Aleksandra Konefał, opolanka która na co dzień pracuje w dziekanacie Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu w kwietniu minionego roku zadebiutowała jako pisarka. Jej książka „Lee Schubienik” – powieść przygodowa z elementami horroru gotyckiego została ciepło przyjęta przez czytelników i krytyków. 

Aleksandra Konefał jest opolanką i absolwentką historii na UO. Od dziesięciu lat prowadzi bloga pt. „My Artistic Asylum”, na którym oprócz recenzji filmów, seriali oraz wydawnictw płytowych publikuje porady dla początkujących pisarzy.

Jej debiutancka powieść „Lee Schubienik”, która w kwietniu 2020 roku została wydana nakładem wydawnictwa Novae Res, łączy w sobie elementy powieści młodzieżowej, przygodowej, obyczajowej, romansu i gotyckiego horroru.

– Powieść jest pełna odniesień do popkultury, a klimatem nawiązuje do literackiej twórczości Edgara Allana Poe’go oraz mistrza filmowej groteski Tima Burtona – wyjaśnia Aleksandra Konefał.

Fabuła koncentruje się na postaci 17-letniej Alicji, córki przedwcześnie owdowiałego barona, zamieszkującego upiorne miasteczko Statton.

– Zrozpaczona po śmierci matki i przytłoczona pasmem nieszczęść dziewczyna spotyka na swojej drodze tajemniczego mężczyznę, który zapowiada, że ma zamiar popełnić samobójstwo – opowiada autorka. – Gdy jednak pomiędzy Alicją, a niedoszłym wisielcem zaczyna rodzić się przyjaźń, okazuje się, że mężczyzna jest jeszcze dziwniejszy, niż okoliczności, w jakich się poznali…

Powieść grozy?

W „Lee Schubieniku” znajdziemy więc wszystko, czego czytelnik oczekuje od powieści grozy: wielkie, mroczne, opustoszałe i pełne czekających na rozwiązanie zagadek domostwo, tajemnicę i charyzmatycznych bohaterów.

– Nie jest to jednak typowa powieść grozy, w której leje się krew, a czytelnik epatowany jest przemocą i wulgarnością – zapewnia Aleksandra Konefał. – Groza w „Lee Schubieniku” wzięła się z moich fascynacji literaturą, filmami i serialami, których fabuły pełne są niedopowiedzeń i zagadek. A także z fascynacji pełną zjawisk paranormalnych literaturą romantyczną. Przemyciłam te elementy w swojej powieści. Dało też o sobie znać moje zamiłowanie do rzeczy niejasnych, nieodgadnionych i tajemniczych. Pozbierałam elementy, które mnie inspirowały i ostatecznie książka nabrała cech powieści grozy, ale nie jest to typowy horror.

Jako jedną z inspiracji autorka wskazuje mistrza klasycznych opowieści grozy, Edgara Allana Poe.

– Inspirowałam się nim od zawsze. Jego opowieści, mimo że dość ciężkie w odbiorze i przesycone makabrą, mają w sobie nutkę romantyzmu. W ich tle pojawiają się historie niespełnionych, tragicznych miłości i właśnie ten wpływ Edgara Allana Poe w mojej historii widać najmocniej. Wykorzystałam też klasyczne edgarowe rekwizyty. Jednak mimo scenografii jak z horroru, sama opowieść to raczej młodzieżowa obyczajówka z elementami grozy.

Skąd pomysł?

– Geneza powstania tej historii sięga czasów, gdy jako nastolatka po raz pierwszy sięgnęłam po serię o Harrym Potterze – opowiada autorka. – Pamiętam swój zachwyt światem wykreowanym przez J. K. Rowling i prostotą jej stylu. Już wtedy wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek wydam własną książkę, będzie ona napisana w duchu młodego czytelnika, ale przy założeniu, że może spodobać się również starszym odbiorcom. Chciałam też, żeby była napisana prostym językiem, który nie męczy czytelnika.

Praca nad książką trwała dziesięć lat. – Ale nie dlatego, że powieść jest tak bardzo rozbudowana – mówi Konefał. – Raczej dlatego, że pierwsze rozdziały, które pisałam jeszcze na studiach miały charakter rozrywkowy, nie sądziłam, że ta historia kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Co prawda nachodziła mnie myśl, że fajnie byłoby wydać coś swojego, ale nie byłam przekonana, że właśnie tę historię. Jednak „Lee Schubienick” nie dawał mi spokoju. Nie byłam w stanie napisać nic innego, dopóki nie skończę tej opowieści. Bardzo motywowała mnie koleżanka, która była moją pierwszą recenzentką i chciała wiedzieć co dalej. Nie miałam więc wyjścia – spięłam się i dokończyłam historię.

