składowisko starych pralek, opon itd.

Jerzy Dryja dodaje, że spółdzielnia jest właścicielem większości gruntów, na których prowadzi wydobycie.

– A te, o które się staramy, też w połowie są nasze – mówi prezes. – Wójt powiedział natomiast na sesji, że tylko dzierżawimy, wyeksploatujemy i pozostawimy bałagan. A ustawa nakłada obowiązek pozostawienia po sobie terenu w dobrym stanie nawet dzierżawcom.

Prezes widzi to tak, że teraz dorabia się spółdzielni „gębę”, żeby zniechęcić do niej radnych, którzy będą głosować, czy w studium zagospodarowania przestrzennego gminy znajdzie się teren pod wydobycie kruszyw.

Zabiegi o nowe wyrobisko na terenie gminy Tarnów Opolski spółdzielnia rozpoczęła wiele lat temu.

– Od pierwszej swojej kadencji wójt nie widział przeszkód, a przeszkody formalne pomagał nam pokonywać – opowiada Jerzy Dryja.

W 2014 roku na wniosek spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu, w celu ochrony ujęć wody, RZGW we Wrocławiu wprowadził zakaz prowadzenia odkrywek na terenie, gdzie eksploatowały kruszywo już trzy firmy, a spółdzielnia ubiegała się tam o koncesję.

– Ustaliliśmy z wójtem, że wystąpimy o ekspertyzę hydrogeologiczną – podkreśla prezes Dryja. – Przeprowadził ją dr Kryza, który robił też ekspertyzy m.in. dla Górażdży i WiK. Okazało się, że jednak możemy prowadzić odkrywki w tej strefie.

W listopadzie 2018 r. spółdzielnia wystąpiła do urzędu marszałkowskiego o koncesję na prowadzenie badań geologicznych na tym terenie.

– Wójt zaopiniował nasz wniosek pozytywnie – mówi Jerzy Dryja. – Napisał też, że to nie jest jednoznaczne z tym, że od razu dostaniemy koncesję, bo to sprawa zmian w studium.

Wszystko zmieniło się rok temu. Prezes Dryja mówi, że wcześniej na każde pismo spółdzielni wójt zaraz telefonował, żeby się umówić na spotkanie. – Dzwoniłem o każdej porze do wójta i zawsze odbierał – dodaje. – W styczniu przestał odbierać telefony…

W styczniu 2019 r. wójt Krzysztof Mutz zmienił zdanie.

– Powiedział, że terenów jednak nam nie da, bo radni są przeciwko – mówi Dryja. – Bo eksploatacja jest źle prowadzona i jest to niekorzystne dla ekologii i środowiska. Rozmawiałem też z wójtem na temat rekultywacji terenu, tam, gdzie kończymy  wydobycie w 2023 i 2025 roku. Zgodnie z przepisami mamy 5 lat na rekultywację, od wygaśnięcia koncesji. Powiedział mi jeszcze, że jak ten jeden zakład zamknę, to nie upadniemy. Załatwiliśmy więc wszelkie pozwolenia, pokonaliśmy procedury, teraz inni wydobywają kruszywa, a nam nie wolno.

Trudno zrozumieć wójta

Rafał Żmuda, radny gminy Tarnów Opolski przyznaje, że dla niego ta cała sprawa jest dziwna.

– Trudno mi zrozumieć, że wójt jest do tego negatywnie nastawiony – tłumaczy. – Spółdzielnia dołożyła wszelkich starań, by nam udowodnić, że jej działania nie wpłyną negatywnie na środowisko, co wójt sugeruje. Tutaj tych kopalni jest sporo, surowce wydobywają m.in. Lhoist czy Górażdże. Dlaczego duże firmy mają zielone światło na wszystko, a wójt wydaje im pozwolenia? Prezes Dryja wziął radnych na wizję lokalną. Tam wszystko jest jak należy. Myślę, że radni będą kierowali się swoim rozumem, pomimo, że większość z nich jest z komitetu wójta. Czy dla tych 150 tys. zł podatku rocznie nie warto ich zatrzymywać na terenie gminy? My jesteśmy zadłużoną gminą, więc te pieniądze są istotne. Nie rozumiem tego. Czy tutaj chodzi o to, żeby wykończyć spółdzielnię, żeby sobie poszła? Przecież to są też miejsca pracy.

Rudolf Urban, przewodniczący rady gminy, podkreśla, że studium przygotowuje wójt, a radni podejmą decyzję.

– Nie zamierzam teraz wyrokować, jaka będzie to decyzja – mówi przewodniczący. – Nie do końca zgadzam się z decyzją wójta, byliśmy z radnymi na wizji lokalnej, tam gdzie spółdzielnia wydobywa i gdzie zaprzestała eksploatacji. Nie widzę przeciwwskazań, żeby mogła się rozwijać.

W przekonaniu Rudolfa Urbana, eksploatacja prowadzona przez spółdzielnię nie będzie miała wpływu na poziom wód, bo będzie odbywać się „na skórze”, nie docierając do żyły wodnej.

– Są inne firmy, które głębiej kopią i bardziej ingerują w gospodarkę wodną – podkreśla. – Rekultywacja terenów to inna sprawa i od firmy zawsze można żądać poprawek. Tych dwóch spraw bym nie łączył.

Większość radnych jest z komitetu wójta, czy w związku z tym nie zagłosują tak, jak zażyczy sobie Krzysztof Mutz?

– To tak nie działa, przecież radnych nie obowiązuje dyscyplina klubowa, czy partyjna – odpowiada Rudolf Urban. – Radni odpowiadają przed swoimi wyborcami, a każda firma jest dla gminy na wagę złota.

