Krystyna Pietrek zadarła z jedną z najważniejszych osób w wymiarze sprawiedliwości. „To ta babka, której przestraszył się Patryk Jaki” – mówią o niej w Opolu.
Wiceminister sprawiedliwości wymierzał grzywny prezydent Warszawy, Hannie Gronkiewicz-Waltz, za to, że nie stawiała się przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji. A sam kilka miesięcy unikał stawienia się przed sądem w Opolu, ostatecznie zasłaniając się immunitetem. Krystyna Pietrek była sołtyską wsi Czarnowąsy, siłą włączonej do Opola. Ma trójkę dorosłych dzieci: dwóch synów i jedną córkę. Wierzy, że w przyszłości Czarnowąsy znów będą częścią gminy Dobrzeń Wielki.
Z Krystyną Pietrek rozmawia Leszek Myczka.
Dlaczego została Pani sołtyską?
Zgodziłam się z wielkimi oporami. Bałam się, że sobie nie poradzę. Czarnowąsy to duża, rosnąca wieś, prawie cztery tysiące mieszkańców. W tej chwili buduje się kolejny apartamentowiec. Wiele lat byłam w radzie sołeckiej i widziałam, na czym to polega. Moi poprzednicy mieli bardzo trudne zadanie. W latach dziewięćdziesiątych było tu dużo tzw.
„chłoporobotników” z malutkimi gospodarstwami. Oni generowali całą masę nieporozumień. Sołtysi nie zawsze mogli ich dobrze reprezentować. Zmieniła się struktura społeczna i ja miałam tych problemów znacznie mniej, choć też musiałam dbać o różne grupy interesów. Choćby autochtonów czy nowych mieszkańców, których było coraz więcej. Ale te podziały przestawały istnieć, gdy dochodziło do organizacji jakichś imprez. Wigilia, dożynki czy festyny – wszyscy chętnie włączali się do pracy. Stali na baczność i pytali: Krysia, co trzeba robić? Robiliśmy wszystko, na co było zapotrzebowanie. Zorganizować dzień dziecka? Proszę bardzo – choć pieniędzy na to zbyt wielu nie mieliśmy. Wolałam pieniądze, które dostawała rada sołecka z gminy, spożytkować na stworzenie czegoś stałego, choćby doposażyć plac zabaw. Od podstaw stworzyliśmy trzy place zabaw. Teraz mamy ich pięć.
Jak Pani zareagowała na wieść o planowanym przez Wiśniewskiego przyłączeniu Czarnowąsów do Opola?
Pamiętam, że natychmiast gdy się o tym dowiedziałam, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Weroniki, sołtyski Borek, żeby ustalić termin wizyty u wójta. To było w piątek. W poniedziałek już cała nasza dziewiątka siedziała w urzędzie gminy. Wójt nie dowierzał. „A to w gazecie jakąś kaczkę puścili”, mówił. Cały protest się tak zaczął – ode mnie. Można powiedzieć, że to ja zaczęłam knuć. Ja jeszcze do dzisiaj to przeżywam. Co kilka dni zbieraliśmy się z grupą aktywniejszych mieszkańców, nauczycieli. A na początku grudnia zrobiłam zebranie wiejskie ze wszystkimi sołtysami i wszystkimi organizacjami, łącznie z Kościołem, Caritasem, dyrektorami szkoły i przedszkola, prezesem klubu LZS Swornica, prezesem OSP – i tak to się zaczęło.
Ostatecznie doszło do konsultacji społecznych, zdaniem wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, oszukanych.
