Do kościoła boso, z butami na sznurku. Coś lżejszego z życia codziennego.
Nie uwierzyłabym, gdyby nie opowiadał mi tego poważny, w odpowiednim wieku, człowiek niezwykle szanujący swoje słowo. Otóż czego rzecz dotyczy? Nie do końca kościoła, choć w tytule się znalazł. Żona owego pana zakupiła kilka tygodni temu buty, bardzo eleganckie i za tę elegancję odpowiednio zapłaciła. Jednym słowem buty ze skóry w kolorze wiśni na wysokim słupku kosztowały prawie 600 zł. Zakład, który je wyprodukował, wydawałoby się znany i renomę na szacunku do wyrobu oprzeć powinien.
Do rzeczy. Owa pani obuwie eleganckie do domu przyniosła i cóż zaczęła robić – używać. Chodzić do pracy, na przyjęcie, na kolację z mężem i w parę innych nietypowych miejsc. Czasem nawet oszczędzając buty wsiadała do samochodu lub o zgrozo autobusu. Po miesiącu średnio intensywnego używania obuwia eleganckiego (bo pani posiada obuwie zamienne) coś się stało w prawym bucie. Stracił linię, posmutniał, skurczył się i dziwnie składał w połowie. Lewy trzymał fason, ale niestety w jednym chodzić się nie dało, a dwa na nogach to było już wyzwanie.
Pani, więc buty wyczyściła i z paragonem grzecznie poszła reklamować. Tu zaczyna się właściwa historia. Krysia (tak ją nazwijmy) podeszła do sprzedawcy Jana i wyłożyła problem. Jan okiem znawcy but obejrzał i stwierdził, że reklamacja się nie należy, bo but źle był użytkowany, niezgodnie z jego przeznaczeniem i pękła stalka (specjalnie profilowany element stalowy, mający za zadanie stabilizować konstrukcję buta). Po dłuższej niezbyt przyjemnej dyskusji obuwie damskie do reklamacji zostało złożone. Ale na odchodnym ów Jan stwierdził, a nadmienić należy, że był to człowiek młody wiekiem i nawet dość przyzwoicie wyglądający.
– Do autobusu wsiadała i pewnie obcasem o stopień zahaczyła i szarpała, szarpała aż buta złamała.
Poeta? Broń nas Boże przed takimi Norwidami. Wydaje się oburzające, ale to nie koniec. Pan Jan ciągnął dalej.
– Do kościoła chodzić, ale buty na sznurku, przez ramię, jak kiedyś baby chodziły i na targ z jajami, bo do tego Bóg stworzył.
W Krysi obudził się lew. Gbur już tam nie pracuje, za buty dostała zwrot całych 600 zł, a sklep dołożył jej kupon prezentowy.
Nie do uwierzenia w dobie komercji, konkurencji, ale cóż mizoginów, gburów nie sieją sami się rodzą.