Radny Krzysztof Halupczok, przewodniczący komisji rolnictwa, gospodarki wodnej i ekologii uważa, że nieudzielanie koncesji spółdzielni byłoby dla niej krzywdzące.

– Spółdzielnia prowadzi eksploatację najlepiej i najdokładniej – podkreśla Halupczok. – Pozostałe firmy prowadzą gospodarkę rabunkową. Nie dając zezwolenia spółdzielni ucieszymy pozostałe firmy, bo ubędzie im jeden konkurent. To niesprawiedliwe.

Jednocześnie Halupczok martwi się, że eksploatacja minerałów powoduje osuszanie łąk, a lasy w okolicy Kosorowic wysychają. – Na łąkach groszowickich swoje lęgowiska ma czarny bocian, zniknie, jeśli łąki wyschną – dodaje. – Nie przewidywaliśmy skutków. Kiedyś popełniliśmy błąd, pozwalając na gospodarkę rabunkową. Ale niczego nie przesądzamy, chcemy zaprosić prezesa Dryję, żeby nas przekonał.

Manfred Grabelus, szef departamentu ochrony środowiska w urzędzie marszałkowskim, gdzie m.in. pomocy szukała opolska spółdzielnia, tłumaczy, iż marszałek nie może ingerować w działalność gminy. Chciałby jednak, żeby radni podjęli autonomiczną decyzję, nie kierując się wyłącznie sugestiami wójta.

Wójt broni się środowiskiem

Krzysztof Mutz nie chciał z nami rozmawiać w tej sprawie i zażyczył sobie przesłania pytań e-mailem. Przysłał odpowiedź, która jest większa niż ten tekst. Z oczywistych względów możemy zamieścić tylko streszczenie jego wypowiedzi, a całość opublikujemy w internecie, na portalu Opowiecie.Info.

Wójt przyznaje, że zmienił stanowisko w sprawie eksploatacji kruszyw na terenie gminy Tarnów Opolski. Stało się to pod koniec 2017 r., pod wpływem opinii dr. Krzysztofa Spałka z Katedry Biosystematyki Uniwersytetu Opolskiego, z której wynika, iż wysychanie gleb i stepowienie tzw. Łąk Groszowickich (obszary sołectw Przywory, Miedziana i Kosorowice) to efekt działalności ludzi, a konkretnie intensywnej eksploatacji minerałów.

– Nie mogę się zgodzić ze stanowiskiem spółdzielni, iż jej działania są obojętne dla środowiska naturalnego – pisze Krzysztof Mutz. – W mojej opinii, dokonywanie głębokich i rozległych wykopów przez tę spółdzielnię oraz innych wydobywających przedsiębiorców ma istotny wpływ na spadek wód gruntów na tym obszarze i na obszarach sąsiednich. (…) Nie potrafię w zgodzie ze sobą popierać dalszego rozrostu obszarów wydobywczych. Sprawowany przeze mnie urząd nakazuje mi dokonywania działań jak najlepszych dla mieszkańców mojej gminy. (…) Uważam, że dobra kondycja środowiska naturalnego naszych sołectwa jest dobrem ważniejszym, niż potencjalne przychody z tytułu danin od eksploatowania kolejnych terenów.

Według wójta, problemem jest także to, iż firmy eksploatujące surowce nie wywiązują się z ustawowego obowiązku rekultywacji terenów.

– Zwracam uwagę, iż koncesje na wydobycie części złóż dla  Spółdzielni Produkcji Surowców Mineralnych w Opolu utraciły ważność w roku 2014 i 2017 (tu jest niezgodność, bo prezes Dryja podaje wyżej inne terminy – aut.) – pisze Krzysztof Mutz. – Spółdzielnia do tej pory jednak nie wykonała procedury rekultywacji tych terenów (…), tym samym nie daje żadnej rękojmi tego, iż w przypadku umożliwienia jej eksploatacji nowych terenów ten obowiązek będzie wypełniać.

Krzysztof Mutz przekonuje także, iż nikomu nie dawał gwarancji poszerzenia terenów eksploatacji, ani nikogo nie faworyzuje.

– Spółdzielnia przedstawia w tym zakresie własne subiektywne stanowisko, które w mojej opinii nie koresponduje z faktami – pisze wójt. – (…)Spółdzielnia musiała brać także pod uwagę ryzyko tego, iż pomimo poniesienia kosztów wnioskowane tereny mogą nie zostać finalnie uwzględnione pod wydobycie. (…) Warto zauważyć, że również inni przedsiębiorcy wydobywający kruszywa na terenie naszej gminy złożyli wnioski o powiększenie terenów wydobycia, jednakże komisja planistyczna wszystkie odrzuciła jako niekorzystne dla gospodarki przestrzennej gminy. (…)Na te tereny, które już zostały objęte prawem eksploatacji, nie mamy już praktycznie wpływu, jednakże nie możemy pozwolić na dalszych ich rozrost, mając teraz tę wiedzę, której wcześniej nie mieliśmy.

Wójt podkreśla w odpowiedzi, że decyzja w tej sprawie nie należy do niego, ale do radnych.

Z informacji Opowiecie.Info wynika, iż podobna sytuacja wystąpiła w gminie Dobrzeń Wielki, gdzie radni gminni wyrazili zgodę na wydobycie kruszyw, ale projektant szukał przeszkód formalnych, by nie uwzględnić danego terenu w studium na eksploatację kruszyw. Gmina do dzisiaj nie doczekała się studium przestrzennego zagospodarowania terenu.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.