Z 18-letnim Frankiem Posackim, przewodniczącym Młodzieżowej Rady Miasta (MDR) w Opolu i współorganizatorem Młodzieżowego Strajku Klimatycznego rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot.
20 września wyszliście na ulice Opola, podobnie jak tysiące młodych ludzi z dużych miast w Polsce i na świecie, by wyrazić swoje niezadowolenie z tego, że politycy ignorują sprawy związanych z ekologią i ochroną środowiska. To dorośli są odpowiedzialni za dewastację klimatu, a teraz można od nich usłyszeć, że wasz klimatyczny strajk to wcale nie był młodzieżowy spontan, a jedynie politycznie zaplanowana demonstracja.
– Tak jest zawsze, że kiedy coś się wpisze w spór polityczny, a Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, której liderką jest Greta Tunberg, się wpisuje, bo to przecież od polityków domagamy się działania. Ale nie przywiązujemy do tego wielkiej wagi, bo stawiamy na fakty naukowe. A jako MRD promowaliśmy to wydarzenie. Wcześniej kontaktowały się z nami osoby z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, oni wyszli z propozycją, by im pomóc w organizowaniu tego strajku. Skrzyknęliśmy się przez internet, więc bardzo dużo młodych ludzi przyszło na strajk.
Z czym nie zgadzają się młodzi ludzie?
– Już po tym, jak wielu młodych ludzi przyszło, widać, jak bardzo sprawy klimatu są dla nich ważne. A w Opolu przyszło ponad pół tysiąca młodych ludzi, tak przynajmniej podawały media. Powiedzieli głośno, że nie zgadzają się na to, by problem ekologii był ignorowany przez polityków. Zresztą nie tylko przez nich, większość Polaków go ignoruje. Dlatego np. o modelu duńskim możemy na razie tylko marzyć. Ale chcemy tę świadomość w ludziach obudzić, bo jak tego dokonamy, to wtedy politycy też będą musieli dostrzec fakty.
A jakie są fakty?
– Główny problem to postępujące zmiany klimatyczne, globalne ocieplenie, topnienie lodowców. Naukowcy mówią, że klimatyczny deadline dla świata to 2050 rok. To będzie ten moment, kiedy przestaniemy mówić, jak te zmiany zatrzymać, potem już tylko będzie można mówić, jak te straty zmniejszyć. To będzie czas, w którym my będziemy pracować, dbać o swoje rodziny, wychowywać dzieci, dlatego dla nas jest bardzo ważne, by świat był przyjazny i zdrowy dla życia. Dlatego jesteśmy na ulicach, dlatego się sprzeciwiamy.
Protestowali nie tylko nastolatkowie, ale też wielu młodych uprawnionych do głosowania…
– Tak. Jest wielu studentów i młodzież szkół średnich, ale także wielu z podstawówek. Podczas ostatniej debaty klimatycznej w Opolu sala była wypełniona po brzegi, kandydaci na posłów mówili o kryzysie klimatycznym. I wszyscy byli zgodni oprócz przedstawiciela partii rządzącej, który uważał, że nie trzeba się tym w takim stopniu przejmować. I że to jest histeria opozycji.
Jak to odbierają młodzi?
– Nam jest bardzo przykro, bo nasz strajk z założenia nie jest partyjnym, a jest wykorzystywany przez niektóre środowiska do walki politycznej. Zapobieżenie katastrofie ekologicznej leży w interesie nas wszystkich, dlatego apelujemy do polityków wszystkich partii, żeby działali ponad podziałami politycznymi. Przecież skutki katastrofy klimatycznej będą odczuwalne dla wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych. Dlatego staramy się przedstawiać fakty, bo już mamy do czynienia z różnymi anomaliami pogodowymi, powodziami, wyładowaniami atmosferycznymi…
Nie brakuje jednak takich, którzy twierdzą, że na ulice Opola oraz innych miast na świecie wyszli ekoterroryści…
– Podczas strajku klimatycznego wielokrotnie to słyszeliśmy, ale nie tylko wtedy. Te wszystkie złośliwości najczęściej pojawiają się w internecie, bo tam najłatwiej powiedzieć o kimś „lewak”, „ekoterrorysta”, „nawiedzony ekolog”. Moim zdaniem ten bardzo ważny temat jest wpisany w spór polityczny, a komentarze nie mają podłoża merytorycznego. Nie ignoruję takich głosów, wiec wchodzę w takie dyskusje i przekonuję. Ta krytyka najczęściej wynika z niewiedzy, popchnięcia właśnie w taką narrację przez partie polityczne. Zdaję sobie sprawę, że dyskutuję z ludźmi, którzy nie mają wiedzy, a podlegają wpływowi tej narracji. Chcemy z tym walczyć, ale będzie to bardzo trudne, dopóki w różnych środowiskach nie powstanie świadomość, że granie kartą ekologiczną w polityce krajowej, czy międzynarodowej skończy się tylko tym, że dużo trudniej będzie te zmiany przeprowadzać.
Mówią też o was, że jesteście rozwydrzone dzieciaki, którym z dobrobytu w głowach się poprzewracało…
– Tak, zdarzają się i takie komentarze. Ale patrzę przez pryzmat historii i zmian, które się na świecie dokonywały. One wychodziły właśnie od młodych ludzi. Tak było w przypadku kontrkultury pod koniec lat 60. W Polsce powszechna świadomość ekologiczna jest niska, a jednak tak wielu młodych ludzi to rozumie. Młodzi ludzie wiedzą, że będą świadkami tej katastrofy, a 2050 rok nie jest dla nich abstrakcyjną datą.
A co ty będziesz robił za te trzydzieści lat?
– (śmiech) Mam nadzieję, że będę w pełni sił zawodowych, do emerytury jeszcze będę miał dość daleko. Chciałbym więc żyć w zdrowym świecie. Być prawnikiem i żyć spokojnie bez tego bagażu katastrofy klimatycznej.