Z Gabrielą Kollmann, przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich „Dobrzenianki”, o lokalnych kobietach, ich sukcesach, kultywowanych przez nie tradycjach oraz ziołolecznictwie, rozmawia Tomasz Chabior.
I Vice Miss Wdzięku – to brzmi bardzo dobrze!
Zaproponowano nam, jako grupie „Dobrzenianki”, udział w ogólnopolskim konkursie Kół Gospodyń Wiejskich w Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach. Zgodziłyśmy się, tym bardziej, że było to dla nas coś nowego, a my lubimy wyzwania. Miałyśmy się tam dobrze bawić, zbierać doświadczenie i zawierać przyjaźni z reprezentantkami innych kół. Przy okazji zdobyłyśmy kilka nagród, a jedna z nich, indywidualna, przypadła mi. Tytułem I Vice Miss Wdzięku udowodniłam, że każda kobieta jest wartościowa i żadna nie powinna obawiać się wieku. Przecież 50+ to tylko liczba. Wręczenie korony było niesamowite!
W Muzeum Wsi Opolskiej nasze reprezentantki zgarnęły również dwie inne nagrody.
Trzeba korzystać z takich zaproszeń i czerpać z takich imprez pełnymi garściami. Dzięki nim koło nie tylko istnieje, ale też pokazuje, że funkcjonuje. Nie zamyka się na przysłowiowe darcie pierza. (śmiech) Naszym wielkim sukcesem jest to, że dostałyśmy się do półfinału i zostałyśmy wyróżnione spośród 63 kół. Zajęłyśmy 2. miejsce w kategorii „Kobieta gospodarna i wyjątkowa”. Szczegółowo opisałyśmy naszą dotychczasową trzyletnią działalność, a było tego naprawdę sporo. Jury spodobało się to, co robimy i nagrodziło nas. Oprócz tego, wygrałyśmy kategorię kulinaria, a raczej „wygraliśmy”, bo pomógł nam w tym nasz kucharz – Rysiu Smorczewski. Laury zdobyło tradycyjne śląskie danie: boczek gotowany ze śląskimi kluskami z tartego ziemniaka i kapusta kiszona zasmażana w sosie chrzanowym.
fot. KGW „Dobrzenianki”
25 września wielki finał na stadionie PGE Narodowym. Jakie cele paniom przyświecają?
Chcemy tam powalczyć o najwyższe miejsca, ale rywalizacja musi być podparta zabawą, humorem i radością. Nic za wszelką cenę, ale jeśli spodobamy się jury, będzie to nasz kolejny sukces, z którego się ucieszymy. Chcemy tego spróbować, tym bardziej, że mamy w sobie dużo luzu, podchodzimy do tematu bardzo spontanicznie. Cieszymy się, bo spotkamy się tam z kołami gospodyń wiejskich, które stanowią krajową elitę. Będziemy mogły wymienić się spostrzeżeniami i doświadczeniami – skoro już w Bierkowicach zapoczątkowałyśmy znajomości z innymi kołami, to tym bardziej powinno udać się w Warszawie.
Życzę zatem powodzenia. Ostatnio „Dobrzenianki” kojarzą się z ziołolecznictwem. To sztandarowa działalność koła?
Tak, tematycznie obracamy się głównie wokół ziół. Niedawno nad naszą Odrą współtworzyłyśmy piętnastominutowy filmik właśnie o ziołach, ale nie byle jakich, bo naszych lokalnych. Tłumaczyłyśmy tam, co rośnie na naszych terenach i jak można to wykorzystać. Zorganizowałyśmy też trzymiesięczny cykl warsztatów zielarskich dla członkiń koła i innych chętnych osób „Zastosowanie ziół w leczeniu dzieci i dorosłych”. Jego koszty pokryłyśmy dzięki pieniądzom wygranym w Bierkowicach. Zatem osiągnięcie w Bierkowicach napędziło kolejne nasze działania.
