Rozmowa z Jackiem Wakarem, krytykiem teatralnym i dziennikarzem, o współczesnych trendach kulturowych i gustach teatralnych Polaków.
Popularne stały się maratony teatralne. Ten opolski przez trzy dni pokazał aż sześć spektakli. Czy Opole proponuje coś wyjątkowego na tle innych miast?
Dla tego typu teatrów podobny showcase, czyli prezentacja dokonań z ostatniego sezonu, jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Do miasta można zaprosić gości z całej Polski i z zagranicy. Teatr ma szansę na autoprezentację i prowokowanie do dyskusji.
Za nami trzecia edycja wydarzenia. Co roku jest duże zainteresowanie.
Poprzednie maratony odniosły bardzo dobry skutek. Przyjeżdżali przyszli reżyserzy, następnie powstawały przedstawienia. Janusz Opryński, który był rok temu w Opolu, zobaczył zespół w kilku przedstawieniach i ocenił, że właśnie tu chce zrobić swojego „Mistrza i Małgorzatę”.
Jako uważny obserwator, jak Pan ocenia Teatr im. J. Kochanowskiego?
To dla was dobry czas. „Kochanowski” obecny jest na festiwalach, przywozi z nich nagrody. Przełomowym spektaklem dla teatru opolskiego w nowej odsłonie dyrektora Norberta Rakowskiego był „Ślub” Anny Augustynowicz, który sam nagradzałem na Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu.
A czy to dobry czas dla przedstawień, dla teatru w ogóle?
Polski teatr przeżywa trudne chwile. Przez ekonomię, politykę. Dają jednak nadzieję te nowe przyczółki. I takim stał się teatr opolski. Mapa teatralna Polski cały czas się zmienia.
Czego powinniśmy oczekiwać po dobrym przedstawieniu?
Chodzi o sprawy najprostsze i najtrudniejsze. Dla mnie to wzruszenie, historia, zatopienie się w opowieści, śmiech… Teatr jest jedyną sztuką, gdzie jeden żywy człowiek rozmawia z drugim żywym człowiekiem. Tu nie ma udawania. Powinien też przypominać o miłości i wolności. Nikt nie wymyślił niczego ważniejszego.
Twórcy mają więc dziś trudne zadanie, rywalizacja jest spora. Jak teatr dziś walczy o widza?
W dużych ośrodkach teatr ma publiczność. Nasuwa się pytanie, czego ona oczekuje. W dobie Netflixa, HBO i innych platform, które ma się w domu za niewielkie w zasadzie pieniądze, teatr musi szukać sposobów komunikacji z widzem.
W Opolu to się udaje?
Obecny maraton o tym świadczy. Dobry wzór stanowią w „Kochanowskim” koprodukcje, gdy aktorzy stąd spotykają się z kolegami z innych miast. Dyrektor Norbert Rakowski musi dbać o różną publiczność. „Moralność pani Dulskiej” to na przykład wyjście w stronę widza, który szuka i komedii, i klasyki.
Z drugiej strony są przedstawienia typu „Grotowski non-fiction”, czyli eksperyment w teatrze. „Zakonnice odchodzą po cichu” zapełniały salę po brzegi. Nagle okazało się, że publiczność w Opolu szuka także trudnych tematów. Dyrektor i jego zespół zaryzykowali i wygrali. Spektakl wpisał się w stały repertuar i było o nim głośno w Polsce.
Czego by Pan życzył szefowi opolskiego teatru i jego zespołowi?
W dzisiejszej Polsce bardzo potrzebne są miejsca, gdzie się mówi wolnym głosem. Uważam, że teatr w Opolu takim miejscem jest. Zawsze jedni będą tęsknić za teatrem poprzednich dyrektorów, za tradycyjną inscenizacją, teatrem o bardzo ustalonej hierarchii nazwisk.
Trzeba przy tym pamiętać, że teatr opolski ma wybitnych aktorów związanych z nim od lat. Ich pozycji nic nie powinno zagrażać. Ważne jest również, że obecny dyrektor jeździ po festiwalach, także szkół teatralnych, szukając nowych aktorów. Życzyłbym mu, aby jego druga kadencja stała pod znakiem zrównoważonego rozwoju. Aby udało się stworzyć teatr środka, nie zapominać o szerokiej publiczności, a przy tym nie porzucać poszukiwań.
Dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ:
Dyrektor Kochanowskiego: „Patrzyli na mnie jak na dziwaka, który do świątyni sztuki przychodzi w adidasach”
Kochanowski przedstawił plany na nowy sezon: Chcemy pokazywać różne wartości