Przed wojną w Dobrzeniu było trzynastu rzeźników. Gdzie? Prawie nikt tego nie wie, oprócz tych bardzo starych. Dobrzeński proboszcz, ksiądz Jan Polok, chce zadbać o przywrócenie pamięci miejscowych domów i ludzi.
Leszek Myczka: Rozumiem, że ksiądz od dawna nosi się z zamiarem „odkurzenia” dobrzeńskich kątów?
Ks. Jan Polok: Ludzie to historia. Chodzi mi o to, by ich dzieje pospisywać. Na naszych oczach Dobrzeń bardzo się zmienia. A to gdzieś umyka. Nikt o tym nie mówi. W dawnych czasach dziadek siadywał wieczorem z wnukami i opowiadał im o swoim życiu, o życiu innych ludzi z sąsiedztwa. Wiele osób żałuje dziś, że tych opowieści nie spisywały. Żyło się wówczas historią, opowieściami tych, którzy pamiętali. Dziś – nie do pomyślenia. Nie da się młodych oderwać od komórki czy komputera.
Tymczasem większości tych rzeczy, które opowiada dziadek w komputerze ani komórce się nie znajdzie. Rozmawiałem wczoraj z panią Heleną Kokot, która historię i Dobrzeń ma w małym palcu. Opowiadała mi o Mehlu, inicjatorze fabryki rękawiczek i pończoch. Niesamowite, jak ważny on był dla tego środowiska. Ilu ludziom dał zatrudnienie. Po pierwszej wojnie, gdy brakowało mężczyzn, stworzył warunki zatrudnienia dla kobiet. Dzięki temu miały z czego żyć.
Drugie takie miejsce to stocznia. Nikt dziś już nie wie jakie tam jednostki budowano. Może jeszcze żyje ktoś, kto to pamięta. Młodzi wiedzą tylko, że ta stara hala to była stocznia i koniec.
Czy da się jeszcze dotrzeć do tego jak wyglądała ta stocznia i co w niej produkowano?
Myslę, że tak, choć na pewno trzeba będzie poszperać tu i ówdzie w dokumentach i przepytać tych najstarszych. To ostatni moment, bo wymierają
A czy oni zechcą opowiadać?
Nawet chętnie. Zmieniły się już czasy. Do pewnego momentu autochtoni byli bardzo zamknięci w sobie. Dziś są już znacznie bardziej rozmowni. Są rzeczy o których mówią, szczególnie personalne, z zastrzeżeniem, żeby tego nigdzie nie publikować. Chodzi głównie o tragedie, także rodzinne, które tutaj także się przecież zdarzały. O wejściu armii sowieckiej do dziś niechętnie się mówi. Choć są tacy, którzy już nawet publikowali gdzieś opowiadania z tamtych czasów.
Ksiądz profesor Andrzej Hanich skrupulatnie zbierał materiały na ten temat i je opublikował.
Ja swego czasu pisałem o siostrach zakonnych z Dobrzenia. Jedna z nich widząc zbliżający się front sowiecki schowała się z podopiecznymi z domu starców w Pokoju, w stodole. Sowieccy sołdaci podpalili ją bez skrupułów. Wraz z siostrą zginęło tam wówczas szesnaście osób. Franciszek Sośnik zaproponował, żeby w miejscu tej stodoły postawić jakiś pomnik – i się udało.
Skąd zainteresowanie historią tego miejsca?
Ja już w szkole średniej bardzo interesowałem się historią. W seminarium także wybrałem pracę z historii. A historie ludzi potrafią być bardziej pasjonujące niż historia ogólna. Mam tę świadomość, że tych rzeczy jest bardzo wiele. Nie zamierzam chodzić po archiwach i grzebać w dokumentach. Chcę zbierać podania od ludzi. To fantastyczne tematy do prac magisterskich a nawet doktoratów. Trzeba tylko młodych do tego zachęcić. Wskazać im kierunek i niech oni wówczas dokumentują te rzeczy naukowo, w oparciu o archiwalia.
Do naszej parafii należy wieś Brzezie. Ona już teraz została włączona do Opola. Okazuje się że po wojnie połowę tej wsi zasiedlili mieszkańcy Podborców spod Lwowa. Ta wieś to fantastyczny przykład jak można żyć ze sobą razem – taka symbioza tam nastąpiła. Gdy ja tu przyjechałem w 1996 roku, to było ledwie trzy lata po otwarciu elektrowni. Powstało osiedle do którego przybyło około tysiąca ludzi z najróżniejszych stron Polski. Oni często myśleli ,że jadą wprost w paszczę lwa – taka była opinia o mniejszości niemieckiej. A tu spotkali się z serdecznym przyjęciem. Oczywiście pojedyncze przypadki, że ktoś kogoś wyzwał od hadziajów czy hanysów się zdarzały, ale to był bardzo wąski margines. Na początku chciano nawet osobną szkołę zrobić dla dzieci przyjezdnych. Na szczęście do tego nie doszło. I tak przez dzieci w szkole, a później przez małżeństwa to wszystko się zatarło.
Jaka formę miałaby przybrać ostatecznie praca księdza?
Myślę, że powinna to być książka, na dodatek bogato ilustrowana, bo jest przecież sporo pocztówek, starych, z ważnymi tekstami – nie tylko zdawkowymi, które pokazują jak i gdzie żyli ludzie którzy wyjechali stąd na chwilę albo na zawsze. Ludzie mają w domach sporo zdjęć. Oni to mają poopisywane. Na przykład Restauracja Słowik – to młodym już nic nie mówi. Nie chcę wchodzić w jakieś rodzinne historie. Zależy mi bardziej na historii domów – ale przecież domy to ludzie i odwrotnie. Na pewno chcę zacząć od rodziny Mehlów. Oni żyją i w Dobrzeniu i w Opolu i na pewno sporo materiałów jest w ich posiadaniu. Przed wojną w Dobrzeniu było trzynastu rzeźników – aż się prosi, żeby pokazać ich sylwetki, a ich rzeźnie i sklepy ich zlokalizować.
Fot: melonik