Bzdura. Jak on może tak kłamać? Wszystko było lege artis. Ta gorycz jest w nas, w środku. Dlatego w dalszym ciągu chodzimy na miesięcznice, dlatego ludzie uczestniczyli w głodówce. Okazuje się, że zwykły człowiek nie ma nic do powiedzenia, bo ci co są na górze mają przebicie w mediach i to oni mają rację. To mi się wcale nie podoba. W jakim kraju ja żyję? Dlatego zdecydowałam się wytoczyć Jakiemu sprawę. O kłamstwo, którym obraża tych wszystkich wolontariuszy, którzy w konsultacjach uczestniczyli. Najpierw Jadzia Wittek z Kup chciała założyć Jakiemu sprawę. Była nawet na ten temat konferencja prasowa w gminie. Ale doszliśmy do wniosku, że to, ja jako osoba poniekąd urzędowa, wystąpię. I tak się stało. Doszliśmy ponadto do wniosku, że lepiej będzie, gdy zrobi to ktoś z mniejszości niemieckiej, którą minister Jaki na każdym kroku obraża. A Jadzia przyjechała 50 lat temu z Zamościa. Jaki powtarzał: „Nie będzie niemiecki wójt rządził polska elektrownią”. No to czym my jesteśmy dla nich, dla Kaczyńskiego, dla Jakiego? To my jesteśmy Niemcami? Mieszkamy na tych terenach i czujemy się Ślązakami. Niech się jeden z drugim pouczy historii, dowie się co to jest Śląsk. A czy jest on w granicach Polski, Niemiec, Austrii czy Czech – to jest to ten sam, nasz Śląsk. Jeszcze mój dziadek, pamiętam, w pięćdziesiątych latach opowiadał, że Śląsk był zawsze przez Polskę traktowany tak jak my teraz. Nie mówię o okręgu katowickim, bo tam mieli jak pączki w maśle. My tutaj nie znaczyliśmy nigdy nic.
Nie bała się Pani tak jawnie wystąpić, jednoosobowo, przeciwko władzy?
Ja się jeszcze teraz boję. A co zrobili z Romkiem Kołbucem? Wystarczyło, że Jaki naskarżył: skuli, zabrali na komendę, przeszukanie w mieszkaniu, kuratorzy przepytujący o dzieci… Jakim prawem? I okazuje się, że niesłusznie. I co? Kołbucowi i rodzinie zszargali nerwy i nic im za to nie będzie? Moja sprawa jest zawieszona, dopóki Jakiego chroni immunitet. Ale ja czekam i pamiętam. Na pierwszej rozprawie sama byłam w sądzie, bo mecenas wyznaczony przez gminę się przestraszył. Dopiero potem dotarłam do kancelarii mecenasa Andrzeja Sieradzkiego i on podjął się tę sprawę prowadzić. W każdym razie zabrano mi spokojny sen. Nie wiadomo, kiedy mi tu wjadą i zrobią co zechcą. Może jakąś prowokację? Przy takich metodach ze strony władzy wszystkiego można się spodziewać. Żyję tu od urodzenia i czuję się zwyczajnie zaszczuta przez Patryka Jakiego i Wiśniewskiego. Gdybym się czuła Niemką, to wyjechałabym stąd już w latach dziewięćdziesiątych. Tymczasem ja wybrałam tutaj swoją ojczyznę, a oni mi zaczynają korzenie podcinać. A ja wiem, czy mi domu nie zabiorą? No bo w tej chwili jak oni uchwalają takie durnowate prawo, to wszystko mogą uchwalić. A moim dzieciom w jaki ustroju przyjdzie żyć, jak to jeszcze bardziej poprzewracają?
Zaczynamy się bać jak dawniej. Mój dziadek, który był na pierwszej wojnie, potem przeżył drugą, w latach pięćdziesiątych podczas darcia pierza, gdy kobiety sobie opowiadały różne historie, chodził z fajeczką wkoło domu i pilnował, bo podsłuchiwali. Teraz czujemy się tak samo, bo takie techniki mają, że nie wiadomo, co w stosunku do nas zastosują.
Ale jakąś tam, choć niewielką, satysfakcję Pani ma. Jaki zasłonił się immunitetem, bo się przestraszył?
Przestraszył się, bo wie, że kłamie. A czekał tylko aż prezydent podpisze ustawę o sądach powszechnych i natychmiast napisał skargę na opolski sąd, który nie chciał uznać immunitetu. Sporo zdrowia straciłam przez to wszystko i nerwów. Przed każdą taką rozprawą, a było ich kilka, nawet teraz gdy szłam na rozprawę Kołbuca, to człowiek jak wchodzi do tego gmachu, to ma takie uczucie, że tu jest sąd, a nie ma sprawiedliwości.
Mimo wszystko zdecydowała się Pani być w radzie dzielnicy.
