Rzadko ostatnio jeżdżę autobusami PKS. Wczoraj tak wypadło, że musiałem skorzystać z usług tej firmy. Wyruszyłem z Brynicy (przystanek BRYN.CENTR wg oznaczeń na bilecie) autobusem o godz. 13:03. Wysiadałem na rondzie w Opolu (przystanek OP.N.Ł.RON wg oznaczeń na bilecie). Trasa liczy 17 km a za bilet zapłaciłem 7 zł. Wychodzi 41 zł za 100 km (lub 0,41 zł za 1 km – jeśli ktoś tak woli). To jest cena zaporowa.
Jeśli ktoś chce jeździć samochodem ekonomicznym, to bez trudu znajdzie w miarę tanie auto, palące w ruchu lokalnym nie więcej niż 5,5 litra na 100 km. Paliwo na te 100 km kosztuje go więc jakieś 26 zł. Zostaje 15 zł na amortyzację samochodu etc. W przypadku taniego auta to wystarczy. Okazuje się zatem, że jeżdżący na trasie Brynica-Opole, nawet gdy jeździ sam, i tak nie płaci drożej niż PKS-em. A przecież często jest tak, że dojeżdżający umawiają się na wspólne dojazdy, bywa że nawet w cztery osoby. Wtedy koszt jazdy samochodem jest znacznie niższy niż PKS-em.
Swoje sprawy miałem w Opolu załatwione o 16:00. Najbliższy autobus do Brynicy był dopiero o 18:30. W takiej sytuacji zwykle jadę przez Dobrzeń do Kup, bo na tej linii autobusy jeżdżą dużo częściej, i z Kup dochodzę 4 km do Brynicy. Jestem w domu szybciej, niż gdybym czekał na autobus o 18:30. W dodatku teraz przejazd przez Kup jest zamknięty i autobusy jadące do Namysłowa robią objazd przez Brynicę. Mogę więc wysiąść w Brynicy.
Autobus do Kup miałem o 16:30 (kierunek Namysłów). Bilet kosztował mnie 4,50 zł, choć trasa (do Kup) liczyła 23,2 km. Wychodzi po 19 zł za 100 km (0,19 zł za 1 km), czyli znacznie taniej niż na trasie Brynica-Opole. Przyczyna nie tkwi w fakcie, że to był PKS Namysłów. Jechałem już kiedyś opolskim PKS-em na trasie Opole-Kup i też było zdecydowanie taniej, niż na trasie Opole-Brynica, mimo że odległość jest większa.
Można tłumaczyć, że skoro na trasie Opole-Brynica ludzi jeździ mniej, to cena biletu musi być wyższa. Są jednak wątpliwości. Dostarczanie prądu czy wody do mieszkań w bloku jest dużo tańsze, niż do oddzielnych domków. Dostarczanie prądu czy wody do domków w gęstej zabudowie jest tańsze, niż do domków rozproszonych. Czy mieszkańcy małych oddalonych miejscowości a także mieszkańcy oddalonych od centrum wsi domów, powinni płacić drożej za prąd i wodę, skoro koszty dostarczania są wyższe? Może nawet podatki lokalne dla takich oddalonych domów powinny być wyższe, skoro więcej kosztują np. drogi do nich i utrzymanie tych dróg? Może za doręczanie listów też powinni płacić drożej niż ci z bloków?
Mieszkańcy bloków mogliby protestować, że nie chcą dopłacać do wygody tych, którzy mają oddzielne domki, a już zwłaszcza wygody tych, którzy budują domki w oddaleniu od zabudowy. Umówiono się jednak, że cena prądu czy wody jest taka sama dla wszystkich. Dlaczego z PKS-em ma być inaczej?
Dziwi mnie też coś innego. Do 15:00 siedziałem w Opolu w Archiwum Państwowym (na przeciw kościoła franciszkanów). Gdy wychodziłem z archiwum, to na ulicy był korek samochodowy, sięgający zapewne Placu Wolności. Kierowcy czekali, by móc skręcić z mostu w Piastowską. Szedłem wzdłuż Piastowskiej do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. Cała Piastowska była zakorkowana, chcącymi jechać na Zaodrze. Gdy przed 16:00 wychodziłem z WBP, ten korek trwał nadal.
O 16:30 wyjechałem autobusem w stronę Kup. Już przy dojeździe do skrzyżowania z Oleską wpadliśmy w korek. Potem trafiliśmy na zakorkowane rondo, gdzie zrobiłem nawet komórką zdjęcie z okna autobusu:
Gdy w końcu minęliśmy rondo, to z okna autobusu oglądałem korek czekających na wjazd na rondo. Ciągnął się on aż do cementowni. Całe Opole pokorkowane. Nie sposób normalnie jeździć!
Pamiętam artykuł sprzed dobrych kilku lat, w którym omawiano wyniki ankietowania warszawskich kierowców. Ponad połowa z nich deklarowała, że jeździ po stolicy własnym samochodem tylko dlatego, że komunikacja publiczna jest fatalna. Oni woleli jeździć autobusami, tramwajami etc., ale zmuszono ich, by jeździli własnymi samochodami. Nieco mniej niż połowa warszawskich kierowców deklarowała, że wolą jeździć własnym samochodem i nawet gdyby komunikacja publiczna działała bez zarzutu, to i tak wybraliby własny samochód.
Jeśli ktoś lubi jeździć własnym samochodem, to takie jego prawo i należy mu zapewnić dobre drogi, które się nie korkują. Jazda ma być dla niego przyjemnością. Ale dla zwolenników jazdy własnym samochodem jazda po Opolu i okolicy przyjemnością wcale nie jest, bo z jakichś absurdalnych powodów zmuszono także tych, którzy woleli autobusy, by jeździli własnymi samochodami. Przez to są teraz korki.
Rozwiązanie problemu korkujących się ulic wymaga ogromnych nakładów. Trzeba budować jezdnie wielopasowe, trzeba więcej mostów itd. Znacznie taniej jest dotować komunikację publiczną. Wtedy sporo ludzi zrezygnuje z samochodu, wybierając autobus. Przez to korków będzie trochę mniej.
Przed laty (jeszcze w PRL) z podopolskich wiosek do pracy w Opolu i do opolskich szkół jeździło nieporównanie więcej ludzi niż dziś. Mimo to żadnych korków nie było. No ale teraz mamy czasy "księżycowej ekonomii" (nie tylko w opisanym przeze mnie przypadku), więc choć ludzi jeździ zdecydowanie mniej, to korki są.
Piotr Badura
beczka@ceti.com.pl