Gdzie jest Wiśniewski!

24 lutego sala wiejska w Czarnowąsach dosłownie pękała w szwach. Na spotkanie z prezydentem Opola przybyło ponad pięciuset mieszkańców gminy Dobrzeń Wielki.

Atmosfera na sali była gorąca, ludzie przyszli uzbrojeni w sztandary, banery, teksty z „niepodległościowym” hymnem gminy i co najważniejsze, w pytania do prezydenta Wiśniewskiego, na które chcieli usłyszeć konkretne i merytoryczne odpowiedzi.

Kiedy minęła godzina 18:00, a prezydenta ani widu, ani słychu, na sali zawrzało, rozległ się niecierpliwy tupot setki nóg i zabrzmiał chóralny głos „gdzie jest Wiśniewski”.

Włodarz miasta pojawił się z dwudziestominutowym opóźnieniem, walcząc po drodze z korkami, jak tłumaczył Mirosław Pietrucha, z-ca prezydenta.

Już w komplecie na stojąco, powiewając sztandarami i banerami, uczestnicy odśpiewali gromkim głosem dobrzeński hymn.

Zebranie rozpoczął wójt Henryk Wróbel, witając mieszkańców i gości. Gospodarzem spotkania była sołtys Krystyna Pietrek, prowadzącą – Lidia Majchrak, nauczycielka z ZS w Dobrzeniu Wielkim i autorka listu złożonego wraz z podpisami na ręce wojewody opolskiego.

Nie chcemy prezentacji!

Trzeba przyznać, że forma spotkania była dobrze obmyślona, miała nie dopuścić do krętych, długich i wymijających odpowiedzi prezydenta, który miał odpowiadać konkretnie na pytania. Czas jego odpowiedzi nie mógł przekroczyć 1,5 minuty, po tym czasie odzywał się gong kończący wypowiedź. Na pytania z sali również przewidziano 1,5 min i 1 min na ripostę. Założenie sprytne, tyle że niełatwe do realizacji. Wiśniewski ze swoją świtą, czyli zastępcą, sekretarzem i asystentem mieli inny pomysł na przebieg spotkania, którego głównym punktem miała być przygotowana przez prezydenta i jego pracowników prezentacja oraz jego światły monolog o marnym losie miasta i województwa, jeśli Opole pozostanie w swoich granicach. Mieszkańcy głośno i wyraźnie zaprotestowali przeciw takiej formie, dali jasno do zrozumienia co myślą o prezydenckich prezentacjach i stanowczo chcieli, aby Wiśniewski po prostu odpowiadał na ich pytania. Konkretnie i na temat. Gość jednak usilnie nalegał na pozwolenie przeprowadzenia prezentacji, która rzekomo miała naświetlić mieszkańcom całościowy obraz sytuacji i przekonać do słuszności planu podzielenia gminy i włączenia niektórych sołectw do miasta. Padły trzy pytania, które zostały bez odpowiedzi.

-Skąd pan wie, że województwo ma zniknąć?

-Na jakiej podstawie twierdzi pan, że gmina straci 30 proc. dochodów, skoro straci 70 proc?

-Dlaczego chce pan tylko część wsi Brzezie i Dobrzeń Mały?

Mało brakowało, a mieszkańcy opuściliby salę, a prezydent odjechał do Opola…

Gość w dom, Bóg w dom

Doszło jednak do kompromisu i w ramach staropolskiej goscinności pozwolono Wiśniewskiemu na prezentację kilku slajdów, jednak po serii pytań i tylko wtedy, kiedy będą zawierały odpowiedzi na zadawane pytania. Oczywiście prezentacja nie wniosła niczego nowego, argumenty Wiśniewskiego krążyły wokół konieczności powiększenia Opola, jego rozwoju, zwiększania jego atrakcyjności dla inwestorów oraz młodych ludzi, mieszkańców miasta, którzy właśnie z Opolem powinni wiązać swoją przyszłość. Była mowa o pozyskiwaniu terenów inwestycyjnych i pieniędzy oczywiście. Według prezydenta powiększenie miasta (kosztem najbogatszych w regionie gmin) ma ustrzec stolicę regionu przed problemami demograficznymi oraz zapobiec likwidacji województwa.