Dzięki temu łatwiej mi obserwować, co Opole zrobiło dla nas w 2017 roku. Gdyby nie telefony mieszkańców, nikt nie zadbałby nawet o place zabaw. Poszłyby w ruinę. Plac koło Małej Panwi wykoszony był pierwszy raz dopiero w listopadzie, mimo licznych monitów. 35 tysięcy mieliśmy dostać na fundusz obywatelski – z tego dostaliśmy tyle, co na paczki na wigilię dla seniorów, czyli 5600 zł na 160 paczek. Prezydent w przewidzianym terminie nie rozpisał wyborów do rad dzielnic i zostały nam tylko szczątki pieniędzy. Gdyby rada dzielnicy była wybrana tak jak trzeba, czyli do końca marca, to na trzy kwartały pieniędzy byłoby znacznie więcej. A tak miasto znów na nas oszczędziło. Gdzie widać w Czarnowąsach obiecane sto tysięcy funduszu inwestycyjnego? Nie wiem. Ja nie widzę. Miasto kupiło dla nas działkę na boisko wielofunkcyjne typu „orlik” – to jedyna rzecz.
Rada dzielnicy podjęła uchwałę o przeprowadzeniu konsultacji w sprawie przyłączenia Czarnowąsów do gminy Dobrzeń Wielki, podobnie rada Borek. W Brzeziu i w Krzanowicach będzie złożony projekt uchwały obywatelskiej. Trzeba 120 podpisów mieszkańców Opola. I co na naszą uchwałę pan Wiśniewski? Konsultacji nie rozpisze, bo to się zrobi sprawa polityczna. A przecież to od początku jest sprawa polityczna.
Czemu tak mało ludzi uczestniczy w czynnych protestach?
Ludzie po dwóch latach akcji i manifestacji, po wszystkich szykanach, są już zmęczeni. Tym bardziej że widzą złą wolę obecnych władz. Ale codziennie z nimi rozmawiam – większość chciałaby wrócić do Dobrzenia. Ratusz zdaje sobie z tego sprawę, dlatego boi się rozpisać konsultacje.
Mówiono, że podatki i opłaty nie pójdą w górę. Za domy mieszkalne rzeczywiście nie, ale już za pomieszczenia gospodarcze z dwóch złotych podrożały do 3,40 zł. A tu dużo mamy taki dodatkowych budowli. Abonament za wodę mieliśmy 10 zł – już mamy 20 zł. Ścieki też są droższe. OC na jednym samochodzie – 120 złotych więcej. To są szczegóły, ale jak pozbierać razem, to się robi spora kwota.
„Cała gmina zawsze razem” – co was tak trzyma przy tej gminie? Pieniądze?
Trzyma nas, bo było dobrze pod wieloma względami. Trzeba pamiętać, że wszystkie nasze sołectwa się starzeją. Taki dziadek, babcia, siądzie na rower czy do samochodu, pojedzie do gminy czy pomocy społecznej i w jednym budynku załatwi to, co ma załatwić. A do ratusza? Nie ma gdzie zaparkować, bo centrum jest zapchane. Autobusem i na piechotę nie wszyscy sobie poradzą. Tutaj mamy pobudowane ścieżki rowerowe. I na co one teraz komu?
Została Pani Honorową Obywatelką Gminy Dobrzeń Wielki…
Tak, to była taka niespodzianka. Nie wiem, kto o to wnioskował, ani kto decydował. Nie od razu to przyjęłam, bo chciałam, żeby najpierw uhonorowano uczestników protestu głodowego. Oni ryzykowali życiem. Gdy do tego doszło, na spotkaniu w Dobrzeniu Małym, nic nie stało już na przeszkodzie, bym tę swoją nagrodę odebrała.
Wierzy Pani, że wybory samorządowe poprawią Waszą sytuację?
Bez żartów. Wiśniewski tak skroił okręgi wyborcze, że nikt z przyłączonych sołectw nie ma najmniejszej szansy dostać do rady miasta. Czarnowąsy połączył z bardzo ludną dzielnicą Armii Krajowej – to zwykła kpina. Może po wyborach do Sejmu coś się zmieni, ale my czekamy i dotrwamy. I protestować będziemy do końca.
Fot. melonik