O ziołach opowiada też książka „Kulinarne dziedzictwo zielarskie Opolszczyzny”. Skąd pomysł, żeby wydać taki poradnik?
Dwa lata temu, razem z Anią Strokowską, zrobiłyśmy kilka nalewek ziołowych i w ten sposób wpadłyśmy na pomysł, żeby napisać książkę o ziołach. Zaczęłyśmy dowiadywać się, co i jak smakuje, z czego i co się robi. Później w Dobrzeniu Wielkim otworzył się sklep zielarski, dlatego zaprosiłyśmy właściciela na spotkanie. Zdobyłyśmy wtedy bardzo obszerną wiedzę na temat ziołolecznictwa i ten sposób zaczęłyśmy otwierać się na naturę.
Gdzie można zdobyć tę książkę?
Można wypożyczać ją między innymi w bibliotekach w Dobrzeniu Wielkim, Namysłowie, Opolu i Turawie. Ale na samym wydaniu książki się nie skończyło. Potem zaproszono nas do liceum w Dobrzeniu Wielkim i do szkoły w Kup, gdzie razem z Anią Strokowską prowadziłyśmy zajęcia z dziećmi na temat właściwości lokalnych ziół. Mówiłyśmy, co u nas rośnie, co jest jadalne i co do czego może posłużyć. Uczniowie skosztowali też naszej herbaty, w której znalazły się chociażby mięta, melisa, lawenda, szałwia, rumianek, lipa i nawłoć.
W połowie sierpnia Gminny Ośrodek Kultury w Dobrzeniu Wielkim zorganizował warsztaty zielarskie, w których udział wzięły panie z „Dobrzenianek” i nie tylko.
fot. Tomasz Chabior
„Dobrzeniankami” zainteresował się też zagraniczny reżyser!
Nie tylko kołem, ale też śląskimi tradycjami i nie taki zagraniczny, bo to Polak pracujący za granicą. Nazywa się Edward Porębny. Nagrałyśmy więc kolejny film, tym razem w moim ogrodzie, w naturalnej letniej scenerii. Piekłyśmy swojski chleb, degustowałyśmy tradycyjne przysmaki, a zakończyłyśmy śpiewając tradycyjne piosenki. Film będzie transmitowany w niemieckiej telewizji NDR.
Tutejsze koło gospodyń wiejskich i zespół pieśni ludowej mają taką samą nazwę – „Dobrzenianki”. To ta sama organizacja?
Wiele pań, które działają w naszym kole, należało kiedyś do zespołu pieśni ludowej „Dobrzenianki”. Gdy zakładałyśmy koło, to zespół występował częściej, ale teraz widać go już coraz rzadziej. Dlatego też zaszła mała rewolucja. Grupę kobiet, które w latach 70. założyły zespół, w roku 2018 połączyłyśmy z paniami, które zdecydowały dołączyć. Pokryło się to z ustawą o kołach gospodyń wiejskich, która powstała, żeby te koła reanimować. Dostałyśmy nawet fundusze na rozkręcenie swojej działalności.
Trzeba nadążać za zmieniającymi się czasami…
Musiałyśmy nieco unowocześnić struktury „Dobrzenianek”. Oczywiście nie zerwałyśmy z lokalnymi tradycjami, ale przystosowałyśmy koło do realiów takiego świata, w jakim żyjemy. Oparłyśmy się na dorobku założycielek naszej organizacji, które tworzyły ją od lat 70., ale jednocześnie wprowadziłyśmy do niej nowinki sprawiające, że koło nie jest archaikiem. Mowa chociażby o nowoczesnych technologiach, których nieustannie się uczymy.
Jak wytłumaczyć kompletnemu laikowi, czym dziś zajmują się koła gospodyń wiejskich?
