Opolski ratusz przygotowuje się do finansowania procedury in vitro. Niepłodne pary, które zdecydują się na zabieg in vitro, którego koszty wahają się od 10 do 12 tys. zł, będą mogły liczyć na wsparcie w wysokości 5 tys. zł z urzędu miasta. Projekt uchwały już jest.
Na konferencji prasowej w ratuszu prezydent Arkadiusz Wiśniewski tłumaczył, że jednym z punktów programu marcowej sesji będzie rozmowa o uchwale wprowadzającej miejski program in vitro.
CZYTAJ: Prof. Jarosław Mamala: Jako kandydat na rektora PO czuję się dyskryminowany [WIDEO]
– Inicjatywa wyszła od grupy radnych, których zaprosiłem dziś na konferencję – mówił Arkadiusz Wiśniewski. – By ją zrealizować, potrzebne są pieniądze, a ja jako prezydent mam inicjatywę do podejmowania takich korekt budżetowych w ciągu roku.
Radni Piotr Mielec, Przemysław Pytlik i Dariusz Chwist wskazywali, że inicjatywa jest cennym porozumieniem ponad podziałami.
Prezydent wskazywał natomiast, że problem bezpłodności to wyzwanie obecnych czasów, podobnie jak depopulacja regionu i kraju, a Opole chce być postrzegane jako miasto prowadzone politykę prorodzinną.
– Wątpliwości, czy taki program powinien być finansowany przez samorząd, cały czas zostają, ale nie mam już żadnych wątpliwości, że jeśli możemy pomóc rodzinom starającym się o dzieci, i to zgodnie z prawem, w oparciu o ustawę, to zdecydowanie warto to zrobić – argumentował prezydent Opola.
Program in vitro w Opolu może kosztować ok. 400 tys. zł rocznie. Jednorazowe wsparcie, jakiego miasto udzieli na tego typu zabiegi to 5 tys. zł.
– Program in vitro w podobnym kształcie funkcjonuje już w Polsce. Rekomendacją jest sukces, czyli to, ile dzieci się rodzi w ramach tego programu – mówił prezydent Arkadiusz Wiśniewski.
– Trzeba działać w taki sposób, by doceniać różne inicjatywy, tak by różne grupy społeczne miały możliwość realizacji swoich postulatów, jeśli one są w granicach prawa, a zabiegi in vitro są.
In vitro. Czym jest?
Jak powiedział dr n. med. Marek Tomala, in vitro jest leczeniem dla bezpłodnych par, tzw. leczeniem ostatniej szansy.
– Metoda ta dedykowana jest parom, które nie mogą mieć dzieci na wskutek chorób ginekologicznych, jak m.in. niedrożność jajowodów, bardzo słabe nasienie partnera czy endometrioza, nieregularne jajeczkowanie – wymieniał naukowiec. – To także rozwiązanie dla tych par, które po co najmniej roku starań nie mogą uzyskać ciąży.
– Metoda in vitro polega na tym, że pobiera się komórki jajowe od kobiety i plemniki od mężczyzny, następnie zapładnia się plemnikiem komórki jajowe oraz obserwuje się rozwój zarodków w laboratorium – tłumaczył dr n. med. Marek Tomala.
– Dalej zarodek podaje się do jamy macicy kobiety, a nadliczbowe zarodki się zamraża. Jeśli próba podania zarodka nie skończyła ciążą i porodem, to w następnym cyklu również podaje się zarodki, które kobieta ma zdeponowane. Zarodki zamraża się w ciekłym azocie w temperaturze minus 190-198 stopni Celsjusza – wyjaśniał.
Co się dzieje z niewykorzystanymi zarodkami?
– W Polsce oddaje się je do anonimowego dawstwa zarodków. Oznacza to, że są kobiety, które z różnych względów nie mogą mieć dzieci i nie zgadzają się np. na adopcję, mogą wychować własne dzieci. Wtedy podaje im się taki zarodek. Wszystko to jest ustalone, tzn. istnieje rejestr zarodków i rejestr dawców. W Polsce zarodki podaje się anonimowo, czyli rodzina nie wie nic o rodzicach swojego dziecka.
Dodajmy, że aby skorzystać z procedury in vitro trzeba spełnić kilka warunków. Wśród nich są wyniki badań, które udowodnią, że w ciągu 12 miesięcy przed przystąpieniem do programu, nie potrafiła zajść w ciążę w sposób naturalny.
Górna granica dla kobiet, które mogą starać się o in vitro to 42 lata.
Więcej w materiale wideo.
Fot. Anna Konopka