Jutro druga tura wyborów samorządowych. Mieszkańcy Opola, Brzegu czy gm. Lubsza, ponownie będą wybierać swoich włodarzy. Mówi się, że te wybory są sprawiedliwsze, bo na radnego głosowaliśmy w jednomandatowych okręgach wyborczych. Może i sprawiedliwsze, ale nie sprawiedliwe.
Wymagajcie od swoich radnych, nawet jeśli na nich nie głosowaliście
Przede wszystkim w okręgach, gdzie było trzech i więcej kandydatów na radnych, wygrywał ten, który zdobył względną większość głosów. Nie musiał zdobyć 50 proc. wszystkich głosów + 1 głos, by tak jak wójt lub burmistrz zdobyć mandat, ale wystarczyło mu np. 35 proc. wszystkich głosów, jeśli ze wszystkich kandydatów zdobył ich najwięcej.
Uczciwość nakazywałaby, aby w okręgu przeprowadzono drugą turę wśród dwóch kandydatów (tak jak w wyborach na wójtów, burmistrzów i prezydentów), którzy zdobyli największą ilość głosów.
Nie zmienia to tego, że radny reprezentuje wszystkich mieszkańców okręgu i każdy zainteresowany ma prawo kontaktować się z nim w ważnych dla okolicy sprawach, obojętne czy na niego głosował bądź nie. Radny w tym wypadku łaski nie robi. Jest bowiem sługą wyborców.
***
„Nie o take Polske walczyliśmy”
Polska demokracja jest kaleka. Tak naprawdę trudno ją nazwać demokracją – władzą ludu. Wymienię przykłady:
– To prezesi partii politycznych wybierają kandydatów na posłów, na których mają głosować wyborcy;
– politycy nie ponoszą przed wyborcami praktycznie żadnej odpowiedzialności;
– posłowie przejmują się opinią prezesa swojej partii, ale nie głosem wyborcy, bo to prezes partii pozwala kandydować ze swoich (partyjnych) list;
– wielu wyborców do swoich politycznych faworytów podchodzi bezmyślnie – ludzie w większości głosują za wizerunkiem medialnym;
– referendum w Polsce to fikcja – rządy w Polsce praktycznie w ogóle nie pytają ludzi o zdanie.
Praktycznie nie ma w Polsce konsultacji społecznych. Bezczelność władzy i pogwałcenie naszych praw zachodzi już tak daleko, że władza totalnie „ignoruje”, tzn. niszczy lub „nie zauwaza” głosów zebranych pod obywatelskimi projektami referendów, projektów ustaw i wszelkich innych pomysłów.
***
Naukowcy już dawno stwierdzili, że słowa to tylko 7 procent komunikatu na jaki człowiek zwraca uwagę. Ludzi interesuje wizerunek, czyli 93 proc. z treści komunikatu: mowa ciała, zachowanie, ubiór, to czy polityk jest ładny, wysoki bądź niski.
W praktyce oznacza to, że nie ważne czy polityk ma rację czy nie, ale czy jest ładny i fajny medialnie.
Wyznacznik jakim kierują się wyborcy to również konformizm, a więc to, czy kandydat jest popierany przez innych wyborców. Stąd media wokół niektórych kandydatów wywołują negatywny klimat, a innych popierają, kojarząc ich np. z „młodymi, wykształconymi z wielkiego miasta”.
Według tych massmediów mieszkanie na wsi to wstyd, a mieszkańcy miast z góry określani są kimś lepszym
Samo mieszkanie w "wielkim mieście" jest więc nobilitacją. Tymczasem jeśli media kłamią i manipulują nawet w tak błahych sprawach jak mieszkanie na wsi bądź mieście, to jak dopiero muszą kłamać, gdy chodzi o poważne sprawy, np. zbadanie czy kontrakt na budowę autostrady był uczciwy?
Robert Cialdini, specjalista od wpływu społecznego twierdzi, że jedynie 5 proc. populacji to inicjatorzy. Reszta to naśladowcy. Naśladowcy potrzebują nie tylko inspiracji, ale lidera, który ich w jakimś kierunku poprowadzi. Obojętnie jakim. Po prostu stado potrzebuje przywódcy. Tak jest w świecie zwierząt jak i ludzi. Psychologia społeczna.
