Z Kazimierzem Szelągiewiczem, prezesem Orła Namysłów, o prostocie zapasów, epizodzie z walkami sumo, licznych sukcesach klubu i olimpijskim marzeniu jego członków, rozmawia Tomasz Chabior.

Józef Tracz, Andrzej Wroński, Czesław Kwieciński, Andrzej Supron, a teraz również Tadeusz Michalik to tylko niektórzy polscy medaliści olimpijscy. Jak mocna w tej dyscyplinie była i jest Polska?

Nie jest słaba, ale lata świetności ma już za sobą. W latach 80. funkcjonowała tzw. „polska szkoła zapasów”. Nasi zawodnicy uprawiający styl klasyczny dyktowali wtedy warunki całemu światu. Zapasy to dyscyplina, w której rządzi wschód Europy i my się do tych państw zaliczamy. Jednak nie jesteśmy już tak mocni, jak kiedyś, a w gronie wschodnich państw pozostajemy w tyle. Rosja, Ukraina, Kazachstan, Uzbekistan, Gruzja, Iran – to wszystko zapaśnicze potęgi. Nie możemy też zapominać o Stanach Zjednoczonych, gdzie zapasy są przedmiotem obowiązkowym.

Czy polskie zapasy zmierzają w dobrym kierunku?

To bardzo skomplikowany temat. Zapasy są dyscypliną, w której potrzebna jest wszechstronność. Właśnie dlatego zapaśnicy często zamieniają je chociażby na MMA, czyli mieszane sztuki walki. Po części winny za to jest system, który nie daje młodemu zawodnikowi gwarancji sukcesu. Ciężka praca nie zawsze jest wynagradzana. Na olimpiadę jedzie sześciu najlepszych uczestników mistrzostw świata oraz czterech zapaśników, którzy przejdą sito eliminacji. Oczywiście mowa tutaj o jednej kategorii wagowej.

Mimo wszystko młodzież chce trenować…

Tak, dzięki tym młodym ludziom i ich chęci rywalizacji polskie zapasy się odradzają. Szczególnie dobre są obecnie nasze zawodniczki, które prawie zawsze zdobywają medale na międzynarodowych mistrzostwach i olimpiadach. Cieszy też brązowy medal Tadeusza Michalika wywalczony na igrzyskach w Tokio. To pierwszy olimpijski krążek zdobyty przez mężczyznę od 2012 roku. Zapasy nie mogą umrzeć, bo przecież były już na pierwszych igrzyskach, podobnie jak maraton i rzut włócznią, który został zastąpiony przez rzut oszczepem.

Na czym w ogóle polegają zapasy?

To bardzo prosta dyscyplina – jeden zapaśnik musi położyć drugiego na plecy. Nie może go gryźć, bić czy zakładać dźwigni, ale musi czystą siła sprowadzić rywala na łopatki. Szkopuł w tym, że naprzeciwko siebie stoi dwóch zawodników, którzy nie dadzą się tak łatwo wymanewrować i wywrócić na plecy. Żeby walka nie trwała wieczność, wprowadzono system punktowy – zapaśnicy mają 6 minut i muszą zdobyć jak najwięcej „oczek”. Dostaje się je za obejście rywala, wypchanie go poza pole walki, sprowadzenie do parteru lub rzucenie nim.

Kto wygrywa walkę?

Ten, kto zdobędzie więcej punktów. Jeśli jednak przewaga wyniesie 8 punktów w stylu klasycznym lub 10 w stylu wolnym, walka automatycznie się kończy, a wygrywa ją ten, kto tę przewagę wypracował. Nazywamy to przewagą techniczną.

Co jeśli zapaśnik przegrywa 0-7, ale położy rywala na łopatki?

Wtedy punktacja nic nie znaczy – wygrywa ten, kto wywrócił rywala na plecy. O to przecież chodzi w zapasach, choć zdarza się to rzadko i dlatego wprowadzono system punktowy.

Wyróżniamy styl klasyczny i styl wolny. Czym się różnią?

Styl klasyczny to walka samymi rękami, nie można łapać rywala za nogi, ani używać ich w walce. Z kolei w stylu wolnym atakujemy nogi i nogami. Przewagi techniczne, czyli to o czym już wspomniałem, też się do siebie różnią. W klasyku jest to 8 punktów, a w stylu wolnym 10. To dwie całkiem różne konkurencje, obie są obecne na igrzyskach olimpijskich. Warto też zaznaczyć, że kobiety uprawiają tylko styl wolny, w żeńskich zapasach nie ma klasyka.

Dlaczego w Orle Namysłów uprawia się styl wolny?

Jest bardziej widowiskowy, więcej jest w nim akcji, a gama chwytów, które można zastosować, jest o wiele szersza. Można więcej zarówno w ataku, jak i w obronie. Niczego bym tutaj nie zmieniał, styl wolny jest tym, co lubimy.

Orzeł zaliczył też epizod z sumo!

Tak, bo to też zapasy, ale całkiem inne niż style wolny i klasyczny. Nie obowiązuje tam żaden system punktowy. O zwycięstwie decyduje wypchnięcie rywala z pola walki tak, żeby stanął poza nim przynajmniej stopą, podniesienie przeciwnika i wyniesienie go poza koło lub wytrącenie go do tego stopnia, żeby podparł się inną częścią ciała niż stopami. Faktycznie próbowaliśmy tutaj walk sumo, ale to nie przetrwało próby czasu (śmiech). Mamy mistrzów makroregionalnych i licencję na starty, ale na tym się skończyło…

Jakie warunki fizyczne i cechy psychiczne powinien mieć dobry zapaśnik?

Przede wszystkim musi być wszechstronny, tutaj liczy się każdy element. Siła, szybkość i gibkość to podstawy. Należy też mieć dopracowaną i odpowiednio wytrenowaną każdą część ciała. Oprócz tego, trzeba umieć szybko myśleć oraz wiedzieć jakie techniki i kiedy stosować. Jeden błąd może kosztować położenie na plecy. Trzeba być również odpornym na stres, bo walka toczy się 6 minut, a przegrywając na punkty nie można się załamać. Psychika jest tutaj bardzo ważna. Nie można bać się rywala, trzeba być odważnym.

Czego można nauczyć się uprawiając zapasy?

Odwagi i wiary w siebie. Wszyscy, nie tylko w zapasach, ale i w życiu, musimy wiedzieć, na jak wiele nas stać. Na macie walczymy dla siebie i nikt nam nie pomoże. Jesteśmy sam na sam z rywalem, dlatego trzeba wierzyć w to, że jest się dobrym. Żeby pokonać przeciwnika, najpierw trzeba pokonać samego siebie – to klucz do sukcesu, zresztą jak w każdej innej dyscyplinie sportu. Wiele z tych cech przydaje się potem w życiu, szczególnie, jeśli ktoś równomiernie rozwinie całe swoje ciało. Zapaśnicze umiejętności procentują też podczas ewentualnej konieczności zastosowania samoobrony.

Młodzi zapaśnicy Orła Namysłów podczas treningu:

fot. Tomasz Chabior

Mówimy o cechach dobrego zapaśnika i o tym czego uczą zapasy. Ale czy w tej dyscyplinie znajdzie się również miejsce dla osób, chcących poruszać się dla rekreacji, które nie zamierzają rywalizować?

Podstawą każdej dyscypliny jest rywalizacja. Jeśli ktoś nie startuje w zawodach, nie do końca jest zapaśnikiem. Przecież nie sprawdzi, czy podoła rywalowi, nie skonfrontuje swoich umiejętności. Oczywiście można uprawiać zapasy dla czystej przyjemności, żeby rozwijać ciało i walczyć na treningach, ale to jak strzelanie do pustej bramki. Coś tam daje, ale nie tyle, ile rywalizowanie z innymi.

