Felieton na 24 sierpnia.

Są takie rocznice, które brzmią donośnie nie tylko dla własnego narodu, lecz także dla sąsiadów. Dzień Niepodległości Ukrainy – obchodzony 24 sierpnia – należy właśnie do takich. Jeszcze kilka lat temu wielu Polaków przyjmowało tę datę z grzecznościowym ukłonem i serdecznym, ale jednak nieco odległym poczuciem wspólnoty. Dziś, po 2022 roku, to święto ma dla nas zupełnie inny, wręcz egzystencjalny wymiar.

Bo prawda jest prosta i brutalna: niepodległość Ukrainy jest gwarancją naszej niepodległości. Nie trzeba już akademickich debat, historycznych analogii ani dyplomatycznych frazesów. Wystarczy spojrzeć na mapę i przypomnieć sobie, co by było, gdyby ukraińskie miasta nie stawiły się rosyjskiej agresji. Gdyby Kijów padł w kilka dni, jak przewidywano w Moskwie. Gdyby miliony ludzi nie ruszyły bronić własnej ziemi – broniąc przy okazji i naszej.

Dziś widać jak nigdy, że ukraińskie okopy pod Bachmutem czy Awdijiwką są w pewnym sensie przedłużeniem granic Unii Europejskiej i NATO. To tam codziennie rozstrzyga się, czy Kreml będzie miał odwagę podnieść wzrok dalej, na zachód.

Oczywiście, można usłyszeć pytania: po co nam ta Ukraina, czemu tyle wysiłku i pieniędzy, skoro „to nie nasza wojna”? Ale wystarczy jeden trzeźwy rachunek – jeśli Ukraina by upadła, „nasza wojna” zaczęłaby się prędzej czy później, a jej koszt byłby niewyobrażalny.

Polska i Ukraina dzielą trudną, nieraz bolesną historię. Ale paradoksalnie właśnie wojna sprawiła, że dziś rozumiemy się lepiej niż kiedykolwiek. Gościmy miliony uchodźców, kibicujemy armii, uczymy się nawzajem od siebie solidarności i hartu ducha. A Ukraina – walcząc o siebie – walczy także o nas.

Ale w tym miejscu pojawia się pewien niepokój. Coraz częściej słychać, że poparcie dla uchodźców wojennych w Polsce spada, że oswajamy się z ich obecnością tak, jakby to była sytuacja normalna i wieczna. Do tego dochodzi wroga propaganda, która cierpliwie sączy swoje kłamstwa: że to niby my tracimy, że „utrzymujemy” uchodźców kosztem własnych obywateli. To oczywiście narracja, która ma nas poróżnić, podważyć zaufanie, zasiać wątpliwość. I o to właśnie chodzi Moskwie.

Niepodległość nie jest dana raz na zawsze. Polacy wiedzą o tym aż za dobrze. Dlatego 24 sierpnia warto spojrzeć na Kijów nie tylko z podziwem, ale i z wdzięcznością. Bo ukraińska niepodległość to nie tylko ich święto – to także nasza cicha, codzienna gwarancja bezpieczeństwa.

I dobrze, żebyśmy tę prawdę pamiętali dłużej niż trwa wojna.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.