Ale co z nami? Czyli pytania bez odpowiedzi…

Mieszkańcy nie chcieli jednak rozmawiać u siebie o wielkim Opolu, o jego problemach, niedostatkach i brakach. Zebrani chcieli wiedzieć, co czeka ich po ewentualnym przyłączeniu do miasta. Chcieli również uświadomić prezydentowi, jakie konsekwencje finansowe i moralne przyjdzie mu ponieść za realizację grabieżczego planu. Czy zdaje sobie sprawę, że gmina pozbawiona części sołectw i wpływów z elektrowni nie będzie się w stanie utrzymać? Jeszcze dwa lata po jej rozdzieleniu będzie musiała płacić Janosikowe.

Tego prezydent nie wiedział, ale sam przyznał, że nie jest ekspertem od spraw gminy Dobrzeń Wielki i pewnie nie będzie umiał odpowiedzieć na wiele pytań mieszkańców…

-To smutne, że ktoś, kto mówi o rozwoju gminy, składa mieszkańcom obietnice, nie zna jej specyfiki – mówi Lidia Majchrak.

Zapytany o remont budynku GOK, czy sali wiejskiej w Czarnowąsach odparł, że nie wie, co będzie, przecież Nostradamusem nie jest, ale Opole ma wysoki budżet i na pewno znajdą się fundusze na remonty.

Małe może być wielkie i silne

Gerard Kasprzak chciał ostudzić zapędy prezydenta, jako przykład podał stolice Francji – Paryż, który jest najmniejszym francuskim miastem i większy jest od Opola o ledwo 8 km kwadratowych. Jednak gęstość zaludnienia to 22 tys. mieszkańców na km kwadratowy, w Opolu na 1 km kwadratowy przypada 1280 osób, utrzymanie miasta z takim zagęszczeniem ludności jest kosztowne. Przyłączenie sołectw z typową wiejską zabudową do miasta znacznie zwiększy koszty utrzymania Opola.

Krytyka i wyrzuty padały w obie strony

W dyskusji nie zabrakło również słów krytyki. Prezydent usłyszał zarzuty, że nie jest dobrym gospodarzem, nie potrafi wykorzystać potencjału miasta, dobrze zarządzać. Duże firmy przenoszą swoje siedziby do innych miast, a tereny inwestycyjne, o które zabiega, leżą w Opolu i na jego skraju odłogiem, nie ma właściwego planu zagospodarowania przestrzennego. Wystarczy w nie zainwestować. Dlaczego chce iść na łatwiznę i sięgać po cudze tereny przygotowane pod inwestycje z budżetu gmin, które chce obrabować?

-Inwestować trzeba sensownie, koszty adaptacji niektórych terenów są zbyt wysokie i zbyt duże ryzyko braku zainteresowania wśród inwestorów- odpowiada prezydent.

-Panu nie zależy na ludziach, tylko na pieniądzach z elektrowni. Uważa nas pan za głupszych, nie szanuje i nie słucha, próbuje nami manipulować – zarzuca prezydentowi Janusz Piontkowski.

Łukasz Kołodziej wypomniał Wiśniewskiemu spóźnienie, które jest wyrazem arogancji i braku szacunku dla mieszkańców.

Na nic się zdały zapewnienia prezydenta o sympatii i poszanowaniu…

On też miał mieszkańcom trochę do wygarnięcia.

-Co czwarty mieszkaniec waszej gminy pracuje w Opolu, jeździcie samochodami, przyczyniacie się do zanieczyszczenia miasta, wasze dzieci chodzą do opolskich szkół, robicie u nas zakupy, korzystacie z dróg, które budowało i remontowało miasto. Korzystacie z dobrodziejstw kultury i rozrywki. Powinno wam zależeć na rozwoju Opola.

-Ależ zależy, przecież wydajemy w Opolu swoje pieniądze. Jeśli wieś nie będzie jeździła do miasta, to jak ma się ono rozwijać? Czy jest samowystarczalne? Poza tym opolanie również znajdują tu miejsca pracy, dzieci chodzą do naszych szkół, przedszkoli, należą do sekcji w GOK – ripostuje mieszkaniec Borek.