Spotykamy się raz lub dwa razy w miesiącu i zajmujemy się interesującym nas tematem. Takie koła przede wszystkim pieką ciasta, szyja piękne stroje, piszą projekty i pozyskują fundusze na realizację swoich inicjatyw. Ale my chcemy więcej i dlatego gama naszych działań jest szersza. Kolejny raz powtórzę, że nasz konik to zioła. Dbamy też o zachowanie naszych lokalnych śląskich tradycji. Niedawno organizowałyśmy prelekcje dla szkół, podczas których omawiałyśmy, jak obchodzi się wszystkie obecne w naszym kalendarzu tradycje.
Można też nauczyć się gotować lub śpiewać?
Tak, przekazujemy sobie wiedzę techniczną potrzebną w kuchni. Wymieniamy się przepisami i doświadczeniami, chociażby dotyczącymi gotowania regionalnych potraw oraz pieczenia chleba i ciasta. Kiedyś nie kupowało się tego w sklepie, trzeba było to zrobić samemu i szkoda, żeby takie umiejętności zanikały. Jeśli zaś chodzi o śpiewanie, to razem z Ewą Gacką tworzymy duet wokalny. Występujemy podczas naszych spotkań oraz różnych imprez organizowanych w okolicy.
Dlaczego kobiety zapisują się do kół gospodyń wiejskich?
Kobieta, jak się wygada w gronie innych kobiet, to jest zdrowsza. Nasze koło jest właśnie takim miejscem. Przecież mężowi wszystkiego się nie powie, a drugiej pani powie się wszystko! (śmiech) Poza tym, radosna atmosfera, która towarzyszy naszym spotkaniom, jest wręcz zaproszeniem, żeby do nas dołączyć. Tutaj niczego nie trzeba się uczyć, wystarczy przyjść, odprężyć się oraz czerpać wiedzę i doświadczenie od innych kobiet. Ile pań, tyle talentów, a my wszystkie je łączymy tworząc „Dobrzenianki”.
Młodzież też interesuje się działalnością koła?
Najmłodsza z nas ma 20 lat i jest nią Klaudia Gacka. Do „Dobrzenianek” wciągnęła ją mama, Klaudia bardzo ładnie śpiewa, zbiera z nami zioła, robi syropy i dobrze nas reprezentuje. Fajnie, gdy młode dziewczyny, takie jak ona, pozytywnie odbierają nasze działania, a lokalne tradycje uważają za wartościowe. Młodzież dużo by się od nas nauczyła, ale na razie reprezentuje ją tylko Klaudia. Szkoda, ale może kiedyś to się zmieni, przecież nasze koło jest otwarte na wszystkie kobiety, bez względu na ich wiek.
Kim są „superbabki”? Często słyszę takie słowo używane w kontekście kół gospodyń wiejskich.
To nasze lokalne autorytety – panie, które pozostawiają tutaj swoje dziedzictwo. W Dobrzeniu Wielkim taką „superbabką” jest Jadwiga Wrońska, polska kroszonkarka, bardzo utalentowana kobieta. Nauczyła nas, jak wykonywać kroszonki, przekazała nam wiedzę, którą kiedyś przekazała jej własna mama. Może kiedyś też zostaniemy takimi „superbabkami” jak Jadzia? Na razie jest na to za wcześnie – w porównaniu z nią mamy bardzo małe doświadczenie. Wiele jeszcze przed nami!
Koła gospodyń wiejskich są nieśmiertelne, czy jednak zaczynają zanikać?
Nie umrą dopóki kobiety będą istnieć! (śmiech) Płeć piękna lubi się angażować, poświęcać dla własnych idei i tworzyć. Kobiety trzeba tylko unowocześniać, iść z duchem czasu i przyjmować nowe inicjatywy oraz pomysły. Można wspominać dawne czasy, ale nie można nimi żyć. Gdyby tak było, to byśmy się nie rozwijały. Trzeba nieustannie działać, być pracowitym i stwarzać dobrą atmosferę. Dlatego myślę, że koła gospodyń wiejskich czeka jeszcze kawał historii…
Dziękuję za rozmowę.