Pisarka przyznaje, że praca nad pierwszym tomem była przygodą. – Nic mnie nie ograniczało bo zbudowałam sobie od podstaw całkowicie fikcyjny świat. Celowo nie zaznaczyłam też w jakich ramach czasowych rozgrywa się moja historia. Na podstawie elementów scenografii, rekwizytów zasygnalizowałam jedynie, który to wiek. Z wykształcenia jestem historykiem, więc budowanie od podstaw historii na moich własnych zasadach sprawiło mi ogromną satysfakcję i frajdę.

Debiut w czasach zarazy

Wydanie debiutanckiej powieści opolanki zbiegło się w czasie z pandemią koronawirusa co, jak mówi, nieco utrudniło promocję książki.

– Po pierwszych działaniach promocyjnych w lokalnych mediach, nagle zostałam zmuszona do zaprzestania tradycyjnej aktywności i przeniesienia jej do sieci – opowiada pisarka. – Książka pojawiła się na rynku, a ja nie miałam możliwości kontaktu z czytelnikami na spotkaniach autorskich. Jednak ku mojemu zdziwieniu, informacja o moim debiucie błyskawicznie rozeszła się wśród tzw. bookstagramerów, których działalności zawdzięczam najwięcej. Dzięki nim wzięłam też udział w kilku spotkaniach live na Instagramie. Mój debiut w czasach pandemii był więc przede wszystkim internetowy. Dopiero w lipcu, po zakończeniu lockdownu miałam możliwość, by zorganizować pierwsze spotkanie autorskie w klubokawiarni OPO.

„Lee Schubienik” zebrał pozytywne recenzje zarówno wśród czytelników, jak i krytyków. – Bardzo bałam się pierwszych recenzji po wydaniu książki i tego jak zostanie odebrana przez czytelników. Moje obawy jednak nie potwierdziły się. Owszem, zdarzały się glosy rozczarowania, bo ktoś spodziewał się horroru, a dostał raczej powieść obyczajową, ale ja to jak najbardziej to rozumiem. Nie jesteśmy przecież w stanie trafić w gusta wszystkich. Jednak ogólny odbiór był dobry i z tego się bardzo cieszę, tym bardziej, że to mój debiut.

Uwagę przykuwa okładka książki, która wzbudza skojarzenia z klasycznymi młodzieżowymi opowieściami z dreszczykiem i estetyką filmów Tima Burtona.

–  Okładkę zaprojektowało wydawnictwo Novae Res – mówi Konefał. – Do ostatniej chwili nie wiedziałam jak będzie wyglądać. Zasugerowałam, że widzę ją jako rysunkową, nieco groteskową i niepokojącą. Kierując się moimi wskazówkami, wydawnictwo zaprojektowało taką okładkę, że kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że to jest to. Że lepszej nie mogłabym sobie wyobrazić.

Powieść doczeka się kontynuacji. – Drugi tom chciałabym skończyć i wydać w przyszłym roku – zapewnia pisarka. – Zakończenie pierwszej części jest na tyle otwarte, że sporo osób czeka na domknięcie większości wątków. Czuję jednak, że nie będzie to łatwe zadanie.

Pisanie – praca czy pasja?

– Piszę w czasie wolnym, nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić to zawodowo. Przypuszczam, że po prostu bym się znudziła – przyznaje opolanka. – Dopóki mam pracę, z której się utrzymuję i dodatkowo mogę robić to, co lubię – mam motywację, żeby robić to dalej.

Aleksandra Konefał podkreśla, że preferuje pisanie spontanicznie i intuicyjnie. – Tak pracuje mi się najlepiej. Wystarczy, że mam ogólny zarys historii, ale do końca nie wiem co się wydarzy.

– Na moim blogu dzielę się swoimi osobistymi przemyśleniami i radami, które pomagają mi pracować bo nie lubię planowania i schematów. Nie lubię zamykać się określonych ramach, siadać z kartką i planować, co wydarzy się w danym rozdziale. Mam ogólny zarys fabuły, ale wolę kiedy historia prowadzi mnie za rękę i pozwala samą siebie zaskakiwać. Najlepiej piszę, kiedy targają mną emocje. Wtedy historia nabiera rozmachu, nawet jeśli to, co pojawia się na papierze nie jest tożsame z tym, co sobie zaplanowałam. Pisanie to nieustająca przygoda.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze