Działające w Polsce Stowarzyszenie Producentów Cementu uderzyło na alarm. Podobno wkrótce Polskę ma zalać białoruski cement. Tymczasem wszystkie cementownie w Polsce kupił już dawno kapitał zagraniczny (Niemcy, Francja, Irlandia i inni), i kupił je m.in. z tą myślą, że będzie zarabiać na eksporcie cementu na wschód. Okazuje się, że zamiast eksportu na wschód grozi nam import ze wschodu. O cementowym problemie pisałem już w "Beczce" nr 10(249) z 13 lipca 2011 roku (wtedy jeszcze papierowej). Poniżej ta archiwalna publikacja a niebawem napiszę o dzisiejszym cementowym problemie.
Mercedesowa propaganda
W Górażdżach uruchomiono 5 lipca 2011 nowy piec do wypalania klinkieru. Jest to piec nr 2. Z klinkieru wytwarza się cement. Na uroczystość z okazji uruchomienia pieca zjechali przedstawiciele opolskich władz, m.in. marszałek i wojewoda. Byli też dziennikarze, dzięki czemu już następnego dnia mieliśmy w opolskich mediach eksplozję zachwytów nad wartą pół miliarda złotych inwestycją.
Nowy piec uczynić ma z Górażdży największą cementownię Europy, produkującą 5 mln ton cementu rocznie (łączna produkcja cementu w Polsce w 2010 wynosiła 15,5 mln ton). Inwestycja zasługuje więc z pewnością na uznanie. Bardzo dobrze, że ten piec zbudowano i opinię publiczną należało o tym fakcie rzetelnie poinformować. Tymczasem opolskie media, zamiast rzetelnie informować, zabrały się za propagandę.
Edyta Hanszke w “nto” z 6 lipca zatytułowała swe peany “Górażdże jak Mercedes”. Nawiązała w ten sposób do wypowiedzi Bernda Scheifele, prezesa niemieckiego koncernu HeidelbergCement, który jest obecnie właścicielem Górażdży. Dr Scheifele stwierdził, że po modernizacji Górażdże stały się Mercedesem wśród cementowni. Edyta Hanszke powinna była zadać sobie pytanie: Skoro dziś Górażdże są Mercedesem, to czym były one w 1977 roku? (więcej na klepce 19)
Tekst z klepki 19:
Mercedesowa propaganda
“Górażdże to największa cementownia w Europie, a po zakończeniu modernizacji, wartej 500 mln zł, będzie jedną z najnowocześniejszych” – napisała Edyta Hanszke w “nto” z 6 lipca 2011. Gdyby dziennikarka zajrzała np. na stronę internetową Górażdży, to przeczytałaby, że: “Najnowsza historia Górażdży zaczęła się w 1977 roku, kiedy w Choruli koło Opola oddano do eksploatacji Cementownię Górażdże – największy i najnowocześniejszy zakład w Polsce i Europie”.
Górażdże to największa cementownia Europy i w 1977, i w 2011, ale w 1977 była też najnowocześniejszą, a dziś jest tylko jedną z najnowocześniejszych. Zacznijmy od wielkości. Często, ale nie zawsze, jest tak, że gdy coś jest największe, to możemy być z tego dumni.
W propagandzie wykorzystuje się to, iż zwykli ludzie, czytając że coś jest największe, zakładają, iż to powód do dumy. Jednak im większa cementownia, tym większy obszar zaopatruje ona w cement i tym większy przeciętny udział kosztów transportu w tonie cementu. Ponadto Górażdże chcą używać tzw. paliw alternatywnych (zużyte opony, plastiki wybrane ze śmieci etc.). Im większa cementownia, tym większa odległość, z której trzeba te paliwa alternatywne zwieźć. To też zwiększa koszty. Zarówno cement, jak i paliwa alternatywne, nie mają wysokiej ceny w przeliczeniu na tonę. Transport staje się więc istotnym składnikiem kosztów.