Wójt zaznaczył, że problemy z zakorkowanymi drogami i zanieczyszczeniem środowiska trzeba oczywiście wspólnie rozwiązywać, ale w ramach aglomeracji, która została stworzona do wspólnych działań i rozwiązywania problemów.

Wiśniewski odparł, że niestety aglomeracja nie działa prężnie i nie może zaradzić wszystkim problemom.

Połączenie obu gmin?

Po raz kolejny padła propozycję połączenia obu gmin, którą kiedyś prezydent Opola złożył wójtowi Wróblowi.

-Propozycję owszem otrzymałem, ale w momencie, kiedy prezydent uświadomił sobie, że niełatwo będzie zagarnąć nasze tereny, kiedy zobaczył, że jesteśmy silni, walczymy i jednoczymy się w akcie obrony przed podziałem naszej gminy.

Chyba nikt na sali poważnie nie potraktował tej propozycji.

Prezydencie nawróć się!

Kilku uczestników spotkania próbowało odwołać się do sumienia prezydenta, przedstawić mu społeczne, nie tylko finansowe konsekwencje jego zamierzeń.

Gerard Kasprzak w bardzo emocjonalnej wypowiedzi próbował uświadomić Wiśniewskiemu, że jego plan spowoduje zahamowanie, a wręcz doprowadzi do upadku świetnie rozwijającą się w gminie kulturę i sport, pozbawi dzieci, młodzież i dorosłych możliwości rozwoju ich pasji, osiągania wysokich wyników na najwyższych szeblach.

Przestrzegł także, że gmina nie podda się bez walki, mieszkańcy będą walczyć wszelkimi dostępnymi i legalnymi środkami o swoją małą ojczyznę.

Lidia Majchrak zapytała, czy prezydent nie czuje się odpowiedzialny za falę nienawiści, jaką wzbudził wśród użytkowników internetu. Obrzucanie się wyzwiskami, ostre i niewybredne komentarze, pogróżki, brak wzajemnego szacunku, wrogie nastawienie stron.

Piotr Szlapa zapytał, czy nie boi się odpowiedzialności za społeczne niepokoje, czy nie obawia się, że zdeterminowani mieszkańcy, których woli nie bierze się pod uwagę w demokratycznym państwie, wyjdą na ulicę. Stwierdził, że cztery godziny spotkania nie przyniosły żadnego efektu, nie wypracowano żadnego porozumienia i właściwie czas został zmarnowany…

Wiśniewski potwierdził swoją wolę i oznajmił, że końcem marca wniosek o zmianę granic miasta trafi do Rady Ministrów.

Każda ze stron została przy swoim stanowisku. Nikt nikogo nie przekonał. To raczej nie rozmowa, a pokaz sił. Tym razem siła była po stronie mieszkańców gminy. Mieli argumenty, byli merytorycznie przygotowani, zadawali konkretne pytania i przytaczali mocne argumenty. Prezydent chyba nie docenił intelektualnych możliwości „wieśniaków”. Nie był przygotowany na to spotkanie, operował znanymi już sloganami, żonglował słowami, nie umiał jednak odpowiedzieć na większość pytań mieszkańców. Jeden z uczestników dość trafnie podsumował taktykę prezydenta Opola.

-Różnica między naszym wójtem a panem polega na tym, że pan jest młodym, ambitnym politykiem, który chce piąć się w górę, a wójt jest po prostu dobrym gospodarzem.

Spotkanie trwało około 4 godzin. Atmosfera była gorąca, napięta i nerwowa. Nie doszło jednak do żadnych niepokojących incydentów, prezydent pożegnał się uściskiem dłoni i zmęczony odjechał do Opola.

B.K.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Autorzy, którzy chcą, aby ich artykuły, napisane na łamach "Grupy Lokalnej Balaton" w latach 2013-2016, widniały na portalu informacyjnym Opowiecie.info proszeni są o przesłanie tytułu artykułu oraz zawartych w nim zdjęć na adres: news@opowiecie.info