Chmura radioaktywnego pyłu przeszła nad terytorium europejskiej części Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, Europę, sięgając wschodniej części USA. Władze ZSRR próbowały ukryć katastrofę, pierwsze doniesienia pochodziły ze Szwecji, gdzie czujniki wykryły alarmujący poziom radiacji, wielokrotnie przekraczający dopuszczalne normy.

Wielu Opolan o chmurze radioaktywnej dowiedziało się z Radia Wolna Europa lub BBC, które przekazywały informacje krajom zza żelaznej kurtyny, pozbawionych całkowicie wolnych i niezależnych mediów. W Polsce zniekształcane oficjalne informacje sprawiły, że zapanowała dezinformacja i psychoza bliska panice.

Wybuch w znajdującej się na Ukrainie elektrowni jądrowej w Czarnobylu (wtedy używano rosyjskiej nazwy Czernobyl) nastąpił w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku. Reaktor w bloku czwartym został całkowicie zniszczony, a eksplozja wyniosła w powietrze radioaktywny pył. Katastrofę uznano za największą w historii energetyki jądrowej pod względem ofiar śmiertelnych i skutków ekologicznych. Bezpośrednio od wybuchu zginęło 31 osób, napromieniowanych zostało 600 tysięcy ludzi, w pierwszej kolejności ratowników i członków służb likwidujących skutki katastrofy. Wielu z nich umierało w ciągu kilku kolejnych lat.

Katastrofa w Czarnobylu.  Wielu Opolan pamięta, co wydarzyło się 35 lat temu. W ciągu trzech dni płyn Lugola podano 18,5 mln Polaków

Wjazd do strefy zamkniętej
fot. Wikipedia

Zniszczony reaktor zalano 400 tysiącami ton betonu, a dokoła Czarnobyla utworzono strefę zamkniętą o promieniu 30 kilometrów. Ze względu na promieniowanie miała być niedostępna przez blisko sto lat, ale obecnie jest otwarta dla turystów.

Polskie władze zwlekały z informowaniem o tej katastrofie. Gdyby 29 kwietnia nie dotarła do nas informacji ze Szwecji, to długo trwałaby niepewność, co tak naprawdę się wydarzyło.

– Pocztą pantoflową rozchodziła się ta informacja – wspomina Helena Harmansa, szefowa Oddziału Higieny Radiologicznej Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Opolu. – Pierwszym potwierdzeniem, że coś musiało się wydarzyć, było polecenie telefaksem, żeby w trybie awaryjnym pobrać próbę opadu całkowitego z dachu budynku. Takie badania uruchamiano tylko na zlecenie premiera.

Katastrofa w Czarnobylu.  Wielu Opolan pamięta, co wydarzyło się 35 lat temu. W ciągu trzech dni płyn Lugola podano 18,5 mln Polaków

fot. Wikipedia

Słabo informowali

Na polecenie rządu Wojewódzkie Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne 30 kwietnia stały się też punktami informacyjnymi.

– Mieliśmy dwa telefony i działaliśmy całodobowo, a one nie przestawały dzwonić – wspomina Helena Harmansa. – Ludzie się bali i była psychoza, bo najgorzej jest wówczas, kiedy się nie ma wiedzy na jakiś temat. Staraliśmy się przekazywać wiedzę oraz zaplanować działania, które przede wszystkim chroniłyby ludzi.

Do takich działań należały m.in. badania najczęściej spożywanych produktów, zwłaszcza mleka. Wynikało to z tego,  że krowy były już na pastwiskach, żywiono je trawą.

Sanepid badał też to, co rosło na grządkach, wszystkie nowalijki. Zalecano również Polakom, żeby jak najmniej przebywali na powietrzu, a dzieci nie bawiły się w piaskownicach, w których w po jakimś czasie zmieniano piasek.

Sanepid badał żywność pod kątem obecności promieniotwórczego cezu 137. Ale to, co przeniknęło do ziemi i wód gruntowych, pozostanie na lata. Szkodliwy wpływ cezu zniknie dopiero około 2140 roku!