Wyborcy-frajerzy
Jako wyborcy jesteśmy „kantowani” na każdym kroku. Głosy wyborców w Polsce liczą się tylko wtedy, kiedy mają zapewnić sukces polityczny (wysokie pensje) swoim politycznym idolom.
Od 1945 roku w Polsce było tylko sześć referendów. W dodatku referendum jest ważne dla władzy tylko wtedy, kiedy frekwencja przekroczy w nim 50 proc! Idąc tą logiką, ostatnie wybory parlamentarne czy samorządowe należy uznać za nieważne, bo brało w nich udział mniej niż 50 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania.
By podać kolejny przykład, jak władza nas wyborców, ma w głębokim poważaniu: niedawno Sejm odrzucił wniosek o referendum w sprawach zmian emerytalnych (rządowa „kradzież” pieniędzy z OFE), chociaż zebrano około 2 500 000, słownie: dwa i pół miliona podpisów.
Postulat brzmi: zacznijmy być obywatelami. Stwórzmy państwo w którym prawo będzie równe dla wszystkich i tak skonstruowane, aby wygrywał zdrowy rozsądek. Oczywiście koniecznym elementem takiego układu są wolne i obiektywne media.
Niech w Polsce wszyscy: rodziny, emeryci, single, starzy i młodzi, geje i lesbijki, przedsiębiorcy, pracoholicy i lenie, urzędnicy i rolnicy, ładni i brzydcy, chorzy i zdrowi, wyborcy prawicowi, centrowi i lewicowi – czują się bezpiecznie, a reguły gry będą równe i jasne dla wszystkich.
Za głosy nieważne odpowiadają organizatorzy wyborów
Ostatnie wybory do Sejmików bezapelacyjnie zostały albo zmanipulowane, albo totalnie spartaczone. Jeśli aż tyle głosów, bo aż 18 proc., jest nieważnych, to winę ponoszą organizatorzy wyborów i to oni powinni ponieść odpowiedzialność: finansową, karną i polityczną.
Tymczasem my, zwykli obywatele, wystarczy, że w zeznaniu podatkowym pomylimy się o kilka groszy i już grozi nam odpowiedzialność karno-skarbowa. Zresztą, proszę zwrócić uwagę jak brzmi samo słowo „zeznanie” – dlaczego my – Obywatele, mamy zeznawać. Nic nie zrobiliśmy. Samo to określenie kwalifikuje nas z góry jako niewolników tego łapówkarsko-podatkowego systemu, w którym przyszło nam żyć.
W Polsce demokracja jest na coraz niższym poziomie. Polska z 1994 roku w porównaniu do tej obecnej, to wolny kraj. Stopień zakłamania i tendencyjności wielkich oraz rzekomo poważnych mediów, urąga wszelkim zasadom obiektywizmu i jakiejkolwiek uczciwości.
"Dziennikarze"
Dzisiaj dziennikarze stają się propagandystami, a zamiast być pośrednikiem w przesyłaniu informacji pomiędzy nadawcą (politykiem, wydarzeniem, itd.) a odbiorcą (widzem, czytelnikiem, słuchaczem, użytkownikiem), to dziennikarze, często żyjący z chamskiego przedstawiania cudzych życiowych nieszczęść, kojarzą się (słusznie) wielu osobom z panną lekkich obyczajów.
Winni są również wyborcy
W obecnym systemie wyborcy w ogóle nie poczuwają się do współodpowiedzialności za swoje wybory. Myślę, że gdyby to wyłącznie zwolennicy rządu i jego reform emerytalnych ponosili koszty za łamanie przez niego prawa (konstytucji, umów społecznych i międzynarodowych, itd.), to może zrozumieliby wreszcie, że głosując trzeba się zastanowić i być odpowiedzialnym za swoje wybory. A w ogóle kłamstwem jest mówienie, że ludzie w swej większości chcą wolności. Ludzie bowiem chcą „spokoju”, choćby zbudowanego na kłamstwie i tchórzostwie, chcą jeść, oglądać telewizję i mieć gdzie spać.
