Pomysłów na to jak skłócić tę ciemną tłuszczę, która wychodzi na ulice ratusz miał sporo.
Zaczął banalnie: wójtowie walczą bo boją się o swoje stołki. Żaden geniusz w magistracie nie pomyślał, że przecież wszyscy zajmujący stanowiska zostaną na swoich miejscach. A może pomyślał, ale kombinował, że głupi lud to kupi. Ale lud nie kupił.
Potem przyszły następne pomysły. Wszystkie szyte grubymi nićmi – byle tylko ludzi skłócić. Ta jedność mieszkańców podopolskich gmin spędzała ratuszowym sen z powiek. Wiadomo, że podzielonymi łatwiej się rządzi. A tu nic. Mniejszość niemiecka z kresowiakami ramię w ramię regularnie stawała podczas każdego protestu.
Ratuszowych doprowadzała do wściekłości nie tylko determinacja ale także spokój, pomysłowość i fantazja z jaką przystępowali do kolejnej manifestacji, blokady czy akcji plakatowo-transparentowej. Z orkiestrą i uśmiechem na ustach.
Podłe sięgnięcie po elementy narodowościowe jeszcze bardziej scementowało środowisko. Każde kłamstwo na ich temat było cegiełką budującą ich solidarność i jedność.
Szczytem były pieniądze, które chciano rzucić gminom na pocieszenie. Pieniądze im ukradzione. Kilka osób dało się złapać na ceny wody i ścieków – ale to jednostki.
Ostatnio miasto wymyśliło co innego : otóż według nowego pomysłu są wśród protestujących tacy, którzy dali się nabrać na to że rzeczywiście bronią swoich małych ojczyzn i bronią ich ze szczerego serca. Przy nich są drudzy : Rafał Kampa, Piotr Szlapa, Łukasz Kołodziej – czyli cwaniaki, które chcą na całym tym zamieszaniu zbudować swoje pozycje i upiec własne pieczenie.
Podczas ostatniej blokady w Czarnowąsach wiceprezydent Mirosław Pietrucha współczuł w radiu tym, którzy marzną chodząc po przejściu dla pieszych. Pietrucha wyraził zaniepokojenie, empatia biła na kilometr.
Niepotrzebnie.
Wszystko zorganizowane jest jak w zegarku. Mieszkańcy podopolskich gmin niejednokrotnie już pokazali, że potrafią działać wspaniale w swoich gminach. Potrafią to robić także broniąc ich. Nawet gdy nie maja pod ręką niemieckich ciasteczek.