Jak prawa strona sejmu wybrała hańbę…
Prawicowy teatr absurdu w Sejmie osiągnął nowe wyżyny groteski. Jarosław Kaczyński, jego dwór, a także Konfederacja, zamiast poprzeć uchwałę w sprawie bezpieczeństwa Polski, postanowili zabłysnąć swoją tradycyjną strategią: histerią, obstrukcją i ogólnym robieniem z siebie pośmiewiska. Sejm przyjął uchwałę wyrażającą poparcie dla programu „Tarcza Wschód”, który ma zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Kto głosował przeciw? Oczywiście niezawodni strażnicy polskiej suwerenności rozumianej jako samodzielne wpadanie pod rozpędzonego tira.
Patriotyzm na opak.
Kiedy Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosił, że głosowanie nad uchwałą to egzamin z patriotyzmu, prawica postanowiła natychmiast oblać go w najbardziej widowiskowy sposób. Zamiast rzeczowej debaty usłyszeliśmy klasyczne okrzyki „Do Berlina!”, „Do Putina!” i pewnie zabrakło tylko tradycyjnego „Oddajcie pieniądze z Unii!”. Nie da się ukryć, że PiS i Konfederacja mają poważne problemy z geografią i logiką. W głosowaniu w Parlamencie Europejskim też głosowali przeciw wzmocnieniu wschodniej flanki NATO, bo – uwaga – uderza to w jedność Sojuszu. Prawdopodobnie ich podręcznik polityki obronnej kończy się na etapie zimnej wojny i lekcji o tym, że NATO to taki niewidzialny mur, który broni Polski sam z siebie.
Kaczyński na ratunek czyli jak nie wiedzieć nic.
Na scenę wjechał sam Jarosław Kaczyński. Z wysokości mównicy oznajmił, że cała ta uchwała to podstępna pułapka, której celem jest zniszczenie NATO. Kaczyński, jak zwykle, w formie. To ten sam człowiek, który przez osiem lat rządów przekonywał, że Polska ma stać w pierwszym szeregu sojuszu, a teraz nagle wychodzi na trybunę i stwierdza, że europejska obronność to zamach na suwerenność. Gdyby ktoś szukał definicji politycznej amnezji, proszę bardzo – oto najlepszy przykład.
Nieco wcześniej Kaczyński, pytany o zachowanie posła Jacka Ozdoby, który planował popychanie prokurator Wrzosek, zareagował jak zwykle: „Nic o tym nie wiem”. Właściwie, gdyby pod Sejmem spadł meteoryt i zniszczył pół Warszawy, prezes PiS zapewne stwierdziłby, że nie zna sprawy i że to prowokacja Donalda Tuska.
Konfederacja – od zawiadomienia o zdrajcach do kochania Rosji.
Konfederacja w swojej politycznej ekwilibrystyce przekroczyła kolejną barierę śmieszności. Jeszcze kilka lat temu, gdy ktoś mruknął coś o ograniczaniu polskiej armii, gotowi byli składać doniesienia do prokuratury o zdradę stanu. Teraz, gdy przyszło głosować nad projektem wzmacniającym naszą obronność, ich przedstawiciele zaczęli się zachowywać jak najbardziej zagorzałe lobby putinowskie. „To rozbija NATO!” – krzyczał Krzysztof Bosak, udając, że nie widzi, iż NATO jako całość od dawna wspiera takie inicjatywy. Dziwna to przypadłość – Kołodziejczak widzi wszędzie niemieckie spiski, Mentzen tropi masońskie układy, a Bosak najwyraźniej widzi w NATO zamach na NATO.
Czy to ma jakieś znaczenie?
Na szczęście Polska nie jest jeszcze w rękach tych szaleńców. Uchwała przeszła, PiS i Konfederacja pozostali na marginesie, a ich próby wytłumaczenia się z porażki brzmią coraz bardziej żałośnie. Donald Tusk podsumował to najtrafniej:
„Mieli do wyboru: poparcie uchwały albo hańbę. Wybrali hańbę, a uchwałę i tak przegłosowaliśmy.”
Czy PiS i Konfederacja zrozumieją, że obrona Polski wymaga współpracy z Europą i NATO? Nie łudźmy się. Będą dalej organizować happeningi pod Sejmem, zwoływać konferencje, na których będą udowadniać, że bezpieczeństwo Polski najlepiej broni się krzykiem, pretensjami i życzeniowym myśleniem. I nie zdziwmy się, jeśli następnym razem przy głosowaniu o budowie nowego czołgu krzykną „Do Moskwy!”.