– Moja praca to fajna przygoda, poznałam wielu ciekawych ludzi, pozyskałam przyjaciół, pracowałam z miłymi uczniami, właściwie nie mam w pamięci przykrych momentów. Mam w życiu szczęście do dobrych ludzi, nie tylko zawodowo, ale też prywatnie – mówi była dyrektor luboszyckiej podstawówki. Helena Plotnik w tym roku odeszła na emeryturę, jak mówi, razem z kilkoma innymi nauczycielami postanowiła zrobić miejsce młodym, dać im szansę w dość trudnym okresie dla nauczycielskiej profesji. Moja rozmówczyni jest niezwykłą osobą. Skromna, pełna pasji, życzliwości i wiary w ludzi. Cechy te z pewnością przyczyniły się do tego, że była bardzo lubianą nauczycielką matematyki, dyrektorką, pod rządami, której szkoła w Luboszycach ciągle się rozwijała, a współpraca między gronem nauczycielskim, rodzicami i uczniami kwitła na najwyższym poziomie. W zgodzie, zaangażowaniu wszystkich stron, wzajemnym szacunku i dobrej woli. Jej praca jako dyrektora placówki, została oceniona bardzo wysoko.

Kiedy praca jest pasją, korzystają na tym wszyscy

Tak rodziła się pasja
– Pacę nauczyciela rozpoczęłam w 1989 roku w szkole podstawowej w Łubnianach. Bardzo dobrze wspominam te czasy. Wspaniali uczniowie, zdolni, dobrzy pedagodzy. Jako młody nauczyciel byłam bardzo zaangażowana, po lekcjach zabierałam uczniów na wycieczki rowerowe, jeździliśmy na grzyby do lasu, zwiedzaliśmy okolice. Wtedy łatwiej było organizować takie spontaniczne wycieczki, nie było tyle biurokracji. Pewnie zostałabym w tej szkole do dziś, gdyby nie odległość.
Gmina nie była dobrze skomunikowana, więc codzienny dojazd stanowił spore wyzwanie. Zwłaszcza że czasem trzeba było zostać w szkole do późnych godzin nocnych, kiedy odbywała się konferencja. Dostałam propozycję pracy w Biadaczu, gdzie przepracowałam 5 lat. Ten okres zawodowy także wspominam jak najlepiej. Pracowałam w małych klasach, gdzie uczyło się średnio dziesięcioro uczniów. To dobry klimat do nauki, był czas, aby spokojnie zrealizować program, podejść indywidualnie do ucznia i dokładnie wytłumaczyć temat. W końcu, za namową ówczesnej dyrektorki, trafiłam do szkoły podstawowej w Luboszycach, do której jako dziecko uczęszczałam. W 1991 roku, po ukończeniu odpowiednich kursów, zostałam dyrektorem placówki.
Z jednej strony było to trudne wyzwanie, szkoły wówczas podlegały kuratoriom, nie samorządom. Na nic nie było pieniędzy, trudno było się rozwijać. Niemal każdego roku we wrześniu dyrektorzy otrzymywali pismo z kuratorium, w którym najważniejszym zapisem był zakaz wszelkich remontów ze względu na brak środków finansowych. Z drugiej strony, trafiłam na wspaniałą społeczność lokalną, z którą świetnie się dogadywałam. Zawsze mogłam liczyć na pomoc rodziców, wsparcie mieszkańców Luboszyc, lokalnych przedsiębiorców i na władze lokalne. Może dlatego, że byłam człowiekiem stąd –  Helena Plotnik opowiada o początkach swojej kariery zawodowej.

