Stało sie tradycją, że każdego roku w lipcowy poranek można spotkać na placu przy kościele św. Katarzyny wzruszone mamy i machających na pożegnanie ojców. To chwila, na którą z wielką niecierpliwością wyczekują chłopcy – dobrzeńscy ministranci.

Wakacyjne obozy już na stałe wpisały się do historii dobrzeńskiej Liturgicznej Służby Ołtarza i są ważnym elementem życia naszej wspólnoty. Od kiedy opiekunem ministrantów został ks. Tadeusz Dziedzic w okresie wakacyjnym organizowane są dwa wyjazdy. Pierwszy jest wyjazdem dla młodszej grupy chłopców, zazwyczaj w góry, a drugi to spływ kajakowy dla starszych ministrantów. 

W tym roku młodsi ministranci po raz kolejny mogli poznać odległy dla nas zakątek Polski jakim są Bieszczady

Prawie punktualnie, rano w poniedziałek 20.07.15r. udało nam się zebrać na parkingu przed kościołem.  Szybkie pakowanie i pożegnanie – żeby przypadkiem nikt nie zrezygnował, pod wpływem matczynych łez i ruszamy w drogę. Udało się, jedziemy!!!

Pierwszym punktem na naszej trasie, była kopalnia soli, ale tym razem nie w Wieliczce, lecz w mało znanej Bochni.  Niestety po drodze dopadły nas nie planowane postoje na tzw. "sikundę" i korki w pobliżu Krakowa. Zmusiło nas to do przesunięcia godziny zwiedzania. Mając jednak doświadczenie z poprzednich lat pojechaliśmy  tym razem dwoma autami. Małym autobusem, którym podróżowało dziewiętnaście osób oraz samochodem osobowym, którym pojechał ks. Tadeusz wraz z 3 pozostałymi osobami.  Nasza spóźnienie spowodowało, iż Ksiądz ku swej radości, mógł  w końcu przekroczyć magiczne 100km/h (maksymalna prędkość dla autobusów) i popędzić do kopalni w celu zmiany godziny naszej wizyty.

Punktualnie o wyznaczonej godzinie rozpoczęliśmy zwiedzanie kopalni. Najpierw przewodnik zapoznał nas z dawniej używaną maszyną parową unoszącą kopalniane szole – windy, a następnie zjechaliśmy współczesną windą na głębokość 200m. Nasz przewodnik okazał się być osobą z dużym poczuciem humoru, co uwidaczniało się zwłaszcza gdy chłopcy zaczynali okazywać oznaki znudzenia i zmęczenia. Na początku mamy okazję pojechać  podziemną kolejką – ZUGiem.  W trakcie zwiedzania poznajemy historię kopalni , a także pierwsze metody wydobycia. Odwiedziliśmy także podziemną kaplicę św. Kingi, przez która przebiegają tory kolejki. Czyni to ją jedynym takim miejscem na świecie. Wielką atrakcją  naszego zwiedzania była podziemna sala gimnastyczna. Możliwość rozegrania meczu piłki nożnej na tak dużej głębokości sprawiła, iż był on wyjątkowy. Naszą wizytę w kopalni zakończyliśmy spływem łodzią podziemnym kanałem, co było okazją do inhalacji doskonałym powietrzem. Tak zdrowego powietrza nie ma nawet w Kupskim lesie ;). 

Po trzygodzinnym zwiedzaniu ruszyliśmy  w dalszą drogę. Przed nami było jeszcze do przebycia dwieście kilometrów. Do naszego ośrodka w Iwoniczu Zdrój dotarliśmy krótko po godzinie dwudziestej pierwszej. Pan Stanisław będący właścicielem pensjonatu już czekał na nas z gorącą kolacją. Ku naszemu zaskoczeniu tym razem oprócz nas w ośrodku wypoczywać będzie również grupa dzieci z Tarnobrzegu. Jak się potem okazało zarówno dla nas jak i Tarnobrzeżan był to niezwykły pobyt obfitujący w wiele śmiesznych sytuacji jak i w pierwsze zauroczenia.

