Z Krzysztofem Cugowskim, świętującym 50-lecie pracy artystycznej i 70. urodziny, o kolejnych projektach i o tym, co robi, gdy nie muzykuje, rozmawia Anna Konopka.

Krzysztof Cugowski: Scena jest moim naturalnym środowiskiem [ROZMOWA]

Krzysztof Cugowski z Zespołem Mistrzów / fot. Agnieszka Kalinowska

Świętuje Pan swój złoty jubileusz, w ubiegłym roku minęło 50 lat od założenia Budki Suflera. Przez tyle lat pracy artystycznej stał się Pan idolem już kilku pokoleń, wciąż jest Pan bardzo aktywnym muzykiem. Myśli Pan czasem o zawodowej emeryturze?

Po zakończeniu działalności Budki Suflera planowałem trochę odpocząć, choć nie myślałem o muzycznej emeryturze. W planach już był przecież projekt z moimi synami pod szyldem Cugowscy, później narodził się Zespół Mistrzów. Nie dane mi było długo cieszyć się spokojem, ale to dobrze. Scena jest moim naturalnym środowiskiem, wchodząc na nią, czuję, że jestem we właściwym miejscu.

Lada chwila na sklepowe półki trafi dwupłytowy album, który jest podsumowaniem 50-letniej kariery. Według jakiego klucza dobrał Pan te utwory? Czy to taki prezent dla fanów?

Płyta, która będzie miała tytuł „70/50 Moje Najważniejsze”, to spotkanie dwóch muzycznych światów. Na krążku koncertowym znalazły się utwory przekrojowe, znane szerokiej publiczności. To płyta elektryczna, energetyczna, mocno rockowa. Na drugim krążku umieściliśmy utwory akustyczne, w nowych aranżacjach. Wybierałem je jako szczególnie dla mnie ważne. Mają w sobie duży ładunek emocjonalny, przywołują wspomnienia, traktują o rzeczach ważnych, myślę, że nie tylko dla mnie. Dodatkowym prezentem dla słuchaczy będzie utwór premierowy.

Od półtora roku występuje Pan z Zespołem Mistrzów. Wykonujecie piosenki z różnych okresów działalności. To chyba niezła zabawa i kolejne doświadczenie w karierze.

Kiedy na scenie spotyka się grupa ludzi, którzy rozumieją się muzycznie, ale także się lubią i traktują z szacunkiem, to zawsze jest dobra zabawa. Ale ma pani rację, to spotkanie zaowocowało również ważnymi doświadczeniami. Tworząc Zespół Mistrzów, miałem świadomość, że mam do czynienia z muzykami topowymi, ale w świecie jazzowym.

Wyjątkiem był Jacek Królik, jeden z najlepszych gitarzystów w kraju. Zastanawiałem się, jak odnajdą się w klimacie rockowym. Okazało się jednak, że łącząc te dwa światy, można zbudować nową, fascynującą rzeczywistość. Podczas koncertów zespół gra dwa utwory instrumentalne, z przyjemnością wówczas staję z boku sceny i słucham tych fantastycznych dźwięków.

Teraz może Pan śpiewać dokładnie to, co chce, a nie to, co musi lub czego publiczność oczekuje?

Takie przyświecało mi założenie. Po 50 latach na scenie nie muszę sobie ani innym udowadniać, że coś potrafię. Tworząc setlistę koncertową, wybraliśmy przede wszystkim utwory rockowe, bo taką stylistykę lubię najbardziej.

Początkowo zastanawiałem się, czy publiczność nie będzie się od nas domagać tych największych, bardziej popowych hitów, okazało się jednak, że obawy były nieuzasadnione. Słuchacze wspaniale reagują na to, co gramy. Myślę, że doceniają sposób ich wykonania i dbałość o poziom muzyczny.

Przez lata wylansował Pan z Budką Suflera mnóstwo znakomitych utworów. „Takie tango”, „Twoje radio” czy „Bal Wszystkich Świętych” to już polskie klasyki. Wielu artystów wyznaje jednak w wywiadach, że gdy publiczność wiecznie prosi o największe hity, czują się ich zakładnikami, a swoich słynnych piosenek… nie cierpią. Czy Pan również czasem ma dość śpiewania po raz setny największych hitów, czy jednak przez te lata to sprawia jeszcze większą frajdę?