– Cez ma 30 lat do połowicznego zaniku, teraz jesteśmy w następnym okresie połowicznego zaniku – mówi. – Nadal badamy próbki żywności i wyniki potwierdzają, że teraz jesteśmy w tym drugim okresie połowicznego zaniku. Promieniotwórczy cez najdłużej utrzymuje się w mięsie i grzybach.

Władza pochodu nie odwołała

Alojzy Kokot, wówczas naczelnik gminy Dobrzeń Wielki doskonale pamięta, jak w 1986 roku odbywały się festyny pierwszomajowe.

– Była piękna pogoda, staliśmy na naszym boisku i to był główny temat rozmowy – wspomina pan Alojzy Kokot. – Dopiero za kilka dni władze lakonicznie poinformowały, że reaktor w Czarnobylu strzelił i chmura radioaktywna się utrzymuje. Ośrodki zdrowia dzieliły płyn Lugola, a myśmy nie dostali wtedy żadnych odgórnych poleceń.

Helena Harmansa pamięta, że psychoza rozpoczęła od 1 maja, kiedy zaczęto podawać ludziom płyn Lugola. Ustalono punkty, gdzie można było go dostać, najczęściej przychodnie.

– To był roztwór wodny jodu i jodku potasu, apteki robiły go na miejscu w olbrzymich ilościach – wspomina Elżbieta Karnawska, opolska farmaceutka. – Ci, którym się nie udało dostać płynu Lugola, sięgali po jodynę, przepisywaną tylko do stosowania zewnętrznego. Przestrzegaliśmy przed tym, ale nie zawsze skutkowało…

Opolska farmaceutka pamięta, jak prasa, radio i telewizja będące pod partyjną kontrolą oszczędnie informowały o tym wydarzeniu.

– A między ludźmi się gotowało, władza zalecała, żeby nie wychodzić, a ludzie nie mieli zaufania do władzy – wspomina Elżbieta Karnawska. – Wielu pozostawało jednak w domach.

Tyle, że z zorganizowania pochodu 1-majowego władza nie zrezygnowała. Opolanie mieli się zebrać na placu Armii Czerwonej (dzisiaj plac przed Solarisem).

Irena Krasicka, wówczas rusycystka ze szkoły podstawowej nr 21 w Opolu mówi, że na pochód nie poszła. Podobnie jak wielu innych.

Irena Krasicka widzi wiele podobieństw między tym, co było wtedy, a co jest obecnie.

– Rozmawiało się o wybuchu, o tym, co nam zagraża, tak jak teraz rozmawia się o pandemii, jak ciężko się dostać do lekarza – wyjaśnia pani Irena. – Ja wtedy tak od razu płynu Lugola nie dostałam, później po znajomości w aptece ktoś mi załatwił. A ludzie opowiadali sobie, że po tym napromieniowaniu będą się rodzić zwierzęta z dwiema głowami, a  ludziom włosy powypadają i rozpoczną się choroby. To był ciężki czas, tak, jakby się na zagładę czekało…

Alojzy Kokot i Irena Krasicka tylko wzdychają, aby już nigdy podobna sytuacja się nie zdarzyła. – Szczególnie w naszym słowiańskim bałaganie my takie i podobne sytuacje ciężko przechodzimy – dodaje pan Alojzy.

W opolskim Sanepidzie nie pozostawiają złudzeń, konsekwencje eksplozji w Czarnobylu będą nam towarzyszyć jeszcze długo.

– Znajdujące się w atmosferze pyły po próbnych eksplozjach atomowych z lat 50. i 60. co jakiś czas okrążają Ziemię, przenoszone prądami powietrza – tłumaczy Helena Harmansa. – W różnych częściach globu nadal mamy do czynienia z opadem promieniotwórczym.

Różnica dziś jest taka, że informacja o katastrofie podobnej do Czarnobyla obiegłaby natychmiast świat lotem błyskawicy.

– Teraz każde państwo, które należy do Międzynarodowej Agencji Atomistyki w Wiedniu, ma obowiązek przekazywania informacji o niekontrolowanej emisji promieniotwórczej – mówi Helena Harmansa. – Żyjemy w innej rzeczywistości, pewnie teraz byśmy sobie lepiej z tym poradzili.

Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.