Orzeł Namysłów umożliwia zapaśniczy rozwój już 56 lat. Kto może trenować w klubie?

Mamy grupy dla dzieci, młodzików, kadetów, juniorów, młodzieżowców i seniorów. Im młodsza kategoria wiekowa, tym więcej osób do nie należy. Później niestety działa sito i z różnych względów młody narybek rezygnuje. Dyscyplin sportowych jest mnóstwo i nie każdy jest stworzony do uprawiania zapasów, nie każdy też to lubi. Zostają ci, którzy kochają to robić, umieją walczyć i wygrywają, dzięki czemu mają apetyt na więcej. Na treningi przychodzą też byli zawodnicy, weterani tej dyscypliny, którzy jednak nie startują w zawodach, ale za to bawią się, walcząc ze sobą na zajęciach.

Orzeł to klub znajdujący się na szczycie rankingu sportów młodzieżowych. Jakimi sukcesami może się pochwalić?

W latach 2020 i 2021 wygraliśmy Mistrzostwa Polski Młodzików Ludowych Zespołów Sportowych. W tym samym okresie dwukrotnie wygraliśmy Ogólnopolską Drużynową Olimpiadę Młodzieży w kategorii dla juniorów młodszych. W 2020 i 2021 roku triumfowaliśmy też w zawodach Bartnicki Cup. Oprócz tego, mamy dwie świeżo upieczone brązowe medalistki mistrzostw Europy do lat 23 – Ewelinę Ciunek i Alicję Czyżowicz. Brąz na mistrzostwach Europy juniorek zdobyła zaś Aleksandra Witoś. Poza tym, w mistrzostwach Polski kadetów startował Adrian Sikora, w mistrzostwach Europy młodzików reprezentowali nas Maksymilian Marcinkiewicz, Adrian Matyjasek i Piotr Warochliński, a na mistrzostwach Europy seniorów – Radosław Marcinkiewicz. Muszę przy tym zaznaczyć, że wszystkie wymienione sukcesu pochodzą z minionych dwóch lat. W 2021 roku nasi zawodnicy uczestniczyli też w mistrzostwach świata.

 

fot. Tomasz Chabior

Stoi tutaj ze 140 pucharów!

Mamy więcej, na korytarzu też jest ich mnóstwo! (śmiech) Jeśli zaś chodzi o medale, to przez 56 lat funkcjonowania klubu wywalczyliśmy ich aż 237 – 95 brązowych, 49 srebrnych i 93 brązowe. Będzie ich jeszcze więcej!

Ale na olimpijczyka wciąż czekacie…

W 2015 roku Radosław Marcinkiewicz zdobył brązowy medal na Igrzyskach Europejskich w Baku. Poza tym, nasz wychowanek Krystian Brzozowski, wziął udział w olimpiadach w Atenach (2004) i Pekinie (2008), ale reprezentował wtedy Górnika Łęczna. Wychowaliśmy Krystiana, ale jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś pod naszym szyldem startował na olimpiadzie.

Tego sobie życzycie?

Dokładnie, to jest nasz główny plan na kolejne lata. Celujemy najwyżej jak się da, czyli w igrzyska olimpijskie, a po drodze zdobywamy mnóstwo innych trofeów. Tego najcenniejszego, czyli medalu olimpijskiego, w naszej gablocie jeszcze nie mamy, ale pamiętajmy, że aby być olimpijczykiem, najpierw trzeba zdobyć tytuł mistrza gminy.

Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

W dziennikarstwie od 9 lat, w fotografii o rok krócej. Miłośnik narciarstwa, karate i siatkówki, spośród których nie uprawia tylko trzeciej z dyscyplin. Przez całe życie poświęca się sportowi, choć w Opowiecie.info zajmuje się też innymi tematami. W wolnym czasie fotografuje krajobrazy, szczególnie podczas podróży, które tak bardzo kocha.