Z dr Joanną Filipczyk, nową dyrektorką Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu, o programie działania, tłumaczeniu języka sztuki i roli lokalności i tradycji w budowaniu instytucji rozmawia Anna Konopka.
Jaką ma Pani wizję działania GSW?
U progu trzeciego dziesięciolecia XXI wieku GSW powinna być żywym, otwartym i przyjaznym centrum współczesnej sztuki. Miejscem prowadzonym przez odważny, entuzjastyczny i profesjonalny zespół. I to tak naprawdę dopiero w gronie tego zespołu będziemy w najbliższym czasie wspólnie precyzować plany.
Mam nadzieję, że zgodzimy się co do tego, że galeria powinna być miejscem, w którym chcielibyśmy rozbudzać w ludziach ciekawość, otwierać ich na sprawczą moc sztuki i pokazywać, że sztuka może być dla wszystkich.
Dobry zespół to podstawa i wspólne budowanie programu.
W galerii jest znakomity zespół. To, że go znałam, było jednym z powodów mojej decyzji o udziale w konkursie. Mam wrażenie, że spotykamy się i dobrze rozumiemy w myśleniu o tym, jaka powinna być galeria. Program główny wyznaczają zawsze wystawy i one są raz łatwiejsze w odbiorze, raz bardziej hermetyczne. Mimo to powinien im towarzyszyć bogaty i różnorodny program towarzyszący, przemyślany tak, żeby każdy znalazł propozycję dopasowaną dla siebie. Ogromnym wyzwaniem dla nas jest sprawienie, żeby każdy zwiedzający, niezależnie od jego wieku, statusu czy kompetencji, czuł się u nas mile widzianym gościem, żeby poczuł, że warto tu wciąż wracać.
Jakie zmiany na pierwszy rzut?
Wątków jest sporo i obejmują różne obszary. Na najbardziej dosłownym poziomie dostępności niezbędne są jak najszybsze starania o lepsze dostosowanie obiektu do potrzeb niepełnosprawnych. Mam na myśli przede wszystkim windę w głównym budynku. Trzeba też pomyśleć nad czytelnym, rozpoznawalnym bez trudu oznaczeniem budynków, tak żeby kojarzyły się z siedzibą GSW.
Galeria powinna więc być bardziej widoczna, także w regionie?
Bardzo bym chciała, żeby galeria szeroko wychodziła na zewnątrz, poza swoją siedzibę, w przestrzeń miasta, żeby otwierała się na ludzi. To powinno być żywe, kipiące miejsce. Martwię się trochę, bo sytuacja epidemiologiczna niestety nie sprzyja formom działania, na których bardzo mi zależy. Żywy kontakt ze sztuką i z ludźmi zawsze będzie najlepszy, nie wiemy jednak, czy nie przyjdzie nam spędzić najbliższego czasu na „zastępczych onlajnach”. Naszymi sąsiadami jest kilka tysięcy opolan mieszkających wokół placu Teatralnego. Byłoby wspaniale, gdyby udało się sprawić, żeby z ciekawością nas odwiedzali, czynnie zechcieli uczestniczyć w naszych działaniach.
A ludzi z domów wyciągnąć nie jest łatwo…
W sferze programowej istotna wydaje mi się praca nad twórczym wykorzystaniem specyfiki, tożsamości i historii lokalnej, to jest chyba właściwa droga, którą należy podążać, wypracowując indywidualny rys instytucji. Chciałabym też zachęcić opolan, którzy przecież de facto są naszymi pracodawcami, do szerokiej dyskusji o galerii – jaka ona powinna być.
Na które aspekty dziedzictwa regionu zwróciłaby Pani uwagę na początek?
Od kilkunastu lat intensywnie zajmowałam się, w sensie naukowym i wystawienniczym, historią opolskiego środowiska artystycznego po 1945 roku. Wydaje mi się, że jest tu wiele wątków, na których moglibyśmy się oprzeć. Bardzo interesujące są sprawy urbanistyki i architektury Opola, poczynając nawet od naszej siedziby. Czy wielu Opolan wie, że autorami kompleksu teatralno-galeryjnego jest tandem wybitnych polskich architektów – Julian Duchowicz i Zygmunt Majerski?
Jak podać sztukę współczesną, aby była dobrze przyswajalna?
Wiem, że wiele osób obawia się sztuki współczesnej, że nie rozumie jej języka. Naszą misją – a jest to piekielnie trudne zadanie – jest uśmierzenie tego strachu i wyposażenie zwiedzających w narzędzia, za pomocą których poradzą sobie z wypowiedziami współczesnych artystów.
Chodzi Pani o oprowadzania kuratorskie, spotkania z artystami na większą skalę?
Tak naprawdę nikt nie wymyślił jeszcze niczego lepszego od zwykłej rozmowy. Poprzez lata pracy w muzeum zrozumiałam, że zwiedzający potrzebują objaśniania tego, co oglądają, chcą żeby rozwiewać ich wątpliwości, dookreślać konteksty, rozświetlać pewne wątki. Jeden z wybitnych europejskich kuratorów twierdził nawet, że większość ludzi na świecie „rozpoznaje wartości w sztuce przez uszy”, i uważam, że to niezwykle celne spostrzeżenie. Ludzie chcą słuchać o tym, co widzą. Jeśli potrzebują tego przy dość „zrozumiałym” malarstwie przedstawiającym, to cóż dopiero mówić o sztuce współczesnej.
Dziękuję za rozmowę.