Zamiast jednej wielkiej cementowni lepsze byłoby kilka mniejszych, rozmieszczonych równomiernie, ale cementownie budujemy tam, gdzie jest surowiec. Żadna korzyść z tego, że cementownia jest największa. To tylko zwiększa koszty. Nie jest też jednak winą cementowni, że jest największa.
Nowoczesność cementowni, w odróżnieniu od jej wielkości, to z pewnością powód do dumy, ale akurat w tej kategorii na przestrzeni lat 1977-2011 pozycja Górażdży obniżyła się z “najnowocześniejszej” do “jednej z najnowocześniejszych”. Jeśli więc dziś Górażdże mają być Mercedesem wśród cementowni, to czym były w 1977 roku?
O wiele ważniejsze, niż wielkość tej czy innej cementowni, jest roczna produkcja cementu w kraju, przeliczona na mieszkańca. W 2010 produkowano w Polsce ok. 400 kg cementu na mieszkańca rocznie. Warto tu przypomnieć, że w 1955 produkowano 140 kg na głowę rocznie. Było to już znacznie więcej niż przed wojną, ale i tak za mało jak na rozwijający się kraj. W latach Władysława Gomułki produkcja cementu szybko rosła i nie działo się to w oparciu o zagraniczne kredyty. W 1971 osiągnęliśmy poziom 400 kg na mieszkańca rocznie, czyli tyle co obecnie. Ciesząc się z nowego pieca w Górażdżach i wzrostu produkcji warto zadać sobie pytanie, dlaczego dziś mamy w Polsce taką produkcję cementu na głowę jak 40 lat temu a w dodatku cementownie nie są już nasze.
Warto też porównać sytuację Polski z Białorusią, bo w 1990 gospodarki obu państw były na podobnym poziomie, a może nawet Polska stała wyżej. Tymczasem w 2010 na Białorusi wyprodukowano blisko 500 kg cementu na głowę, czyli o 25 proc. więcej niż w Polsce. Dziś my nieśmiało marzymy o osiągnięciu za kilka lat tego poziomu, który Białoruś miała już w 2010 a na Białorusi w trzech cementowniach – Kostiukowicze, Krasnosielsk i Kriczew – kończy się właśnie budowę trzech nowych linii produkcji cementu, po 1,8 mln ton wydajności każda. W dwóch pierwszych cementowniach rozruch nowych linii zaplanowano na ten rok, a w trzeciej na początek 2012. Za rok Białoruś będzie więc produkować ponad 1000 kg cementu na mieszkańca rocznie a my dalej będziemy tylko marzyć o 500 kg.
Nowe białoruskie linie kosztują po około miliard złotych każda. Budowane są w części z chińskiego kredytu. Kredyt ma być spłacany cementem (pójdzie na to ok. 25 proc. produkcji w okresie spłaty).
Jeśli już mowa o białoruskim cemencie, to jest on dużo tańszy od produkowanego u nas. Białoruski cement ma też wyższą jakość niż to, co dziś jako cement kupujemy w naszych marketach budowlanych.
Kilka miesięcy temu Jan Deja, dyrektor biura Stowarzyszenia Producentów Cementu, poinformował, że nie ma drugiego takiego rynku w Europie, na którym byłoby aż tyle cementu niespełniającego wymagań, co w Polsce. W tej sytuacji białoruski cement może znów stać się zagrożeniem, np. dla Górażdży.
Już w 2003 zagraniczni producenci cementu, działający w Polsce, m.in. Górażdże, występowali do ministra gospodarki o działania blokujące sprzedaż u nas białoruskiego cementu, bo był on o 30 proc. tańszy i zagrażał ich interesom. W 2009 okazało się, że co najmniej od 1998 producenci ci byli w zmowie, która wg podejrzeń UOKiK miała na celu zawyżanie cen cementu w Polsce. Uczestnicy zmowy zostali ukarani. Górażdże wytargowały niższą karę w zamian za “wsypanie” pozostałych uczestników zmowy.
Peany na cześć Górażdży, którymi uraczyły nas 6 lipca 2011 opolskie media, to nie informacja, ale propaganda. Dziś tylko sygnalizuję problem. Postaram się jednak wrócić do tematu bardziej szczegółowo.