Rober Cialdini tego nie zmyślił: jedynie 5 proc. ludzi to inicjatorzy. Właśnie w tchórzostwie i nie interesowaniu się sprawami ogółu, sprawami swojego losu, braku odwagi wzięcia swojego życia we własne ręce, możemy znaleźć przyczyny współczesnych polskich porażek.
Przyjrzyjmy się Szwajcarii
W Szwajcarii referenda odbywają się czasem kilka razy do roku (tak często głównie na szczeblu lokalnym), ponieważ tam wyborcy są szanowanymi przez władzę obywatelami.
I tak na przykład, we wrześniu 2010 roku w Szwajcarii odbyło się referendum w sprawie zmian w przepisach prawnych dotyczących zasiłków dla bezrobotnych. Większość głosujących poparła rządowy projekt reformy.
3 lutego 2011 roku w Szwajcarii odbyło się referendum dotyczące inicjatywy "Dla ochrony przed przemocą z użyciem broni”. W skrócie, chodziło o ograniczenie dostępu Szwajcarom do broni. 56,3 proc. obywateli sprzeciwiło się pomysłom ograniczenia dostępu do broni. Frekwencja wyniosła 48,8 procent. U nas referendum to zostałoby uznane za nieważne z uwagi na zbyt małą liczbę głosujących.
Warto nadmienić, że i w Szwajcarii są „obiektywne media”, które przed głosowaniem informowały o przeważającej liczbie zwolenników ograniczenia prawa do broni. Jednakże dojrzali Szwajcarzy sami wybierają co jest dla nich lepsze.
To powszechny dostęp obywateli do broni uratował Szwajcarów przed agresją Hitlera. Hitler miał „wielki apetyt” na bogatą Szwajcarię, ale koszty jakie poniosłyby Niemcy byłyby zbyt duże. Gdyby 3 miliony Szwajcarów broniąc swoich domów zaczęłoby strzelać, inwazja III Rzeszy byłaby katastrofą.
Jutro Szwajcarzy zagłosują w referendum, czemu sprzeciwiał się Bank Szwajcarii (który chciał je zablokować, ale ponieważ w Szwajcarii jest autentyczna demokracja, to referendum się odbędzie), za zwiększeniem rezerw minimalnych złota. Możliwe, że urosną ceny franka, podrożeje złoto, ale wszystko zgodnie z interesem narodowym Szwajcarów.
Tylko, że obok zwiększenia rezerw złota, Szwajcarzy zagłosują jutro nad Kwotami Imigracyjnymi, tzn. o ograniczenie napływu obcokrajowców. O tym media w Polsce nie donoszą.
Jak czytamy na money.pl w tekście „Referendum w Szwajcarii. Ograniczą napływ imigrantów?”:
"Stowarzyszenie Ekologia i Populacja (Ecopop) zgłosiło propozycję w sprawie ustanowienia bardzo restrykcyjnego ograniczenia liczby imigrantów, którzy mogą zostać w Szwajcarii. Domaga się ono, by wzrost ich liczby nie przekroczył 0,2 proc. rocznie powyżej średniej z trzech ostatnich lat. Chce też przeznaczenia 10 proc. ze środków pomocowych dla krajów rozwijających się na promocję kontroli urodzin w tych krajach".
Kontrola urodzin, to eufemizm, bo chodzi o to, aby ludzie w biednych krajach się nie rozmnażali i nie przyjeżdżali w celu uzyskania pomocy społecznej do Szwajcarii. Jednakże Szwajcaria w przeciwieństwie do Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemiec (demografowie przewidują, że w 2050 roku będzie tam żyło 40 mln Niemców i 50 mln Turków), nie stanie się dzięki mądrości wolnych obywateli – Szwajcarów, państwem islamskim.
Ankieta
Tymczasem czytelnikom proponuję ankietę, w której będą mogli odpowiedzieć czy w obecnym systemie politycznym w Polsce, czują się wolnymi ludźmi.