Dziś chciałbym się podzielić się historią człowieka, który będąc ofiarą wojny okazał sie też wybawcą.Jest to ściśle powiązane z losami mej rodziny.Jak zapewne wiecie, w czasie wojny istniała już w Dobrzeniu stocznia, a przy niej funkcjonował tartak. W tym ciężkim czasie byli do tegoż tartaku do pracy odsyłani jeńcy wojenni. Wiadomo jak w czasie wojny traktowano jeńców-podle. Byli brudni, schorowani i wygłodzeni.
Jednemu z nich udawało się czasami chyłkiem wymykać i szukać pomocy w przetrwaniu tego wojennego czasu. Moja rodzina mieszkała już po sąsiedzku i najczęście trafiał do naszego domu.Tam babcia Rozalia dzieliła się tym co miała, dawała jeść, dała mleka jak miała oraz opatrywała rany i wrzody – za aprobatą dziadka Antoniego który w tym czasie był kapitanem marynarki śródlądowej-niemieckiej.
Trwało to przez długi czas wojny. Nadchodziła armia radziecka, a we wsi nastąpił czas strachu. Krótko przed wkroczeniem Rosjan, wieczorem, gdy był dziadek w domu, przyszedł Mikołaj, bo tak się ten jeniec nazywał. Pożegnał się i dał na odchodnym dziadkowi kartkę na której coś napisał po rosyjsku, i polecił ją pokazać żołnierzom w razie kłopotów, a następnie uciekł.
Krótko potem wkroczyła armia radziecka i w naszej wsi działo się wiele złych rzeczy. Starzy ludzie wiedzą co… Gdy znależli dziadka w mundurze marynarki chcieli go natychmiast rozstrzelać. Gdy dziadek już był na celowniku karabinu w ostatnim momencie wyciągnął ową kartkę i podał żołnierzowi-pewnie oficerowi, bo umial czytać. Gdy czerwonoarmista go przeczytał, podszedł do dziadka Antoniego, poklepał po plecach i kazał odejść……żywy.
Cała rodzina się uratowała, a nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Po wojnie przez wiele lat moja rodzina zastanawiała się nad losami tego jeńca. 38 lat po wojnie, pamiętam jak wieczorową porą ktoś zastukał do drzwi, i gdy moja ciocia je otworzyła, nastąpiła wielka radość. To był Mikołaj Przyjechał zobaczyć co się stało z rodziną, która pomogła mu przetrwać ten ciężki dla niego czas, a być może przeżyć, i podziekować. Radosć była wielka po obu stronach. Dziadek wyciągnął tą kartkę i opowiedział jak Mu życie uratowała i uściskal go jeszcze raz. Po tym jeszcze wiele razy Mikołaj odwiedzał nasz dom i rodzinę. Odwiedzali nas również jego żona i dzieci. Do dzisiaj, mimo jego sędziwego wieku, mieszka w USA gdzie emigrował, dzwoni i pyta się co u nas. Dziadek do ostatnich dni swojego życia trzymał w kieszeni marynarki ową feralną kartkę, która jemu i być może naszej rodzinie uratowała życie… Tak na wszelki wypadek!