Spotkanie z Mariuszem Szczygłem w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej przyciągnęło tłumy. Oprócz opolan, przyjechali na nie czytelnicy z Wrocławia czy Brzegu. Reporter opowiadał o wydarzeniach, które ukształtowały jego dziennikarską wrażliwość, o nowej książce, reporterskiej kuchni, Ryszardzie Kapuścińskim, Danucie Wałęsie i… kartkach na mięso.
Mariusz Szczygieł – dziennikarz, reportażysta i najbardziej rozpoznawalny polski czechofil, podczas 13. opolskiej Nocy Kultury spotkał się z czytelnikami w namiocie w ogrodzie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej.
– Czuję się trochę jak element tutejszego dziedzictwa regionalnego. Nie ma mojej książki, która nie miałaby swojej premiery w Opolu – żartował reporter. – Są miasta, megamiasta i jest Opole. Być tu to duża przyjemność – dodał.
Gość biblioteki opowiadał o swojej najnowszej książce „Fakty muszą zatańczyć”, która – jak podkreślał prowadzący spotkanie Tomasz Siniew, jest po trochu: podręcznikiem dziennikarstwa dla adeptów i miłośników reportażu, ale też książką bardzo osobistą.
– 24 lutego wybuchła wojna na Ukrainie, a ja przyłapałem się na tym, że praca nad tą książką pozwala mi trochę oddzielić się od bieżącej rzeczywistości – tłumaczył Mariusz Szczygieł.
Podczas spotkania z czytelnikami reporter przytoczył wiele anegdot związanych z dziennikarską kuchnią, opowiadał o poznanych ludziach i bohaterach swoich książek oraz niecodziennych sytuacjach, w których brał udział, wprawiając gości biblioteki w znakomite nastroje.
Mariusz Szczygieł opisywał wydarzenia, które ukształtowały jego reporterską wrażliwość i specyficzne spojrzenie na ludzi i rzeczywistość
– To dotyczy każdego z nas: znaleźć takiego momenty, kamienie milowe, które doprowadziły nas do tego, że znaleźliśmy się tu, gdzie jesteśmy. Dla mnie takim kamieniem milowym była sytuacja, kiedy miałem 16 lat i pojechałem sam w Bieszczady jako korespondent młodzieżowego tygodnika „Na przełaj”. Byłem tam cały miesiąc. Pierwsze dni niezbyt mi szły, nie wiedziałem o czym mam pisać, trochę się leniłem. Szefostwo nie było ze mnie zadowolone (…) i naczelna wysłała mnie w teren, chcąc żebym przywiózł jej reportaż pełen przygód (…). To była moja inicjacja, bo poczułem wtedy, że zawsze sobie poradzę, że świat nie jest taki straszny. Być może jestem naiwniakiem, ale zostało mi to do dzisiaj – opowiadał Mariusz Szczygieł.
„Czasem ludzie mówią Hrabalem”
– W terenie było ciekawie, bo ludzie opowiadali wspaniałe rzeczy. Mówili Hrabalem. On miał taki dar, że wyłuskiwał z potocznym rozmów coś frapującego, jakąś frazę dającą do myślenia (…). Przez te wszystkie lata ludzie wciąż zaskakują mnie sformułowaniami, sentencjami. Czasem nie wiedzą, że mówią niemalże wierszem. Wiele osób nie uświadamia sobie, że ma wspaniały język albo używa ciekawych, nieoklepanych związków frazeologicznych. Dla dziennikarza to jest wspaniałe źródło.
Najpierw jest temat, a potem człowiek, czy najpierw człowiek, a potem temat?
– Najpierw jest człowiek. Bo temat może być najwspanialszy, ale ja słyszę, że mój rozmówca nie będzie ciekawie opowiadać. Wtedy muszę bardziej dopytać o temat. A czasem temat może być na czwórkę, ale ktoś ma taki szwung w sobie, powie coś takiego, że od razu chce się go słuchać.
Mariusz Szczygieł opowiadał też o roli szczegółu w reportażu.
– Bez szczegółu nie ma ogółu. Ze szczegółów utkany jest świat i nasza pamięć. My, reporterzy szukamy takich szczegółów, które będą działały nie tylko na wyobraźnię, ale też staną się metaforami. Reportaż nie jest tylko zapisem rozmowy: ma pokazać człowieka w jego otoczeniu. Dlatego dobrze jest z rozmówcą gdzieś pójść, coś zrobić, przeżyć.
W jakiej kondycji jest polski reportaż?
– Sprzedaje się dobrze, ale w wąskich kręgach, bo czytający książki są w Polsce mniejszością. Wśród tej mniejszości jest jeszcze grupa czytających literaturę non-fiction, reportaże, biografie, eseje. Jako nurt polska szkoła reportażu ma się dobrze. Powstaje mnóstwo książek reporterskich. Wiele z nich jest przeciętnych, napisanych bez zastanowienia się nad formą, głębią. Inne nie mają wyrafinowanej formy, ale ważny społecznie temat. Zdarzają się też książki wybitne.
Fot. Anna Plewa
„W reportażu lubimy bohaterów niejednoznacznych”
– Praca reportera polega też na zastanowieniu się kim jest nasz bohater, co chcemy o nim napisać. Chcemy tego człowieka opukać ze wszystkich stron, musimy widzieć go całego. To jest takie podejście, że staramy się w tym człowieku znaleźć różne odcienie szarości.
– Może gdybym był dziennikarzem śledczym, to bym nie szukał czegoś takiego. Jeśli mam się mam utożsamić z jakąś szkołą reportażu, to jest szkoła Kapuściński – Kąkolewski – Krall – Szejnert. To jest taka szkoła, że piszemy po to, żeby zrozumieć człowieka i dzięki nam czytelnicy mają szansę zrozumieć tego człowieka i jego świat. A jak zrozumieją cudzy świat, to lepiej zrozumieją własny. Zrozumieć nie znaczy usprawiedliwiać. Ale zorientować się, dlaczego temu człowiekowi tak poszło, tak się potoczyło jego życie.
Mariusz Szczygieł: Dobry reportaż powinien być napisany jak opowiadanie
– Motto dziennikarzy Teleexspressu brzmiało: nie dobijać puenty deską. Jestem z tej szkoły. Wierzę w inteligencję czytelników, wiem że nie muszę im wszystkiego tłumaczyć. Wolę żeby tekst był wieloznaczny. A jeżeli o czymś piszę, musi to ze mną rezonować, musi być od serca. Nie ma szans żeby ktoś mnie skorumpował, bo piszę wyłącznie na tematy, które mnie poruszają.
Czy już odciął się Pan całkowicie od tematyki czeskiej? – pytał Mariusza Szczygła czytelnik.
– Znalazłem ciekawy temat na nową książkę o Czechach. Chcę opisać współczesne Czechy całościowo, ale inaczej niż w „Zrób sobie raj”. To będą Czechy wyłącznie małych miejscowości – zapowiedział reporter.
Pełen zapis spotkania można obejrzeć na FB Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej.
Opowiecie. info objęło wydarzenie patronatem medialnym.
Fot. Anna Plewa