Trudne początki i czyn społeczny
Moja rozmówczyni z wielkim sentymentem i satysfakcją snuje opowieść o tym, jak rozwijała się luboszycka podstawówka pod jej kierownictwem. Opowieść nie jest samochwałką, ale historią współpracy, wielkiego zaangażowania, pasji, które połączyły w czynie społecznym lokalną ludność.
– Pamiętam, że brakowało pieniędzy na wszystko, rodzice przynosili do szkoły papier toaletowy i środki czyszczące. Budynek był w opłakanym stanie. Przeciekał dach, ściany wilgotniały, toalety były na zewnątrz. Na szczęście zawsze miałam wspaniałą radę rodziców, która potrafiła zorganizować środki finansowe na wyposażenie klas, prace remontowe itp. Rodzice organizowali zabawy taneczne, sylwestra, spotkania mikołajkowe dla dzieci. To były wtedy naprawdę duże przedsięwzięcia wymagające ogromnego zaangażowania. Praca w kuchni, strojenie wynajętej sali, załatwianie orkiestry, biletów, fantów… Wszystko robili od podstaw. Widać było w ich działaniu pasję i zapał. Postanowili dobudować toalety i salę gimnastyczną w czynie społecznym, bo na żadne pieniądze z kuratorium liczyć nie można było. Powołany został Społeczny Komitet Rozbudowy Szkoły w Luboszycach. To było niesamowite, dziesięciu rodziców codziennie od godziny 15:00 do 22:00 przychodziło pracować przy szkole, na zmianę. Prawie nigdy, nikogo nie zabrakło, a jeśli czasem któremuś z rodziców coś wypadło, posyłał przez dziecko usprawiedliwienie… My, nauczyciele, też pracowaliśmy. Materiały budowlane kupowane były z pieniędzy zarobionych przez radę rodziców, urząd gminy albo ofiarowane przez mieszkańców Luboszyc. Budowa trwała do czasu, póki nie skończyły się środki. Na szczęście dowiedziałam się z programu telewizyjnego „Tydzień” o możliwości uzyskania pieniędzy na rozbudowę szkoły z Funduszu Rozwoju Wsi. Dzwoniłam do telewizji, gdzie udzielono mi szczegółowych informacji. Wkrótce otrzymaliśmy druki wniosków do wypełnienia. Wspólnie z Komitetem wypełniliśmy dokumentację i wysłaliśmy do Warszawy. Wiąże się z tym śmieszna historia, bo odpowiedź o przyznaniu nam funduszy wylądowała w gminie, która nie wiedziała, że wniosek składaliśmy. Na szczęście informacja trafiła do nas, choć na ostatnią chwilę, bo dzień przed rozdaniem środków. Po południu organizowaliśmy wyjazd do Warszawy, do której mieliśmy dojechać następnego dnia do godziny 9:00. Pojechałam z nauczycielką wuefu, zawiózł nas rodzic jednego z uczniów. Na sali sejmowej zgromadziły się tłumy ludzi, ze wszystkich polskich gmin. Luboszycką szkołę wyczytali o 15:30. Nie dostaliśmy jednak pełnej kwoty, tylko jej połowę, czyli 1 milion złotych. Po prostu zabrakło środków. Pieniądze wpłynęły na konto urzędu gminy. Znowu mogliśmy remontować i rozbudowywać szkołę. Wójt Dieter Wystub pomógł zorganizować prace stolarskie, w czynie społecznym wymieniono stare drzwi i okna. Wcześniej gmina wyremontowała nam dziurawe rynny i przeciekający dach. Wykafelkowana została nowa toaleta. Szkoła coraz ładniej wyglądała, choć ciągle brakowało środków, tym razem na wyposażenie dobudowanych pomieszczeń. Cóż było robić, znowu poszłam do wójta, poprosiłam o wsparcie, którego wcale udzielać mi nie musiał, szkoła dalej podlegała kuratorium. Wytłumaczyłam jednak, że wkrótce to samorząd będzie jednostką prowadzącą i warto już teraz inwestować w szkołę. Wójt się zgodził, pod warunkiem, że do każdej trzeciej złotówki wydanej przez gminę, kuratorium dopłaci jedną złotówkę. Taką propozycję radni przegłosowali, mając pozytywną odpowiedź kuratora. Kuratorium nie wywiązało się jdnak z umowy i obiecanej złotówki nie otrzymaliśmy. Rada rodziców „wytańczyła” salę komputerową, to był rok 1990, wtedy mało która szkoła miała w wyposażeniu komputery. Luboszycka podstawówka jako pierwsza w gminie zapewniała dzieciom obiady, które serwujemy od dwudziestu lat. Dzięki lokalnym sponsorom dzieci dostawały także drugie śniadanie.
Dużym wsparciem służył nam także ks. Józef Onyksów, był naszym sponsorem i trochę opiekunem. – uśmiecha się pani Helena.

