Kiedy świat jest na wojnie z epidemią, a szpitalom brakuje mocy przerobowych, co mają zrobić przewlekle chorzy? Albo co ma zrobić osoba, która zaczęła chorować w czasie epidemii?

Tak właśnie jest w przypadku 50-letniego pana Piotra, mieszkańca gminy Dobrzeń Wielki.

– Teraz nie może się dostać na leczenie, bo kiedy wydawało się, że już pojedzie na pulmonologię do szpitala we Wrocławiu, to zadzwonili, że nie możemy przyjechać, bo mieli pacjenta z koronawirusem – opowiada pani Kornelia, żona pana Piotra.

Szpital zamknęli, pacjentów rozwieźli do innych szpitali a pan Piotr pozostał z chorobą.

– Mąż schudł osiem kilogramów w krótkim czasie i nadal chudnie w oczach – mówi pani Kornelia. – Od paru tygodni już nie wychodzi na podwórko, do toalety idzie „po ścianie” Właściwie tylko leży.

Kiedy w minionym tygodniu pan Piotr poczuł się gorzej, rodzina wezwała ratowników.

– Powiedzieli, że mogą jedynie zabrać męża do Kędzierzyna- Koźla, na zakaźny, żeby wykluczyć Koronawirus – opowiada. – Tylko, że już wcześniej w środowisku medycznym nam doradzano, żeby od zakaźnego stronić, bo w jego stanie tam dopiero coś złapie.

Pan Piotr od grudnia zmaga się z jakąś nie zdiagnozowaną chorobą.

– Poszedł do rodzinnego, tam kazali zrobić podstawowe badania, a że wszystko wyszło w porządku, to kazali mu wrócić do pracy – mówi pani Kornelia. – W lutym jednak już nie był w stanie pracować, prywatnie poszedł do lekarza, który powiedział, że trzeba zrobić specjalistyczne badania. Problem w tym, że takie można przeprowadzić tylko w szpitalu.

Ale jak dodaje pani Kornelia, teraz żaden szpital go nie chce przyjąć, bo nie ma wyniku testu na obecność koronawirusa.

Pan Piotr zrobiłby taki test, jednak to niemożliwe.

– Wszędzie nam mówią, że testy robią tylko osobom z objawami Koronawirus – skarży się pani Kornelia. – Kiedy przyjechałam z mężem do szpitala na Katowickiej, to go odesłali. Pojechaliśmy więc na Witosa, tam też go nie przyjęli.

Wtedy właśnie, już zupełnie bezradna, wezwała pogotowie. Ale do Kędzierzyna-Koźla na zakaźny nie zdecydowali się pojechać.

Teraz jedno z istotnych badań panu Piotrowi ma przeprowadzić profesor, który przyjeżdża do Opola. – Tylko czy przyjedzie, bo w tej sytuacji może odwołać ten przyjazd – obawiają się pani Kornelia i jej mąż.

Co ma więc robić pan Piotr i wiele innych osób w podobnej sytuacji? Pytamy w opolskim oddziale NFZ.

– Żaden pacjent nie powinien zostać bez opieki, jeśli jego stan wymaga konsultacji, czy leczenia – mówi Barbara Pawlos, rzecznik Narodowego Funduszu Zdrowia. – Działa bezpłatna infolinia NFZ, tam konsultacji udzielają specjaliści, którzy kierują na odpowiednią ścieżkę. W naszym NFZ są też numery telefonów do wydziału skarg, który instruuje, jak się zachować w sytuacji, kiedy pacjent potrzebuje pomocy. My każdą sprawę traktujemy absolutnie indywidualnie. Powiemy, które szpitale, które poradnie, gdzie ktoś powinien trafić.

Wygląda jasno i prosto, ale to niestety teoria. Okazuje się bowiem, że na infolinię NFZ pani Kornelia już dzwoniła, zanim skontaktowała się z Opowiecie.info. Procedury i założenia zawodzą, kiedy szpitale przepełnione, a testów brak. Pani Kornelii pozostał jeszcze telefon wydziału skarg w NFZ, który podała pani rzecznik.

O tym, że choroba w czasach koronawirusa może być przekleństwem, powiedział też Opowiecie.info opolski senator Beniamin Godyla.

– Wśród senatorów jest wielu lekarzy, oni mocno sygnalizują, że mamy olbrzymi problem – mówi Beniamin Godyla. – Z jednej strony jest walka z koronawirusem, a z drugiej wielu pacjentów z różnymi chorobami, których leczenie zawieszono, albo go nie podjęto, bo służba zdrowia już wcześniej niedomagała. Ani jednego, ani drugiego nie można bagatelizować.

Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.