IXAR to nowy samochód elektryczny, którym Paweł Dytko, znany polski rajdowiec z Nysy, jeździł w czwartek po Opolu. To auto dla osób, które poruszają się na małych odległościach. Zasięg tego „elekryka”, jak na razie, to od 30 do 40 km na jednym ładowaniu.
– To cały czas faza prototypu tego samochodu elektrycznego – wyjaśnia Paweł Dytko, konstruktor IXCAR-a. – I to jest druga działalność naszej firmy, bo budujemy także samochody rajdowe i wyścigowe. A samochody elektryczne będą do wynajmu, albo do sprzedaży.
IXAR to typowo miejski elektryczny microcar, które jeżdżą po ulicach w wielu państwach, szczególnie w Europie południowej.
– Próbujemy wpisać się w ten rynek, proponując coś wyjątkowo taniego, a wyposażenie standardowe minicara nie odbiega od normalnych wyposażeń – podkreśla rajdowiec.
A co z punkami ładowania samochodów elektrycznych? W centrum Opola jest tylko jeden taki punkt.
– Ten nasz się ładuje z gniazdka 220 V, chodzi o dostępność i tani prąd – wyjaśnia Paweł Dytko.
To oznacza, że takie auto podładujemy w gniazdku elektrycznym, takim samym, do którego podłączamy pralkę, lodówkę, czy telefon.
Firma Pawła Dytki, Dytko Proto Cars, nad samochodem pracuje od 2017 roku.
– Początkowo to była faza komputerowo-projektowa, od półtorej roku to jest prototyp jeżdżący i ta technologia już jest na dzisiaj nieaktualna – wyjaśnia Paweł Dytko. – Tak więc za rok, kiedy samochód miałby już homologację, to będą też już inne silniki i bateria jonowo-litowa.
Rozwój tych technologii z każdym rokiem idzie bardzo szybko do przodu, ale z drugiej strony stają się one z każdym rokiem tańsze.
– Te wszystkie komponenty do auta elektrycznego tanieją i nie są już takie drogie, jak wcześniej – mówi Paweł Dytko. – Trochę nam żal, że to tak długo trwa, ale budowanie aut to nie jest prosta sprawa.
Rajdowiec podkreśla, że nie ma jeszcze mody na auta elektryczne, a boom, w jego opinii, przyjdzie za jakieś dwa, trzy lata.
Czy wtedy firma Pawła Dytki rozpocznie seryjną produkcję?
– Albo projekt sprzedamy, albo wejdziemy w kooperację. Do masowej produkcji potrzebowalibyśmy partnera – podkreśla. – Rocznie produkujemy 20 samochodów rajdowych, te elektryczne buduje się szybciej, więc może 50 sztuk udałoby się nam wybudować, w połowie ręczną robotą. Nawet te microcary, produkowane na południu Europy, gdzie są najbardziej popularne, też tylko częściowo wytwarzane są przy użyciu automatyzacji, a wiele prac wykonywanych jest ręcznie. To ma oczywiście plusy i minusy, bo ręczne oznacza drogie, więc jak najbardziej trzeba to zautomatyzować.
Co do ceny, ona jest bardzo zmienna. Jeszcze trzy lata temu mówiono, że IXAR będzie kosztować około 40 tys. zł, kiedy najtańsze „elektryki” były za 100 tys. zł. Dzisiaj, żeby auto stało się popularne, musiałoby kosztować maksymalnie 25 tys. złotych.
– Jeśli dojdzie do produkcji za rok, czy dwa, to ta cena będzie musiała być jeszcze niższa, żeby przyciągnąć klienta – przyznaje Dytko. – Niestety, u nas małe auto kojarzy się z peerelowskim „maluchem”, a pożądane są duże auta, takie widoczne.
Dlatego, jak podkreśla rajdowiec, najpierw musi się zmienić nasza mentalność, że auto nie jest ani wizytówką, ani prestiżem, tylko czymś, co pozwala się przemieszczać. Tym bardziej, że minicary są nawet dla młodzieży od 16 roku życia z prawem jazdy kategorii B1.
– Auto stanie się takim towarem jak lodówka, pralka, telewizor. Będzie pełniło funkcję, a nie stanowiło o prestiżu – dodaje Paweł Dytko. – To może być w pewnym stopniu proces odchodzenia od transportu publicznego, ze względu na sytuację covidową, żeby ludzie podróżowali w swoich kapsułkach, a nie stłoczeni w komunikacji publicznej.
fot. Jolanta Jasińska-Mrukot