Bibliotekarze z Instytutu Śląskiego w Opolu mają nie lada problem, bo zalana została część księgozbioru. Teraz zajmują się jego ratowaniem, ale większości cennych woluminów, wśród nich XIX-wieczne czasopism, już nie uda się odzyskać, To m.in.  Amtsblatt der Regierung zu Oppeln, czy Slezský sborník, , Acta Universitatis Wratislaviensis.  

Kultura. Awaria w Instytucie Śląskim. Woda zniszczyła m.in. kolekcję Edmunda J. Osmańczyka

fot. Jolanta Jasińska -Mrukot

Zniszczeniu uległa też kolekcja podarowana przez Edmunda Jana Osmańczyka. – To straty niepowetowane, których się w żaden sposób nie da wycenić – mówią w Instytucie Śląskim.

Do zalania doszło z czwartku na piątek, a jego przyczyną było rozszczelnienie rury wodociągowej w piwnicy, a tam znajdowała się część zbioru. Teraz sprawę badają eksperci z Państwowej Straży Pożarnej. W tym czasie w całym budynku Instytutu Śląskiego przy ulicy Piastowskiej w Opolu był odcięty prąd i woda, a strażacy wypompowywali wodę.

– Straty są duże, ich szacowanie ciągle trwa, na szczęcie nasz księgozbiór jest ubezpieczony. Trwa również postępowanie wyjaśniające, co było przyczyną awarii – mówi dr Krzysztof Kleszcz, zastępca dyrektora Instytutu Śląskiego w Opolu.

Kultura. Awaria w Instytucie Śląskim. Woda zniszczyła m.in. kolekcję Edmunda J. Osmańczyka

fot. Jolanta Jasińska -Mrukot

Dyrektor Kleszcz podkreślił, że w tym najtrudniejszym momencie ratowania księgozbioru pomogło im 15 żołnierzy z 10 Brygady Logistycznej w Opolu. – Za co bardzo chcę im  podziękować, a także ich dowództwu – podkreśla dyrektor Instytutu. – Przecież nie działała winda, a żołnierze do godziny 19. w piątek wynosili książki z piwnicy.

Zalaniu uległo dużo cennych woluminów, często unikatowych, których już w żaden sposób się nie uda odzyskać, oraz gazet, kalendarzy i innych publikacji z biblioteki. Zniszczeniu uległy też nowe książki wydawnictwa Instytut Śląski. Tutaj straty są ciągle szacowane, te zalane woluminy już nie będą mogły trafić do sprzedaży.

W pomieszczeniach, gdzie przeniesione zostały książki, panuje zaduch i bez przerwy pracują tam osuszacze. Działają w ten sposób, że zbierają wilgoć z powietrza, która wypełnia teraz te pomieszczenia.

– O, proszę zobaczyć, tylko kilka godzin pracują, a już pojemniki są zapełnione – demonstruje dyrektor Kleszcz. – Teraz ratowaniem tych najcenniejszych zajęły się panie bibliotekarki. Pracują w rękawiczkach i maseczkach i jest to benedyktyńska praca.

– Każdą stronę przekładamy bibułką – wyjaśnia Ewa Golec, kierowniczka biblioteki. – I tak każdą książkę z osobna…

– Musimy spisać każdą książkę jako majątek Instytutu – podkreśla Maryla Szwed, redaktor i bibliotekarka, która pracuje jako wolontariuszka. Pomaga jej w tym Elżbieta Flisak, odpowiedzialna za wydawnictwo.

– To był sprofilowany księgozbiór, niektóre unikaty, których już nie uda się odzyskać – dodaje z żalem Maryla Szwed. Wśród nich też kalendarze.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

2 komentarze

  1. Kurcze! Nikt nas, mieszkańców Pasieki nie powiadomił o sprawie. Mamy takie wyczulenie na zbyt duży poziom wody od 1997 r. Zawsze jesteśmy gotowi do pomocy. KSS (Komitet Samopomocy Sąsiedzkiej, to z nawiązaniu do KSS KOR),
    jest nieoficjalną grupą mieszkańców Pasieki. Zawsze może zwołać w trybie
    alarmowym kilkanaście osób do pomocy w sytuacjach alarmowych. Osobiście,
    jako były pracownik Instytutu Śląskiego i Wydawnictwa Instytut Śląski sp. z o.o.
    żałuję, że nikt o sprawie nas nie powiadomił. Mam nadzieję, że sporą część
    zalanych zbiorów uda się uratować,

  2. Jak można takie dokumenty przechowywać w piwnicy i w takiej lokalizacji !
    To jest absolutny skandal !
    W tak dużym obiekcie nie ma bezpiecznego miejsca ?
    Takie miejsca są , tyle , że oddaje się je pod wynajem !

Odpowiedz info Anuluj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.