Oszukani i zniecierpliwieni rolnicy proszą ministra sprawiedliwości o objęcie nadzorem śledztwa w sprawie spółki NetOgród z Opola.
– Czekamy na pieniądze, których nie zwrócił nam NetOgród, śledztwo się ślimaczy, a podejrzani są na wolności – twierdzą rolnicy.
Wśród oszukanych są nie tylko opolscy rolnicy, ale z całego kraju. Łącznie do prokuratury zgłosiło się prawie dwustu poszkodowanych, którzy swoje straty wyliczyli na ponad 4 mln zł. Sami rolnicy mówią, że ofiar spółki jest więcej, tylko niektórzy wstydzą się teraz, że tak łatwo dali się nabrać.
NetOgród to firma z branży agro, która mieściła się przy ul. Strzeleckiej w Opolu. Oferowała wysokie ceny za zboże jesienią ub.r. i duże upusty przy zakupie środków ochrony roślin minionej zimy, więc chętnych nie brakowało. W pewnym momencie przestała jednak płacić za odebrane zboże i dostarczać nawozy, za które pobrała wcześniej zaliczki, nierzadko w wysokości 100 procent. Zdenerwowani rolnicy odbijali od drzwi spółki, która złożyła wniosek o upadłość.
Z danych opolskiej prokuratury wynika, że NetOgród zalega 200 rolnikom – z pieniędzmi za zboże lub zakupionymi nawozami. Niektórzy pogodzili się już z tym, że nie odzyskają pieniędzy.
– Człowiekowi tylko serce ściska, kiedy słyszy się, że oni wyszli za poręczeniem i to nie małym – denerwuje się jeden z opolskich rolników. – Przecież zapłacili naszymi ciężko zapracowanymi pieniędzmi i teraz się z nas śmieją.
Jemu NetOgród jest winny 50 tys. zł, ale są i tacy, którym spółka zalega 200, a nawet 400 tys. zł. Dlatego rolnicy mówią, że to taka opolska afera Amber Gold.
– A na wiosnę musiałem sprzedać traktor, żeby ruszyć z produkcją, w innym razie musiałbym zaciągnąć pożyczkę w banku, żeby przetrwać – dodaje nasz rozmówca.
Oszukani rolnicy zgłosili sprawę na policji i w prokuraturze, a 11 i 12 czerwca br. zatrzymano na terenie Polski w sprawie oszustw trzy osoby: właściciela nieistniejącej już na rynku spółki NetOgród Pawła K., jej prezesa Stanisława G. i pracownika firmy Konrada K. Usłyszeli oni zarzuty dokonania oszustw na szkodę ponad stu rolników, a sąd aresztował ich na trzy miesiące.
Na wniosek obrońców podejrzanych sąd zwolnił ich za poręczeniem majątkowym. Paweł K. wpłacił 300 tys. zł kaucji, prezes Stanisław G. 100 tysięcy, a kierownik działu sprzedaży spółki Konrad K. – 50 tys. złotych.
Czy wpłacone przez nich poręczenie może posłużyć do uregulowania części należności wobec rolników?
– Poręczenie stanowi własność konkretnej osoby, a nie spółki – podkreśla Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu. – A przełomu w tej sprawie nie ma, zarzuty nie uległy zmianie. Gromadzona i poddawana jest analizie dokumentacja, która doprowadzi do modyfikacji zarzutów podejrzanych.
Po upadłości okazało się, że na rachunku spółki NetOgród nie ma ani grosza, a wartość jej majątku jest mizerna. Natomiast zobowiązania spółki przekraczają 10 mln zł.
– Ujawniono przelewy na rachunki prywatne, prokurenta i udziałowca, ale w chwili zatrzymania na tych rachunkach też nie było pieniędzy – dodaje prokurator Stanisław Bar.
Zniecierpliwieni rolnicy zwrócili się pod koniec października do Zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych, by ta wystąpiła do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry o objęcie szczególnym nadzorem dochodzenia w tej sprawie, prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Opolu.
– Nic w tym dziwnego, ci ludzie nie śpią, bo ich okradziono – tłumaczy Marek Froelich, prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – To nie jest sytuacja, kiedy przywozimy płody rolne i od ręki nam się płaci. Przy podatku VAT jest to niemożliwe, płatność jest odwleczona w czasie. Są stare sprawdzone firmy, ale pojawiają się nowe. I to jest taka właśnie sytuacja.
Pracownicy spółki NetOgród mieli swoje metody działania. Jak mówią rolnicy, jeszcze nigdy nie spotkali takiej firmy która by tak familiarnie zachowywała się wobec rolników.
– Ze wszystkimi od razu przechodzili na ty, zaraz proponowali kawę – opowiada rolnik z województwa świętokrzyskiego. – A jak zabierali ode mnie zboże, to dali mi pomocnika, żeby szybciej załadować ziarno na ciężarówkę. Coś takiego jeszcze nigdy mi się zdarzyło, ale wtedy nie widziałem w tym nic złego, ani podejrzanego.
Inny z rolników mówi, że kiedy zabierali od niego drugą przyczepę ze zbożem, to dostał dużą butelkę wódki Mickiewicz. Miał ją wypić z żoną, kiedy na jego konto wpłyną pieniądze za zboże. Ale nie wpłynęły do dziś, a Mickiewicz stoi.