Na Opolszczyźnie od stycznia do końca sierpnia tego roku zmarło o 1645 osób więcej niż w podobnym okresie 2020 roku.

Ten dramatyczny wzrost śmiertelności, spowodowany pośrednio i bezpośrednio epidemią Covid-19, nasilił jeszcze proces depopulacji w naszym regionie, a także w całej Polsce. O tym, że w 2050 roku co trzeci Polak będzie miał powyżej 63 lat, było już wiadomo przed pandemią. Nie pomaga też zatrute środowisko, które sprawia, że średnia życia Polaków znów zaczęła się obniżać.

Obecnie jednak za dużym wzrostem śmiertelności stoi epidemia koronawirusa i wiążąca się nim utrudniona dostępność do leczenia innych chorób niż Covid-19.

Na Opolszczyźnie aż jedna trzecia „nadprogramowych” zgonów występuje w Opolu. W stolicy naszego województwa w 2021 roku od 1 stycznia do 31 sierpnia zmarło o 563 osoby więcej niż w analogicznym okresie 2020 roku.

Na Opolszczyźnie umiera też więcej ludzi niż się rodzi. Przykładowo w stolicy województwa od stycznia do końca sierpnia tego roku zmarły 2053 osoby, a na świat przyszło 2021 dzieci. Rok temu, w tym samym okresie, zmarło 1490 osób, a urodziło się 1734 dzieci.

Pozornie bilans wygląda nieźle, ale trzeba wziąć pod uwagę, że na opolskiej porodówce rodzą kobiety z całego województwa, które potem z dziećmi wyjeżdżają do swoich miejscowości.

W Kędzierzynie-Koźlu, drugim największym mieście Opolszczyzny, od 1 stycznia do 31 sierpnia 2021 r. zmarły 702 osoby, o 181 więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Niestety, liczba urodzeń nie nadgoniła zgonów. W 2021 roku od 1 sierpnia do 31 stycznia w Kędzierzynie-Koźlu na świat przyszło 308 dzieci, a rok wcześniej w tym samym okresie 284. To oznacza, że w tym mieście umiera dwa razy więcej ludzi niż się rodzi.

Dane z Krapkowic na pierwszy rzut oka cieszą, bo wynika z nich, że rodzi się tam dwukrotnie więcej niż umiera. Od 1 stycznia do 31 sierpnia 2020 roku zmarło 212 osób, a urodziło się 592. W tym roku w analogicznym okresie zmarło 199 osób, a na świat przyszło 506 dzieci.

Jednak w miejscowym USC chłodzą radość, bo sytuacja jest podobna jak w Opolu – na krapkowicką porodówkę w czasie pandemii trafiają kobiety z różnych okolic, więc liczba urodzeń pokazuje nierzeczywisty obraz tej gminy.

Starzejemy się i umieramy. Według prognoz ONZ, na koniec obecnego stulecia liczba Polaków z obecnych 38 mln zmniejszy się do 24 mln, czyli do liczby tuż po zakończeniu krwawej dla nas II wojny światowej! Tylko że po 1945 roku miał kto rodzić dzieci, a teraz z roku na rok spada liczba kobiet w wieku rozrodczym. Kobiety z ostatniego wyżu na początku lat 80. mają dziś 40 lat i przeważnie jedno dziecko.

To zła prognoza dla naszych dzieci, wnuków i prawnuków, bo przyjdzie im pracować dłużej i więcej, żeby utrzymać siebie oraz stale rosnącą rzeszę emerytów.

– Trzeba bić na alarm! Demografia w Polsce z XXI wieku będzie jedną z najgorszych na świecie. Tak duża zmiana oznacza praktycznie potrzebę „wymyślenia” kraju na nowo – przestrzega Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju (cytat za Onetem).

Coraz częściej w krajach bogatych promuje się wielodzietność, pokazując, że dzieci i zawodowa kariera nie stoją w sprzeczności. Przykładem choćby Ursule von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej i matka siedmiorga dzieci. Problemów z dzietnością nie mają Francja i Szwecja i wcale nie jest tak, że za wzrost demograficzny, jak to się powszechnie u nas uważa, odpowiadają imigranci. To norma, że rodowite Francuzki czy Szwedki z klasy średniej mają minimum dwoje dzieci.

Tylko w krajach zachodu pracujące matki mogą liczyć na daleko posuniętą pomoc, przywileje i opiekę państwa, a w systemie tym „pieniądze za dzieci” nie odgrywają wcale głównej roli. U nas rząd PiS dał 500 plus i uważał, że Polki będą rodzić. Po pierwsze, zmiana myślenia wymaga czasu a po drugie bezmyślne rozdawnictwo, nie jest polityką prorodzinną.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Jeden komentarz

  1. Rozwalili kraj doszczetnie, nakazali rodzic uposledzone plody i wielkie zdziwienie ze dzieci sie nie rodza. Nie wiem czy sie bardziej smiac czy plakac. Tylko wariat albo jakis nawiedzony zwolennik obecnej wladzy zdecyduje sie na dziecko w tym kraju. Powodzenia.

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.