Reformy – nie taki diabeł straszny jak go malują
Helena Plotnik przeżyła niejedną reformę oświatową. Na początku swojej drogi zawodowej miała zmierzyć się reformą przekształcającą ośmioletnie podstawówki w dziesięcioletnie. Zamierzenia były ambitne, tylko że zabrakło środków finansowych na realizację reformy. Dużą rewolucją w oświacie było powstanie gimnazjów. Mało kto był zadowolony, zanim udało się wypracować system pracy, który zaczął przynosić efekty, minęło sporo czasu.
– Przy tej reformie nikt dobrze nie pomyślał. Przy kierowaniu do klas gimnazjalnych powinna być prowadzona weryfikacja możliwości uczniów. Młodzież miała dostawać się do gimnazjów w oparciu o konkurs, egzamin. Powinno się opracować ścieżki edukacyjne dla najsłabszych i dla najzdolniejszych. Nie każdy uczeń chce się uczyć i osiągać dobre wyniki, kiedy w klasach mieszała się młodzież z różnymi ambicjami, rodziły się kłopoty wychowawcze, o których często było głośno w mediach. Gimnazja cieszyły się złą sławą, ale po latach wypracowano pewne dobra. Powstały klasy profilowe skupiające uczniów o tych samych zainteresowaniach, Pojawiły się projekty otwierające uczniom okno na świat. Rozpoczęła się wymiana międzynarodowa. Nie wspomnę już o przystosowaniu placówek, świetnym wyposażeniu sal, budowie sal gimnastycznych i boisk. I kiedy wszystko było dopracowane, znowu zmiana. Cofamy się kilka kroków do tyłu…
Ale tragedii nie ma, młodzież wszystko pokona, ma świetne zdolności asymilacyjne. Nauczyciele zaś przyzwyczajeni są do ciągłych zmian w oświacie, nic ich nie zaskoczy. Wiem, że w tym roku raczej żaden nauczyciel nie straci pracy, będą mieć nawet więcej dodatkowych godzin. Ci, którzy już uczą, nie będą mieć problemu z etatem. Przynajmniej na razie. Gorzej wygląda sytuacja młodych, początkujących nauczycieli. Dla nich może braknąć miejsca w szkołach, które raczej nie będą chciały zatrudniać nowej kadry z zewnątrz, tylko rozdzielać godziny pomiędzy obecnie pracujących. W tej sytuacji nauczyciele w wieku emerytalnym powinni ustąpić młodym, potrzebującym pracy. Niestety, dzisiaj nauczyciel stał się urzędnikiem państwowym i to on ma prawo wyboru, kiedy chce odejść na emeryturę. Nie można go do tego zmusić – tak komentuje reformy w szkolnictwie była dyrektor.

Czyń każdemu dobrze, źle nikomu
Te słowa ks. Jana Bosko, który jest patronem luboszyckiej szkoły, są życiowym mottem dla Heleny Plotnik. Być może dlatego nauczyciele, rodzice i uczniowie związani są emocjonalnie ze szkołą, poświęcają jej dużo uwagi, grono pedagogiczne nie traktuje placówki jedynie jako miejsca pracy, ale jako coś w rodzaju domu, punktu, do którego przychodzi się z ochotą, gdzie panuje wzajemna życzliwość, szacunek i wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka. Może dlatego rodzice tak zapalczywie i skutecznie toczyli bój z władzami samorządowymi, które po wejście w życie nowej reformy oświatowej, chciały przeprowadzić klasy IV – VI do obecnego gimnazjum w Biadaczu.
– Mam naprawdę szczęście do kadry pracowniczej. Moje grono nauczycielskie jest jak rodzina. Nie ma między nauczycielami rywalizacji, stanowią zgrany zespół. Każdy każdemu pomaga, wspiera, służy radą i dzieli się doświadczeniem. Muszę przyznać, że inni dyrektorzy nie raz zazdrościli mi takiej drużyny. Pracowały u nas cztery byłe dyrektorki z filii w Kolonowicach i Kępie. Nie było żadnych zgrzytów, panie bardzo chętnie dzieliły się doświadczeniem i bardzo angażowały w pozalekcyjną działalność szkoły. Tacy pracownicy to skarb. I tacy rodzice. Zgrani i bardzo aktywni. Można powiedzieć, że wychowywaliśmy i uczyliśmy dzieci wspólnymi siłami. Dlatego mamy takie efekty. Grupa teatralna Gałganki znana jest nie tylko u nas, ale też poza granicami gminy czy województwa. Zespół taneczny Karolinki zatańczył na Ogólnopolskiej konferencji Regionalnej. Organizujemy u siebie gminne olimpiady przedmiotowe, a nasi uczniowie zdają najlepiej w gminie test szóstoklasistów. Uczniowie osiągają wysokie miejsca na szczeblu wojewódzkim z języka polskiego, wypracowaliśmy sukcesy na poziomie rejonowym w sporcie.
Dużo by można mówić o naszych osiągnięciach, jednak najważniejsze jest to, że zespołowo pracujemy nad każdym sukcesem i jest on wynikiem świetnej współpracy – chwali swoich podopiecznych i pracowników dyrektorka luboszyckiej podstawówki.
Helena Plotnik cieszy się z emerytury. Mówi, że nudzić się nie będzie. Ma wnuki, duży dom i ogród, w którym była dyrektorka lubi pracować. Poza tym ma swoje pasje, na ścianach jej domu wiszą obrazy przez nią namalowane. Piękne. Swój talent plastyczny wykorzystywała w szkole, w pracy z dziećmi, teraz będzie mieć czas, aby go rozwijać. Pani Helena lubi też podróżować, to kolejna pasja, której chce się oddać na emeryturze.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie