Z Markiem Froelichem, prezesem Izby Rolniczej w Opolu, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Przed Sejmem zobaczyliśmy rolników układających głowy kapusty, w tym rozumieniu, że to głąby opowiadające się za „Piątką Kaczyńskiego”. Wśród demonstrujących byli też przedstawiciele izb rolniczych. Do tej pory wieś popierała PiS…

– Izby Rolnicze nie mogą demonstrować, chyba, że ktoś indywidualnie, jako rolnik, to inna sprawa. To prawda, że rolnicy poparli PiS, bez rolników ani władzy nie mieliby w Sejmie, ani nie byłoby tego prezydenta. A teraz nagle dostaliśmy po twarzy. Kiedy już zdobyli władzę, to odwrócili się od rolników. I odwołali ministra Ardanowskiego, który wie, jakim zagrożeniem dla rolników jest „Piątka Kaczyńskiego”, więc głosował przeciwko i został za to wyrzucony. Na jego miejsce wprowadzono kogoś, kto wymyślił „piątkę” i przepuścił ją przez Sejm. To jest tak, jakby ktoś rolników opluł. Rolnicy niczego nie oczekują od rządu, a tylko przewidywalnych warunków.

– To co z tą „Piątką Kaczyńskiego”?

Jeżeli ktoś coś takiego wymyślił, a nie przedyskutował tego z rolnikami, z całym środowiskiem rolniczym, to pojawia się problem. Najpierw trzeba oddzielić zwierzęta futerkowe od zwierząt domowych, bo to są dwa odrębne światy. A potem, jakbyśmy zaczęli zajmować się futerkowymi, to trzeba rozpocząć rozmowę od poprawienia dobrostanu tych zwierząt. O przestrzeni dla nich, trzeba iść w tą stronę, jeśli chce się zrobić coś dobrego dla tych zwierząt. Te fermy często są zlokalizowane obok ubojni i zakładów przetwórczych, od których odbierają odpady poubojowe. Te fermy niejako w sposób naturalny utylizują resztki. To jest wszystko obieg zamknięty. Jeśli ta ustawa przejdzie, to hodowcy przeniosą się do Czech, oni tam będą bardzo się z tego cieszyć. Kiedy zakazano hodowli w Holandii, to hodowcy przenieśli się do Danii. Rolnictwo to zespół naczyń połączonych, więc jeśli wyjmiemy jakiś element, już nic nie będzie bezawaryjnie działać. Konsekwencje takich działań odczują wszyscy. Wcześniej nie przeprowadzono analizy skutków ekonomicznych takich zapisów ustawowych. Połowa Polaków jest w różny sposób powiązana z rolnictwem, a jeden człowiek potrafi tak ich zlekceważyć.

– Czy rolnicy protestują w sprawie zwierząt futerkowych, bo nie sądzę?

To jest jeden z argumentów, bo cała branża pójdzie do piachu. Przecież sobie trzeba zdawać sprawy z tego, że tam zatrudniani są ludzie na różnych etapach produkcji. Tutaj konieczny jest dziesięcioletni okres przejściowy. Kolejna sprawa, to przyznanie aktywistom prawa odbierania zwierząt, oni mogliby wejść do gospodarstwa bez powiatowego lekarza weterynarii i według własnego uznania odbierać ludziom ich własność, jeśli uznają, że zwierzęta żyją w niegodnych warunkach. To trzeba całkowitego niezrozumienia, bo to w interesie rolnika jest, żeby to zwierze urosło i było dorodne, a to ma szanse się zadziać tylko i wyłącznie wtedy, kiedy zwierzę będzie w dobrych warunkach. Aktywista bez przygotowania, bez wiedzy, może mieć inny punkt widzenia, jak to zwierzę powinno być trzymane. Na przykład ktoś taki zobaczy zimą bydło pod gołym niebem zimą, albo pod plandeką może i zażądać centralnego ogrzewania, a to jest normalna hodowla!

– Jednak zdarzają się przypadki złego traktowania zwierząt.

– I wśród biskupów są czarne owce. Obecnie nie ma takiej możliwości, żeby zrobić coś, co jest niezgodne z dobrostanem zwierząt. W gospodarstwach jest teraz wiele obostrzeń, a lekarze weterynarii są często u rolników. Rozumiem, jeśli aktywiści wskażą lekarzowi weterynarii, że w którymś gospodarstwie źle się dzieje i konieczna jest interwencja. Ale nie coś takiego, że to aktywista odbiera zwierzęta rolnikom! Podkreślę, że my nie jesteśmy przeciwnikami dobrostanu zwierząt, taka opinia jest uwłaczająca dla rolników. A to, że rolnik krowy gwałci…

– …no nie, takich rzeczy nie można opowiadać!

To jest szaleństwo, co się wygaduje pod adresem rolników. Jak tak dalej pójdzie, to zaczną likwidować gospodarstwa i  nastąpi odpływ z rolnictwa, bo jest wielka niepewność, co będzie dalej. Mogą całe fermy pójść do likwidacji, bo emisja dwutlenku węgla związana z hodowlą powoduje efekt cieplarniany. Ceny wołowiny już dramatycznie spadły. Dodajmy jeszcze te głosy, które się pojawiają, żeby opodatkować mięso, bo wszyscy mają przejść na dietę wegetariańską. Cukier już opodatkowano, bo niby niezdrowy…

– Kolejny punkt z „Piątki Kaczyńskiego” to ubój rytualny.

Polska jest w Europie pierwszym producentem drobiu, mówimy o brojlerach. A teraz ktoś wymyśla „Piątkę”, a ponad 40 procent tych brojlerów trafia do specjalnych ubojni, gdzie jest ubój rytualny. Potem to wszystko trafia do Azji, a oni nie zmienią przecież swoich zwyczajów, nawyków, nie przestaną korzystać z uboju rytualnego. Podobnie z bydłem, oni nie zaprzestaną jeść mięsa po rytualnym uboju. To mięso z ubojni rytualnych jest droższe, a na takich decyzjach stracą tylko nasi producenci. Siądzie polski eksport polski, a to jest 11 miliardów złotych rocznie. Jeśli więc dzisiaj mamy 100 mld zł deficytu budżetowego, to przez spadek eksportu dojdą kolejne miliardy, przez Jarosława Kaczyńskiego. Kolejne punkty „Piątki Kaczyńskiego” dotyczą utrzymania zwierząt na uwięzi. Głównie chodzi o psy i tutaj nie mam zastrzeżeń, bo o tym się mówi już od lat, żeby zwierzęta miały kojce.

– Co ciekawe, to „Piątka Kaczyńskiego”, ale poparła ją także większość opozycji.

– Ta ustawa została tak obmyślona, wrzucono do niej wszystko po to, żeby posłowie opozycji, Platformy Obywatelskiej, nie mogli tego zanegować, bo wystawią się na atak aktywistów od zwierząt i dużej części swoich wyborców. A PiS pozwoli to na wewnętrzne policzenie „szabli”, kto za, kto przeciw…             

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.