Tak o prezesie Wodociągów i Kanalizacji mówią nam pracownicy spółki. A „wszechmogący” dlatego, że jest ojcem byłego wiceministra sprawiedliwości PiS, obecnie europosła Patryka Jakiego z Solidarnej Polski, koalicjanta PiS.
Czy we współczesnej firmie można sobie wyobrazić sytuację, że już na sam widok prezesa pracownicy drżą ze strachu? A kiedy prezes podchodzi i pyta, kto jest najważniejszy w firmie, pracownik jest zobowiązany do odpowiedzi „pan, panie prezesie”.
Tak właśnie miało się dziać w spółce miejskiej Wodociągi i Kanalizacje – według naszych informatorów, a także miejskiego „Czasu na Opole” oraz radnych, z którymi kontaktowali się pracownicy WiK.
Według tych relacji, Ireneusz Jaki, najlepiej zarabiający prezes spółki komunalnej w Polsce z roczną pensją prawie pół miliona złotych, miał dopuszczać się publicznego poniżania pracowników, co w konsekwencji kończyło się w wielu przypadkach leczeniem psychiatrycznym.
Z naszych ustaleń wynika, że w WiK mieli „pod górkę” zwolennicy Koalicji Obywatelskiej, jeśli nie kryli się ze swoimi poglądami. Byli sekowani na różne sposoby i żyli w ciągłym strachu.
– A ten strach brał się stąd, że tam zmyślano zarzuty na człowieka, nigdy nie było wiadomo, jaki zarzut postawią – twierdzi nasza informatorka, która wylądowała na leczeniu psychiatrycznym.
Według „Czasu na Opole”, przemocy psychicznej miał doświadczać także główny księgowy WiK. Niezaprzeczalne, że dwa tygodnie temu prezes Jaki, w emocjach, kiedy do WiK weszła policja, wyrzucił z pracy księgowego.
Jak pisze „Czas na Opole”, prezes nie miał do tego prawa, „…posunął się do przekroczenia swoich kompetencji i bez zgody pozostałych członków zarządu zwolnił goi po 20 latach pracy”.
Szczególnie bulwersująco brzmią informacje, że w trudnej sytuacji miały być w tej firmie młode mamy. Jeżeli już udawało im się zostać w firmie i nie zostawały zwolnione, były szykanowane.
– Teraz każdego dnia docierają coraz to nowsze informacje dotyczące Ireneusza Jakiego i tego, co robił, albo tego, co mógł robić – mówi „Opowiecie.info” jeden z opolskich radnych. – Mowa jest o nepotyzmie, kolesiostwie i złym traktowaniu kobiet. Trudno to teraz zweryfikować, ale jeśli nawet część tych informacji okazałaby się prawdziwa, to byłby skandal.
Właśnie złemu traktowaniu kobiet, „mobbingowi za ciążę”, poświęcona była konferencja, którą zwołały radne Anna Tabisz i Alicja Wiśniewska (niezwiązana rodzinnie z prezydentem – aut.). Skierowały one do prezesa Jakiego pismo z pytaniami, ile kobiet po powrocie z urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego pozostało na stanowiskach, ile zostało zdegradowanych, a ilu nie przedłużono umowy o pracę.
– To dobry moment na przemyślenie, zarówno w radzie miasta i w innych gremiach, sytuacji opolskich kobiet i opolskich matek w zakładach pracy – mówiła podczas konferencji Anna Tabisz.
Tomasz Kaliszan z klubu radnych PO przyznaje, że od chwili wybuchu afery w WiK do radnych trafiają pracownicy spółki, mówiący o tym, co tam się dzieje.
– Składam interpelację do prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego, aby dać mu możliwość wyswobodzenia się z tych informacji, bo są bardzo niepokojące – podkreśla radny Kaliszan. – Ważne jest, żeby mieszkańcy się dowiedzieli, jak wyglądała polityka kadrowa w spółce WiK i jak przebiega tam proces awansu.
Radny Tomasz Kaliszan twierdzi, że w spółce były takie sytuacje, kiedy z miesiąca na miesiąc można było awansować.
– Chciałbym wiedzieć, jak w tej spółce wygląda proces rekrutacji, czy przebiega zgodnie z przepisami prawa – mówi Kaliszan.- I jaki jest klucz doboru danego pracownika.
Radny zwraca też uwagę na wynagrodzenia – czy osoby pracujące na tych samych stanowiskach, o tym samym zakresie obowiązków, otrzymują odpowiednie wynagrodzenie.
– Chodzi o adekwatne wynagrodzenie, a nie wynikające na przykład z koneksji, wpływu ze strony zarządu, prezesa, albo rady nadzorczej – wyjaśnia. – Bo spółki miejskie nie mogą być przechowalnią dla politycznych kolesi. Nie po to zostały stworzone.
Radny Kaliszan dodaje, iż to, co dzieje się teraz w WiK, jest pokłosiem tego, co działo się tam już od wielu lat. Czy prezydent o tym wiedział, a jak wiedział, to dlaczego nie reagował? Od odpowiedzi na te pytania Arkadiusz Wiśniewski nie ucieknie.
Do naszej redakcji docierają natomiast pytania, dlaczego prezydent nie odwoła prezesa Jakiego, skoro pod jego adresem jest tyle poważnych zarzutów.
Po pierwsze, z doniesienia prezesa Jakiego prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie nieudanego przetargu na dostawę prądu dla WiK, ale ono zakończy się najwcześniej w lipcu.
Według prezesa, za przetarg, wygrany przez firmę, która odstąpiła potem od umowy, co naraża obecnie WiK na duże koszty, odpowiadają wiceprezesi, zaufani współpracownicy prezydenta Wiśniewskiego: Sebastian Paroń i Agnieszkę Maślak. Jednak na wszystkich pismach i protokołach związanych z tą sprawą widnieją też podpisy Ireneusza Jakiego…
A miasto nie jest jedynym właścicielem spółki i bez porozumienia z pozostałymi udziałowcami nie może odwołać prezesa WiK. Ich zgoda będzie zależeć od wyników prokuratorskiego dochodzenia oraz tego, czy potwierdzą się zarzuty wobec prezesa.
Sam prezes w wypowiedziach dla rządowych mediów mówi, że są one nieprawdziwe, szczególnie zarzuty dotyczące szykanowania młodych matek. Ireneusz Jaki twierdzi, że było wręcz przeciwnie, czego dowodem może być siostra prezydenta zatrudniona w WiK.
– Gdy po macierzyńskim wróciła do pracy, nadal zajmowała to samo stanowisko, a nawet otrzymała podwyżkę – powiedział NTO należącej do PKN Orlen prezes Jaki.