Nieczęsto zdarza się, by nauczyciele – ci zazwyczaj cierpliwi, spokojni i przyzwyczajeni do znoszenia absurdów systemu – powiedzieli głośne „dość”. A jednak stało się. Nauczyciele opolskich szkół i przedszkoli zawieszają współpracę z Miastem Opole i instytucjami kultury, nauki i administracji. Nie z przekory, nie z lenistwa – lecz z poczucia godności i solidarności.

Jak powiedział mi zaprzyjaźniony nauczyciel: Jestem z demokracją, ale tutaj coś nie pykło…

W ich liście otwartym do prezydenta miasta wybrzmiewa ton, jakiego dawno w polskiej edukacji nie było: rozsądnego buntu. Nie przeciwko uczniom, nie przeciwko edukacji, lecz przeciwko systemowi, który każe im wybierać między pracą społeczną a wynagrodzeniem za rzeczywiste obowiązki.

Bo oto – jak tłumaczą – każda wycieczka, każde wyjście z dziećmi do teatru, muzeum czy urzędu oznacza utratęLekcja obywatelskości bez wychodzenia z klasy pieniędzy dla tych nauczycieli, którzy w tym czasie nie prowadzą zajęć z powodu nieobecności klasy. Uczestnictwo w edukacyjnych inicjatywach miasta staje się więc luksusem – finansowanym z kieszeni nauczycieli.

Nie brzmi to jak dobra lekcja wychowania obywatelskiego.

Przecież ci sami pedagodzy mają właśnie uczyć o obywatelskiej aktywności, współpracy z samorządem, wrażliwości na dobro wspólne. I robią to najlepiej właśnie wtedy, gdy wyprowadzają uczniów poza mury szkoły – do instytucji kultury, na warsztaty, do urzędu miasta. Teraz, w dobie nowego przedmiotu „edukacja obywatelska”, takie działania powinny być wręcz wspierane i nagradzane. Tymczasem prawo – a właściwie jego nowa wykładnia – działa wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.

Nauczyciele piszą, że nie chcą rezygnować z tych cennych inicjatyw, lecz nie mogą zgadzać się na to, by odbywały się kosztem ich koleżanek i kolegów. Bo każda lekcja w teatrze czy na uczelni to w praktyce godzina, za którą ktoś inny traci wynagrodzenie. Jak więc uczyć solidarności, jeśli samemu trzeba by ją łamać?

To gest nie tylko protestu, ale i etycznego sprzeciwu wobec hipokryzji systemu. Bo oto państwo – które wprowadza do szkół edukację obywatelską – jednocześnie finansowo karze tych, którzy tę obywatelskość próbują realizować w praktyce.

Nauczyciele nie żądają wiele: tylko prostego, logicznego rozwiązania – by gotowość do pracy i utrata zajęć z przyczyn od nich niezależnych była traktowana jak normalne świadczenie obowiązków. Bo nikt nie może być karany za to, że jego klasa uczy się właśnie gdzie indziej.

W Opolu nauczyciele zrobili coś, co zasługuje na uznanie. Zawiesili współpracę, ale nie wartości. W tym geście widać odpowiedzialność, a nie bunt dla buntu. Widać troskę o uczniów, ale też o siebie nawzajem.

I może właśnie to jest dziś najlepsza lekcja obywatelska, jaką nauczyciele mogą dać swoim wychowankom – lekcja o tym, że solidarność, prawo i godność nie kończą się na progu klasy.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.