Od ponad 40 lat śpiewam utwór „Sen o dolinie” i nadal jest moim ulubionym. Powodów jest wiele – świetna melodia, głęboki tekst Adama Sikorskiego, ale również ogromny sentyment, jako do utworu przełomowego, który pozwolił nam, chłopakom z Lublina, rozwinąć skrzydła.

Nie mam piosenek, których nie cierpię, jeśli nie chcę już którejś wykonywać, po prostu tego nie robię. Oczywiście szanuję zdanie słuchaczy, ale wiem również, że publiczność potrafi docenić wartościowe treści i dobrą muzykę. Jeśli taki zestaw otrzyma na koncercie, chętnie go przyjmuje i nie próbuje wprowadzać w nim swoich zmian.

Ostatnim ciekawym projektem była również rockowa płyta z synami. Fajnie się pracuje z rodziną?

Początkowo umawialiśmy się, że wspólnie popracujemy dwa lata. W planach mieliśmy wydanie płyty i trasę koncertową. Ostatecznie zakończyliśmy współpracę po trzech i pół roku, dodając do płyty studyjnej „Zaklęty krąg” również DVD koncertowe „Ostatni raz”. Jak podsumować ten okres?

To była fantastyczna przygoda, ale również ważny czas dla nas jako rodziny. Mieliśmy wreszcie czas, żeby bardziej się poznać. Zobaczyłem, jak pracują moi synowie i jak dobrymi są muzykami. Nie będę ukrywał, że poczułem dumę.

Wielu początkujących artystów załamuje się, gdy kariera nie nadchodzi lub gdy po sukcesie sen o popularności szybko się kończy. Czy istnieje jakiś przepis na długoletnią karierę, na utrzymanie się na tak wysokiej pozycji w branży jak Pan?

Uciekam zawsze od podawania „przepisu na sukces”, bo uważam, że takiego nie ma. Zdarza się, że młodzi ludzie tworzą świetną muzykę, są na wybitnym poziomie wykonawczym, ale brakuje im odrobiny szczęścia i nie osiągają sukcesu. Czasami najważniejsze, jest żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze, spotkać ludzi, którzy pomogą i właściwie pokierują.

Opole to z pewnością miejsce wyjątkowe na mapie polskiej piosenki. Wielokrotnie tu Pan śpiewał, czy jest więc sentyment? Czy wiążą się z Opolem wspomnienia, a może zabawne historie?

Naturalnie, że jest sentyment, choć dotąd raczej występowałem w amfiteatrze. Opole zawsze było miejscem spotkań z innymi artystami, ale nie oszukujmy się, w tych czasach zamieniało się także w centrum nocnego życia. Wspomnień jest mnóstwo, nie wszystkie da się publicznie przytoczyć, ale zawsze wracam do Państwa z przyjemnością, również po to, żeby świętować ważne rocznice, choćby jak w minionym roku 50-lecie na scenie.

Jakie zainteresowania ma Krzysztof Cugowski w czasie, gdy nie koncertuje, nie siedzi w studiu i – krótko mówiąc – nie muzykuje?

Kiedy mam wolną chwilę, najchętniej nie robiłbym nic (śmiech). Nie pracuję w ogrodzie, nie wspinam się, nie uprawiam wyczynowych sportów, ale bardzo chętnie siadam w fotelu z dobrą historyczną książką. Z przyjemnością z żoną oglądamy także ciekawe seriale i filmy, a najlepiej odpoczywamy w naszych, polskich górach.

Dziękuję za rozmowę.

CZYTAJ: Nie żyje Romuald Lipko – założyciel Budki Suflera

Krzysztof Cugowski: Scena jest moim naturalnym środowiskiem [ROZMOWA]

Krzysztof Cugowski z Zespołem Mistrzów / fot. Agnieszka Kalinowska

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarka, redaktor wydania miesięcznika Opowiecie.info. Wcześniej związana przez 10 lat z Nową Trybuną Opolską w Opolu. Pisze o tym, czym żyje miasto, z naciskiem na kulturę. Fanka artystów i muzyków, brzmień pod każdą postacią oraz twórczych inicjatyw. Lubi dużo rozmawiać. W wolnym czasie jeździ na koncerty i festiwale, czyta książki i ogląda filmy – dość często o mafii.