W nocy z 21 na 22 sierpnia odbył się ostatni maraton horrorów podczas tegorocznych wakacji. Jak to w zwyczaju maratonów się zapisało, już na godzinę przed rozpoczęciem seansu przed kinem czekały grupy młodych ludzi oraz bardziej doświadczonych miłośników horrorów.
Pod kinem, byłem już o godzinie 21:20. Kilka chwil na zaczerpnięcie świeżego powietrza przed pierwszym seansem filmowym, możliwość porozmawiania z ludźmi na temat oczekiwań wobec filmów, podczas których to rozmów mogłem się dowiedzieć między innymi rzeczy takich jak to, że maratony horrorów tracą cały klimat przez osoby, które nie przyszły oglądać filmów, a zepsuć oglądanie ich innym. Po części podzielam to zdanie, a argument przemawiający za tym stwierdzeniem podam nieco później.
Zbliża się godzina 22:00 więc czas wejść do kina, przed kasami po napoje i popcorn tłumy ludzi, więc oszczędziłem sobie tej przyjemności, przynajmniej na pierwszy film, szkoda mi było stracić chociaż chwilę pierwszego filmu, którym był "Sinister"!
Zajmuję swoje miejsce na sali obok znajomych, gasną światła i oficjalnie rozpoczynamy kolejny maraton horrorów. Czego oczekiwałem o filmie Sinister? Przede wszystkim ciekawej fabuły oraz klimatu trzymającego w napięciu, a co dostałem w zamian? W zamian dostałem wszystko to czego oczekiwałem, mroczny klimat, chorą historię, demona pożerającego niewinne dusze, kilka "scare jumpów" ( "niespodziewanych" scenek, mających na celu przestraszenie widza) oraz momentami zabawne sytuacje dla odreagowania emocji. Moim zdaniem mimo, że jest to horror sprzed 3 lat, to ciągle może być uznawany za czołowy pośród "głośnych świeżych horrorów"
Przerwa na papierosa, załatwienie potrzeb fizjologicznych, złapanie świeżego powietrza, uzupełnienie zapasów gastronomicznych lub po prostu odetchnięcie i nabranie sił na kolejny film. Byłem zadowolony po zakończeniu seansu bo mimo, że przed rozpoczęciem maratonu wszyscy się śmiali, że będziemy się czuli na sali jak podczas komedii, tak film "Sinister" pokazał, że jednak można przestraszyć nawet największych "zabawiaków" widowni.
Koniec przerwy, powrót na siedzenia i kolejny film przed nami, teraz przyszedł czas na kontynuację poprzedniego filmu, czyli premierowy pokaz "Sinister 2". Tego filmu trochę się obawiałem ponieważ pierwsza część zawiesiła wysoko poprzeczkę, jednak z zaciekawieniem zacząłem oglądać. W połowie filmu mogłem już stwierdzić, że film jest dobrym połączeniem gatunku komedii i horroru. Pozostał klimat z pierwszej części jednak "nowy" główny bohater swoją rolą nie pozwala nam wejść do końca w świat tego horroru. Mazgajstwo, poczucie humoru oraz dezorientacja głównego bohatera blokują nam całkowite zatracenie się w tragedii, która dotknęła wszystkie ofiary pożeracza niewinnych dusz. Druga część jednak nie poskąpiła "scare jumpów" jednak w pewnych momentach były one bardziej przewidywalne niż w horrorach, które odesłałbym do szuflady "spal, zapomnij, więcej nie trać czasu". Jednak na szczęście tych momentów jest niewiele, a cały film ma szansę powalczyć o TOP 3 horrorów w 2015 roku.
Kolejna przerwa i kolejne powody do skorzystania z niej. Jesteśmy w połowie maratonu, a dookoła dało się niestety zauważyć to czego widzieć się raczej nie chce. Młode osoby pod wpływem alkoholu albo nie panują nad sobą, albo próbują zapanować nad innymi (dosłownie). Zniszczona przegroda między pisuarami w męskiej toalecie czy też malowidło podłogowe z zawartością ostatniego posiłku to tylko dwa przykłady. Jednak każdy bawi się jak potrafi, ja do tego nie wnikam…czas na kolejny film!
Na samym początku artykułu pisałem o niszczeniu przyjemności z oglądania poprzez pewne zachowanie, oto ten moment kiedy czara goryczy się przelała. Pierwsza scena z Danielem Radcliffem w filmie "Kobieta w czerni" i na widowni słychać okrzyki typu: "50 punktów dla Gryffindoru", "Avada Kedavra", "Alohomora", "Voldemort i tak cie zje" czy też "Expecto Patronum" (hasła te oczywiście nawiązują do kultowej już sagi o Harrym Potterze, w której to Radcliffe zagrał główne role). Wtedy już wiedziałem, że będzie to faktycznie bardziej komedia dla zebranego tłumu niż horror…jednak jak wielkie i pozytywne było moje zdziwienie gdy film ten momentami straszył całą sale i wzdrygnięcia się osób mozna było poczuć pod stopami. Cieszy mnie ten fakt, bo moim zdaniem "Kobieta w czerni" jest jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat ze względu na klimat, fabułę oraz czasy w jakich akcja filmu się rozgrywała, a Daniel Radcilffe udowodnił, że jest dobrym aktorem nie tylko w Harrym Potterze.
Ostatnia już przerwa, na dworze zimno, wieje, a po drodze nikt nie jeździ. Szybkie załatwienie najpilniejszych spraw i powrót na ostatni film. Po dużej ilości widzów widać już zmęczenie, jednak tym razem, na ostatnim filmie, Ci co jeszcze nie spali, na pewno zasnąć nie mogli.
Londyn 1941 rok, tutaj rozgrywa się początek filmu "Kobieta w czerni: Anioł Śmierci", czyli kontynuacji hitu z Danielem Radcliffem. Tym razem Daniel w filmie nie zagrał, a z jakich powodów to już nie będę zdradzał..chociaż główny powód mógłbyć w sumie taki, że odległość między akcją z pierwszej części a akcją z drugiej wyklucza możliwość przeżycia bohatera, którego grał Radcliffe. Taki ze mnie detektyw. Jednak mniejsza o to. Film posiadał scare jumpy, których nie zawsze można było się spodziewać za co wielki plus dla scenarzysty. Klimat również nie odbiegał od pierwszej części i myślę, że moge z całym przekonaniem powiedzieć, że film "Anioł Śmierci" jest godną kontynuacją "Kobiety w czerni". Tak naprawdę to podczas tego filmu na widowni można było usłyszeć najwięcej krzyków.
Godzina 5:21 jestem już poza kinem i na dworze już świta. Zaczyna się robić żywiej i miasto budzi się do życia. Ten maraton horrorów będę wspominał zdecydowanie najlepiej, ponieważ w moim odczuciu zostały wyświetlone cztery godne uwagi filmy, trzymające w napięciu, posiadające klimat i potrafiące wystraszyć oglądającego widza. Z niecierpliwością czekam na kolejne edycje Nocnych Maratonów Filmowych. A jakie są wasze odczucia, ktoś był? Filmy się podobały? Jeżeli ktoś był to zachęcam do komentowania i wypowiedzenia się odnośnie emocji towarzyszącym podczas maratonu. 🙂