W obliczu kolejnych zachorowań na COVID-19 już nikt nie żartuje. Mamy stan epidemii, a z tym wiążą się m.in. nowe zadanie dla policji, więc każdego dnia muszą sprawdzić wiele osób, czy przestrzegają kwarantanny. Zdarzają się sytuacje, czego byłam świadkiem, że do sklepu wkracza patrol policji w poszukiwaniu sześciu osób, które wyszły z domu, zamiast się w nim izolować. Od piątku za złamanie kwarantanny grozi nawet 30 tys. złotych, ale czy to zadziała na ludzi bez wyobraźni?
Coraz trudniej też ustalić tak naprawdę liczbę zarażonych, kiedy laboratoria mają ograniczone możliwości badania próbek, a opolskie w ogóle zawiesiło działalność na dwa dni, bo zabrakło testów. W efekcie od piątku w statystyce nie przybył w naszym regionie żaden nowy zarażony koronawirusem. W niedzielę testy dotarły, więc od poniedziałku możemy mieć wysyp zarażonych.
Nie wiemy, jaki będzie najbliższy tydzień, a tymczasem Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego zapowiada, że za chwilę obudzimy się w zupełnie nowym świecie. Dotyczy to okresu już „po koronawirusie”. W swojej nieco apokaliptycznej wizji mówi, że wiele firm w bogatych państwach europejskich zaprzestało normalnej produkcji i wiele z nich czeka zapaść, z której już się nie podniosą. Tymczasem chińska gospodarka działa normalnie i produkuje pełną parą, więc, jak przewiduje wicepremier, po epidemii chińskie towary zaleją świat.
Przypomina mi to słyszane często w dzieciństwie ludowe opowieści o rzekomych przepowiedniach królowej z Saby (a nie królowej Saby), żyjącej w X w przed naszą erą, według których „żółta rasa zaleje świat”.
Biorąc pod uwagę współczesne realia, przepowiednia wicepremiera jest raczej mało prawdopodobna, bo które państwo pozwoli sobie dziś na to, by nie chroniąc swojego rynku i przemysłu wpuszczać bez ograniczeń i ceł zaporowych chińskie towary?
Prawdą jednak jest, że nasze życie „po koronawirusie” będzie inne. Może dzięki temu, że teraz musieliśmy się zatrzymać i od nowa być ze sobą w rodzinach. Wspólnie ugotować obiad i rozmawiać ze sobą przy stole. Tylko czy za chwilę będziemy mieli pieniądze na obiad? I czy nadal gospodarka będzie rynkowa, bo bez pieniędzy z budżetu państwa wiele firm zwyczajnie nie przetrwa?
Nie mniej posępnie na polską gospodarkę patrzy były premier, prof. Marek Belka, który mówi, że „w najtrudniejszej sytuacji są polskie bieda-przedsiębiorstwa”, które zatrudniają łącznie kilkanaście milionów Polaków, a sobie same nie poradzą. Przez epidemię wiele z nich z dnia na dzień musiało zawiesić, albo znacznie ograniczyć swoją działalność. Tyle, że nie zwalnia to ich płacenia z ZUS, podatków i pensji pracownikom. Obiecywane 212 miliardów pomocy przez rząd, w ramach tarczy antykryzysowej, to w praktyce około 60 miliardów, bo cała reszta to gwarancje kredytowe i odroczenia podatkowe, a i to za kilka miesięcy, co może tak pomóc wielu firmom, jak umarłemu kadzidło.
Z przepowiedniami jest tak, że się nie sprawdzają, to znaczy rzeczywistość jest albo dużo gorsza, albo dużo lepsza. Miejmy nadzieję, że w naszym przypadku będzie to drugie.
Co nas więc jeszcze czeka? Całe społeczeństwo, poszczególne firmy, od których przyszłości zależy także los wielu opolskich rodzin. Dlatego Opowiecie.Info będzie śledzić sytuację opolskich firm w tym najtrudniejszym okresie. Na razie wszystko zamarło, na ulicach widać niewielu przechodniów i puste autobusy. Aby nie popaść w odrętwienie, każdy szuka czegoś optymistycznego.
– Jest taka przejmująca cisza, jakiej dotychczas nie słyszałam, ale dzięki temu słychać przynajmniej ptaki na dwóch ostatnich drzewach, które ocalały pod moim blokiem – powiedziała mi dzisiaj znajoma.
Jolanta Jasińska-Mrukot