Kiedy komin z ZOO przestanie wreszcie zatruwać okolicę? – pytają wszyscy, którzy korzystają rekreacyjnych uroków Parku Nadodrzańskiego i wyspy Bolko.

O tym, że kotłownia w ogrodzie zoologicznym jest jednym z największych trucicieli w mieście, stale podkreślają aktywiści Opolskiego Alarmu Smogowego (OAS). Temat jest wałkowany od wielu lat, ale od jesieni do wiosny z komina kotłowni pamiętającej PRL nadal bucha dym, spowijający okolicę. Ekolodzy kąśliwie komentują, że zwierzęta w zoo żyją w największej wędzarni w mieście. Krytykują ratusz, że planuje kolejne inwestycje, stadion czy aquapark, a nie chce dbać o zdrowie opolan i zwiedzających ogród zoologiczny.

ZOO, będące jednostką Miasta Opola, przekonuje, że ten stan nie jest im obojętny.

– Zmiana systemu ogrzewania w starej części ZOO, w której znajduje się jedna trzecia naszych obiektów, na system niskoemisyjny jest dla nas priorytetem – zapewnia Miłosz Bogdanowicz, rzecznik opolskiego ogrodu. – Mamy przygotowaną dokumentację techniczną i pozwolenia na budowę oraz umowę na dostawę gazu.

ZOO chciałoby zmienić kotłownię z węglowej na gazową, dzięki czemu bardziej ekologiczne ciepło popłynęłoby do tzw. starej części ogrodu.

– Mieszczą się tam budynki małpiarni, stawonogów, mrówkojada oraz budynki administracyjne i ambulatorium – mówi Miłosz Bogdanowicz. – W ramach tego zadania chcemy także zamontować instalację fotowoltaiczną, która uzupełniać będzie system ogrzewania, lampy grzewcze, promienniki podczerwieni i ultra vitaluxy.

Rzecznik wyjaśnia, że ZOO ubiega się o dofinansowanie tego projektu z funduszy zewnętrznych, w ramach konkursu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego. Wyniki konkursu będą znane w maju, a całkowita wartość inwestycji została oszacowana na 4,5 mln złotych.

Konkurs ma być rozstrzygnięty w maju tego roku, jednak nie ma pewności, że projekt zoo zyska uznanie komisji konkursowej. A nawet jeśli otrzyma dofinasowanie, wcale nie oznacza, że inwestycja zakończy się w 2023 roku, jak zapowiada ZOO.

– Codziennie biegałam pięć kilometrów, po przeciwnej stronie ZOO, czyli wzdłuż zakładów produkujących odżywki dla dzieci – mówi pani Małgorzata z Opola. – Ale tam, jak palą w ZOO, zwłaszcza w pochmurne i bezwietrzne dni, robi się czarna strefa, tak, że nie ma czym oddychać. I unosi zapach spalenizny.

Wtedy nawet lepiej biegać ulicami miasta, bo liczniki wskazują mniejsze stężenie smogu, niż w okolicy ZOO, gdzie ludzie przychodzą oddychać. Często też pada pytanie: czym tam się pali?

– Chcę podkreślić, że węgiel, którym opalana jest nasza kotłownia, spełnia wszelkie normy i posiada niezbędny certyfikat – podkreśla Miłosz Bogdanowicz. – Jesteśmy kontrolowani przez Straż Miejską, która nie wykazała żadnych uchybień.

Problem tylko w tym, że formalnie wszystko jest w normie – poza stężeniem smogu. A przecież skądś on się bierze, to tu powstaje, a nie np. na Górnym Śląsku.

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.