… i nie mów do mnie Wiśniewski! To były jego ostatnie słowa. Zaniósł się głośnym szlochem, plasnął ogonem w wodę i tyle go widziałem. Pomknął tam gdzie głębiej.
Pomysł by odbyć z nim męską rozmowę rodził się długo. Po drugim nadgryzionym drzewku nad Młynówką stała się koniecznością. Usiłowałem go przekonać, żeby dał sobie spokój, że z niszczeniem drzew w mieście mamy wystarczająco wiele kłopotu. Ten kto go zwalcza, kto koparkę wysłał by zburzyła jego siedzibę, to Wiśniewski, i on też jak szalony tnie drzewa. W ten sposób działają ręką w rękę. – Jesteś jak Wiśniewski- wykrzyczałem mu w oczy – a przecież wróg naszego wroga powinien być naszym przyjacielem.
Niestety, zareagował dość histerycznie. Zniknął w mroku nocy i nie wiadomo czego się po nim spodziewać. Zauważyłem, że pierwszy raz usłyszał, że to Wiśniewski zniszczył jego siedzibę przy Bolko. Widziałem jego zęby. Nie chciałbym mieć w nim wroga…
Bobry zaatakowały w ścisłym centrum Opola, 300 metrów w linii prostej od Ratusza. Najpierw jedno drzewo nad Młynówką, dwa tygodnie później drugie.
To wyraźny odwet za zniszczenie ich siedziby. Z polecenia prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego 11 września, na dwie godziny przed zapowiedzianą wizją lokalną z przedstawicielami Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska koparka rozniosła w pył bobrowe siedlisko.
Podobno zagrażało ono sąsiednim działkom. Podobno działki miały być podtapiane. Tymczasem żaden z działkowców, a to oni najlepiej widzą co się na miejscu dzieje, nie potwierdził takich obaw. Zresztą wystarczy znać prawa fizyki, by wiedzieć, że woda nie płynie do góry, a bobrowa tama musiałaby być pięć metrów wyższa, żeby działkom zagrozić.