Wtorkowy poranek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą. Dzień rozpoczęliśmy od modlitwy, po której nocne marki spotykała zasłużona "nagroda" w formie porannej gimnastyki. Wbrew pozorom nagrodzeni chłopcy bardzo chętnie ćwiczyli. Następnie zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy nad Jezioro Solińskie. Chłopcy słysząc hasło: "Zabieramy ręcznik i kąpielówki", ucieszyli się myśląc, iż odwiedzimy jakiś pełen atrakcji Aquapark. Zaraz potem przekonali się, że dla nas opiekunów Solina to też basen w myśl zdania "Aqua w parku". Tym czasem  bezchmurne niebo zapowiadało doskonały "plażing smażing". Śmiało mogę stwierdzić jako miłośnik Chorwacji, że tego dnia Solina pozwoliła  poczuć się nam jak byśmy byli na Adriatyckim wybrzeżu. Piękny górzysty krajobraz, wysoka  temperatura i kamienista plaża. Po tak doskonale spędzonym dniu pozostało nam tylko zrobienie pamiątkowych zdjęć na koronie zapory i droga powrotna do Iwonicza Zdrój.  

Wieczorem widząc, że chłopcy nadal nie są zmęczeni postanowiliśmy przespacerować się wszyscy na tzw. "Ruskie łąki", do których prowadzi górzysta sześciokilometrowa droga. Chłopcy nie zdawali sobie jeszcze sprawy, iż właśnie za kilka godzin tą drogą ponownie pomaszerują. Po powrocie z przechadzki resztę wieczoru tradycyjnie spędziliśmy na grach i zabawach.

Punktualnie o trzeciej nad ranem nastąpiła pobudka. Po kilku minutach narzekania i niezadowolenia wszyscy stali przed ośrodkiem gotowi do nocnej wędrówki. Przed nami długi marsz oczywiście na "Ruskie łąki" jednak po drodze chłopcy mają jeszcze kilka zadań do wykonania jak np. nazbieranie chrustu czy zerwanie pokrzyw. Po półtorej godzinie dotarliśmy na szczyt gdzie nasz wysiłek został nagrodzony pięknym wschodem słońca. Przy pierwszych promieniach poranka ks. Tadeusz odprawił mszę w małej chatce na szczycie. W trakcie eucharystii niektórzy musieli stoczyć ciężką walkę z grawitacją tak, aby ich głowa nie spotkała się z ziemią. Po mszy i zrobieniu zdjęć na tle wschodzącego słońca ruszyliśmy z powrotem do pensjonatu, gdzie czekało już na nas śniadanie. 

Przed nami była jeszcze cała środą wiec postanowiliśmy wykorzystać ten dzień na zwiedzanie Iwonicza Zdrój. Jest to niezwykle zadbana miejscowość pełna ośrodków wczasowych. Odwiedziliśmy pijalnię wody, a następnie spacerem ruszyliśmy na Żabią górę.  Środa była niezwykle gorąca, więc ciepły wieczór postanawialiśmy spędzić przy ognisku zorganizowanym w stadninie Pana Stanisława.

W czwartek wstaliśmy z samego rana. Ksiądz Tadeusz odprawił mszę przed śniadaniem, które następnie szybko zjedliśmy i czym prędzej ruszyliśmy w drogę. Tego dnia, ku przerażeniu niektórych chłopców, nareszcie mieliśmy zdobyć poważne góry. W pierwszej kolejności chcieliśmy  zdobyć Chatkę Puchatka na wysokości 1232 m n.p.m., a następnie przejść  Połoninę Wetlińską. Jednak już po kilkunastu metrach podejścia u niektórych odzywał się organizm lub też leń? Chcąc nie chcąc jeden z nas musiał wrócić z czwórką rekrutów do autobusu i tam zaczekać na resztę. Padło na Davida, iż to on musiał zrezygnować ze zdobywania szczytów.

Podejście wbrew pozorom było wymagające, ale nie daliśmy za wygraną i z dużym trudem udało nam się dotrzeć do Chatki Puchatka. Po dotarciu do schroniska zdecydowaliśmy sie na przejście dalszego fragmentu Połoniny Wetlińskiej, aż do przełęczy Orłowicza. Jak się potem okazało była to świetna decyzja. Mimo bezchmurnego nieba upał nam nie doskwierał co było zasługą  orzeźwiającego wiatru.

