Z Joanną Muchą, posłanką i kandydatką na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Spotkała się pani w niedzielę z członkami opolskiej PO. Co im pani mówiła? 

– Mam cztery punkty, z którymi przychodzę do członków Platformy. W pierwszej części mówię, jak wygrywać wybory, jakie mam swoje doświadczenia i pomysły. Te pomysły są przekonujące i widzę na twarzach moich interlokutorów wrażenie. Niektóre są na pierwszy rzut oka sprzeczne z intuicją, ale tłumaczę, skąd wynika ten pomysł i uzyskuję aprobatę. W drugim punkcie, trudnym, mówię o błędach PO i o tym, co musimy naprawić. W trzecim punkcie mówię o konkretach: w jaki sposób zarządzać partią i w jaki sposób od strony menedżerskiej do niej podejść. I co w niej zmienić. W czwartym punkcie mówię o Polsce, o moim pomyśle na Polskę, w którą stronę mielibyśmy Polskę prowadzić.

– Co więc by pani w Platformie zmieniła?

– Bardzo wiele rzeczy, zaczynając od wodzowskiego stylu, który trzeba zmienić na równościowy. Platforma była synonimem równości, każdego członka i każdego koła.  Równość to też włączenie i zaangażowanie naszych członków. Mam pomysły, jak do tego doprowadzić i o nich opowiadam podczas spotkań. Chciałabym też, żeby w PO było czterech wiceprzewodniczących, każdy z dookreśloną odpowiedzialnością. Pierwszym byłby szef Klubu Parlamentarnego, drugi – szefem od spraw programowych, który jednocześnie będzie odpowiadał za Instytut Obywatelski, trzeci – odpowiedzialny za komunikację i marketing, który z automatu zostawałby szefem sztabu w momencie, kiedy zacznie się kampania wyborcza. Czwarty odpowiadałby za kontakty z organizacjami pozarządowymi. Podczas spotkań mówię też o konieczności zresetowania naszej relacji z Młodymi Demokratami, młodzieżówką Platformy.

– Mówiąc o Młodych Demokratach ma pani na uwadze kształtowanie swoich następców w partii? Czy można w ogóle ukształtować swoich następców?

– Trzeba! Jeśli my nie będziemy zasysać pokolenia 30- i 40-latków, jeśli nie odnowimy naszych relacji z Młodymi Demokratami, czyli jeszcze młodszymi pokoleniami, to uschniemy. Będziemy z roku na rok starsi…

– Wprowadzając bardzo młode osoby do polityki nie będzie to ich upartyjnianie od najmłodszych lat? To doprowadzi w przyszłości do zawężania pola widzenia u dorosłych już członków Platformy?

– W Polsce nauczyliśmy się traktować działalność partyjną jako coś złego, dyskredytującego. W normalnych krajach jeśli ktoś działa w partii, to działa na rzecz swojego państwa, na rzecz swojej społeczności. Jest to rodzaj aktywności obywatelskiej. Musimy wrócić do takiego postrzegania. Chcę, żeby Młodzi Demokraci przechodzili szkolenia, różnego rodzaju kursy. Przy nas powinni rosnąć, a my powinniśmy zadbać, by ten wzrost był oparty o wartości.

– I za jakiś czas mają wejść w swoje pokolenie?

– Tylko oni dotrą z przekazem do swojego pokolenia. To pokolenie jest na tyle inne, że my nie sformułujemy komunikatów do 20-latków. Mam dwóch synów, 20- i 24-letniego, i wiem, że to jest pokolenie, które się komunikuje zupełnie innym kodem. Jeśli my do nich nie dotrzemy przez Młodych Demokratów, to sobie zamkniemy drogę do tych ludzi.

– Co jeszcze powinno zrobić kierownictwo Platformy? 

– Ludzie PO powinni dostać od nas argumenty do rozmów, może nawet ich scenariusze. Powinni dostać ulotkę, gazetę taką cykliczną, z którą wyjdą do ludzi, którzy mają dzisiaj do dyspozycji tylko media publiczne. Po to, żeby kruszyć tę skałę. Potrzebują też dobrych treści internetowych, uważam, że Platforma powinna mieć swoją audycję w formie stałej. Tych pomysłów jest dużo, więc żeby to wszystko wprowadzić, potrzeba dwóch lat porządnej harówki.

– Jakie zmiany by pani wprowadziła na szczeblu centralnym, a jakie lokalnym?

– To, co wcześniej mówiłam, dotyczyło szczebla centralnego. A co do lokalnego, to proponowałam, żeby na dole zostawić ludziom składki, żeby sami decydowali i mogli tworzyć takie mikrogranty.