Nasz wysiłek został nagrodzony doskonałymi widokami w promieniu wielu kilometrów. Po drodze młodszym chłopcom powoli zaczęła dawać się we znaki kilkudniowa rozłąka z rodzicami.  W efekcie z opiekunów staliśmy się ich starszymi braćmi i całą Połoninę Wetlińską szyliśmy za  rękę, czy to z Gabrysiem lub którymś z Sebastianów, czy też z Patrykiem albo Maxem. Po dotarciu do Przełęczy Orłowicza powstał dylemat czy schodzić ze szlaku do autobusu czy powędrować jeszcze na Smerek. Na nic zdały się prośby aby zdobyć, znajdujący sie zaledwie kilometr dalej, szczyt. Nasza młodzież wyraźnie okazywała niechęć do dalszej wędrówki i chcąc nie chcąc musieliśmy rozpocząć schodzenie. Można jednak powiedzieć, że Opatrzność Boża nad nami czuwała bo w momencie kiedy już na dole wsiadaliśmy do autobusu zaczął padać deszcz, który po kilku minutach przerodził się w burzę. Każdy kto był w górach wie co to znaczy przeżyć  burzę w górach. Zmęczeni  14 km wyprawą wróciliśmy do ośrodka, gdzie po kolacji tradycyjnie zorganizowaliśmy chłopakom "Pogodny wieczorek", czyli gry i zabawy. Trudy dnia jednak dały o sobie znać i wszyscy czym prędzej pouciekali do łóżek. Tej nocy nie mieliśmy problemu z harcującymi ministrantami dzięki czemu sami mogliśmy się wyspać.

Piątek rozpoczęliśmy jak zawsze od mszy. Muszę zaznaczyć , że w trakcie naszego wyjazdu poznawaliśmy postać Króla Dawida i tego jak bardzo jego życiem kierował Pan Bóg. Każdą eucharystię przygotowywała wyznaczona wcześniej grupa, której zadaniem było zarówno służenie w trakcie mszy jak i wcześniejsze przygotowanie sali, a także potrzebnych do sprawowania eucharystii przyborów.

Po śniadaniu udaliśmy sie do Muzeum Naftownictwa im. Ignacego Łukasiewicza w Bóbrce.
W chłopcach obudził sie duch majsterkowicza, ponieważ każdy zawór, każdy kołowrót czy inny mechanizm został przez nich dokładnie obejrzany i sprawdzony czy przypadkiem nie uruchamiał jakiegoś urządzenia. Na szczęście dla nas opiekunów wszystko było dokładnie zabezpieczone ;). Kolejny punkt tego dnia przewidywał wizytę w Centrum Dziedzictwa Szkła w Krośnie, gdzie poznaliśmy proces produkcji i zdobienia szkła. Aby urozmaicić zwiedzanie pozwolono, wybranym osobą, na wybicie pamiątkowego medalu w płynnym szkle, a także na wydmuchanie bańki szklanej.  Popołudniu udaliśmy sie na zamek Kamieniec w Korczynie którego losy mieszkańców był inspiracją dla Aleksandra Fredy przy pisaniu Zemsty. Na zamku największym zainteresowaniem cieszyła się sala tortur gdzie można było na własnej skórze przekonać się o skuteczności dawnych metod przesłuchań.  Wieczór jak zawsze upłynął nam na wspólnych grach i zabawach.

W sobotę rano tradycyjnie poznaliśmy w trakcie eucharystii kolejny etap życia Króla Dawida. Po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę do Komańczy. To właśnie w tej miejscowości znajduje się klasztor sióstr Nazaretanek, w którym przetrzymywano przez rok prymasa Stefana Wyszyńskiego. Siostry zapoznały nas z historią pobytu prymasa w swoim klasztorze, a także przedstawiły młodszym ministrantom przyczyn z jaki prymas Wyszyński znalazł się w tym miejscu. Następnie udaliśmy się do miejscowości Majdan, w której to znajduje się stacja Bieszczadzkiej Kolejki Wąskotorowej. Jednak do momentu odjazdu pociągu mieliśmy jeszcze trochę czasu, który chłopcy postanowili wykorzystać do budowy tamy na górskim strumieniu. Kto by pomyślał, że tyle radości może dać bystry potok z kamieniami na brzegach. Cała grupa dzielnie walczyła z żywiołem rwącej wody czego efektem były całkowicie przemoczone ubrania. Punktualnie o 13.30 nastąpił odjazd naszego pociągu. W trakcie przejazdu mieliśmy okazję nacieszyć się pięknem Bieszczadzkiego krajobrazu i zobaczyć piękno przyrody. Co dla starszych wydaje się być interesujące nie koniecznie jest takie dla młodszych w efekcie czego chłopcy zaczęli szaleć po całym wagonie. Staliśmy się mimowolnie atrakcją dla innych podróżnych, którzy z zaskoczenie przyglądali się, ile energii i pomysłów mają nasi mali ministranci. Ostatnim punktem sobotniego programu była wizyta w Klasztorze Ojców Bernardynów w Dukli, który jest sanktuarium św. Jana z Dukli. Tam zapoznaliśmy sie z życiorysem świętego i wykonaliśmy pamiątkowe fotografie. Sobotni wieczór upłynął nam jak zawsze na grach i wstępnym pakowaniu bagaży.

Niedziela przywitała nas pierwszy raz podczas naszego pobytu pochmurnym niebem. Rano uczestniczyliśmy we mszy świętej odprawionej przez Księdza Tadeusza i po śniadaniu rozpoczęliśmy pakowanie i sprzątanie naszych pokoi. Po godzinie 10.00 zgromadziliśmy sie przed hotelem, gdzie nastąpiło nasze pożegnanie z Panem Stanisławem, ale także z uczestnikami koloni z Tarnobrzegu. Wszak przez te sześć dni, niektórzy nawiązali nowe znajomości, co spowodowało ukradkiem ocierane łzy ;).  Nasz pobyt w Iwoniczu dobiegł końca i trzeba było ruszać w powrotną drogę, lecz jeszcze nie do Dobrzenia.  W planie mieliśmy jeszcze wizytę w upragnionym przez chłopców Aquaparku w Krakowie. W końcu tradycji musi się stać zadość i tak jak zawsze na każdym wyjeździe, również i tym razem odwiedziliśmy basen. Ostatnim punktem naszego obozu była wizyta w centrum Jana Pawła II, gdzie mogliśmy zobaczyć imponujące mozaiki wykonane przez włoskich artystów. Cała świątynia jest niezwykłym projektem i każdemu polecamy wybranie się do tego miejsca. Oczywiście odwiedziliśmy, także znajdujące sie po sąsiedzku sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Tak nasz obóz dobiegł końca. Późnym wieczorem dotarliśmy do Dobrzenia gdzie oczekiwali na nas już stęsknieni rodzice. Wszyscy dotarliśmy cało i zdrowo z bagażem pełnym niezapomnianych wspomnień.

Korzystając z okazji chcielibyśmy niezmiernie podziękować naszemu Księdzu Tadeuszowi zarówno za ten wyjazd jak i wszystkie poprzednie nasze wspólne obozy i wycieczki. Dziękujemy mu, że za każdym razem poświęcał swój urlop i tak chętnie chciał z nami jechać i cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Dziękujemy także za wspólnie spędzone trzy lata, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci jako pięknie spędzony czas.

Podziękowania również należą się rodzicom za to, że okazali nam opiekunom zaufanie i oddali nam aż na sześć dni swoje pociechy. Serdecznie im za to dziękujemy i mamy nadzieję, że kolejne wyjazdy, również pozwolą nam na spędzenie czasu w podobnym, a miejmy nadzieję, że w większym gronie.

Dziękujemy także dobrym duszom, które wsparły nas w organizacji tego i poprzednich wyjazdów. Bez tych cichych pomocników nasze obozy na pewno nie mogłyby przynieść tyle radości ich uczestnikom.

Pozdrawiamy: David, Tobiasz, Łukasz, Kuba

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Autorzy, którzy chcą, aby ich artykuły, napisane na łamach "Grupy Lokalnej Balaton" w latach 2013-2016, widniały na portalu informacyjnym Opowiecie.info proszeni są o przesłanie tytułu artykułu oraz zawartych w nim zdjęć na adres: news@opowiecie.info