– Jakiej wysokości są te składki?

– Nie są duże, to 5 zł miesięcznie, ale jak się zbiera długo od wszystkich członków partii, to się z tego robi niezła suma. Dlatego chciałabym zachęcić do pewnego rodzaju współzawodnictwa związanego z grantami, aktywnością, żeby zaktywizować naszych członków i wyjść do ludzi.

– Chyba z tym Platforma ma największy problem. 

– Rzeczywiście, tak jest. To jest w jakiś sposób normalne, bo centrum polityczne, czyli nasza strona, jest zawsze „letnia”. To skrajności są gorące, skrajności są rozentuzjazmowane. Jesteśmy letni, ale dzisiaj jest taki czas, że trzeba się rozgrzać do wyższych temperatur.

– Zastanawiam się, jak nazwać nieobecność posłów podczas głosowania w Sejmie nad wprowadzeniem do porządku obrad tzw. ustawy kagańcowej dla sędziów. To brak samodyscypliny, wyobraźni, wyczucia społecznego oczekiwania, a może lekceważenie? Co takiego jest w Platformie, że niektórzy posłowie zachowują się nieodpowiedzialnie w chwili, kiedy akurat powinni zademonstrować, że są zwarci i gotowi do starcia.

– To jest właśnie ta letniość środka, o której mówiłam. My rzeczywiście potrzebujemy przywódcy, który dobrze nazwie dzisiejszy czas. I dobrze określi zadanie i będzie działał mocno mobilizacyjnie, bo niektórzy z nas są nie do końca zmotywowani. Potrzebujemy przywódcy, który użyje właściwych słów, żeby określić jak wyjątkową mamy sytuację. Bo to jest sytuacja przełomu, to jest gra o to gdzie będziemy – na wchodzie, czy na zachodzie.

– Czyli ma pani pomysł, żeby to wszystko zmienić?

– Nie ma czarodziejskiej różdżki, żeby wykonać jeden ruch i wszystko będzie dobrze funkcjonowało. To jest mrówcza robota, z każdą z tych osób trzeba rozmawiać i pomagać jej wyzwolić swoją energię. Uważam, że trzeba też otworzyć się na różne środowiska, tak, żeby do Platformy przyszli nowi ludzie. Dopływ świeżej krwi dobrze by nam zrobił.

– O jakich ludziach pani myśli?

– Chociażby o ludziach z KOD-u. Często spotykam u siebie, na Lubelszczyźnie, ludzi, którzy mówią, że jak wygram wybory, oni zapiszą się do Platformy. Można byłoby się uśmiechnąć, ale jest trochę tak, że wiele osób oczekuje od nas dużej zmiany, właśnie „nowego początku” – pod takim hasłem startuję.

– Jest chyba jeden oczywisty kierunek, czyli Unia Europejska.

– To też, ale to niewystarczające. To hasło „Nowy początek”  jest adekwatne dla całej Polski. Polacy boją się tego, że my ich zaprowadzimy z powrotem do 2015 roku. Musimy im powiedzieć, że nie ma powrotu do 2015 roku. Czas transformacji jest zamknięty, teraz mamy nowy etap. Mamy zmianę ogólnoświatową, ten marsz populistów jest obecny na całym świecie. Wszyscy musimy sobie dać z tym radę. W Polsce podobne czynniki wywołują u ludzi niepokój, niepewność i wzmacniają ruch populistyczny. Niestabilność, dominacja korporacji, międzynarodowy terroryzm, cyberprzestępczość i agresja ze strony Rosji i innych krajów. Państwa narodowe stają się bezsilne i ludzie to czują. Efektem jest poczucie osamotnienia i pozostawienia przez państwo.

– A jak ocenia pani swoją szansę na przywództwo w PO?

– Jestem zadowolona z tego, że wystartowałam. Dotarłam do członków PO z różnymi informacjami, ze świeżym przekazem. Dobrze byłoby, żeby te wybory skończyły się w pierwszej turze.

– Opole to kolejne miasto, które pani odwiedziła przed wyborami w PO, więc już ma pani skalę porównawczą…

– Im później organizowane spotkanie, tym bardziej bałam się o frekwencję. Czy ludzie przyjdą, bo byli zapraszani na kolejne spotkanie z kandydatem na szefa PO. W Opolu przyszło dużo osób, do tego wiele młodych osób, a to jest niezwykle budujące. Mieliśmy bardzo dobrą rozmowę!

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.